Śląski ZPN

Prezes, Trener i „Ojciec piłkarskich synów” z Ruchu Stanowice

22/08/2021 11:12

Marek Dyrbuś od 5 lat jest Prezesem Ruchu Stanowice, ale można powiedzieć, że w tym krótkim okresie mocno wpisał się w historię klubu, który świętuje 75-lecie.


- Pochodzę z Bełku, ale swoją piłkarską przygodę zaczynałem w Ruchu Stanowice – mówi Marek Dyrbuś. - Gdy miałem 12 lat koledzy szkolni, trenujący w stanowickich trampkarzach, namówili mnie do gry razem z nimi. W ich zespole brakowało bramkarza, a ja w naszych podwórkowych meczach stawałem zwykle między słupkami. Ponieważ w Bełku nie było wtedy drużyny młodzieżowej, to skorzystałem z tej propozycji i na rowerze przyjeżdżałem na zajęcia oraz mecze. Grałem w Ruchu do wieku juniora, a później nastąpiła przerwa w grze z jakimiś epizodami boiskowymi. Dopiero po studiach, a nawet po rozpoczęciu pracy i wybudowaniu domu w Stanowicach, w których mieszkam od 10 lat, wróciłem do piłki już jako działacz.

- Co zadecydowało o tym, że został pan Prezesem Ruchu Stanowice?

- Sytuacja, w której znalazł się klub. Drużyna spadła do klasy C i nie było chętnych, którzy mogliby ratować klub. Wcześniej byłem w nim Wiceprezesem, ale tylko rok pełniłem tę funkcję, bo nie po drodze mi było z poprzednimi władzami więc zrezygnowałem, bo miałem inną wizję klubu. Kiedy jednak klub zaczął się chylić ku upadkowi, bo zostało w nim tylko 15 seniorów, Grzegorz Olechno, który działa tu znacznie dłużej, poprosił mnie o pomoc i tak to się zaczęło. Powiedziałem od razu, że celem mojej działalności jest stawianie na młodzież. Pierwszym krokiem było powołanie drużyny dziecięcej i zorganizowanie turnieju Stanowice Cup, który w tym roku miał już piątą edycję. Teraz mamy już cztery grupy młodzieżowe oraz seniorów, którzy po prawie 20 latach wywalczyli awans do klasy A, ale grają na zasadach totalnej amatorki. Koncentrujemy się jednak w dalszym ciągu na dzieciach i młodzieży, ciesząc się, że się rozwijają. Pamiętam doskonale te początki, kiedy to na prośbę rodziców i z pomocą dyrektora szkoły ogłosiłem nabór dzieci z rocznika 2007, 2008 i 2009. Na początku mieliśmy jedną drużynę z trzech roczników, ale szybko okazało się, że chętnych w każdym roczniku jest tylu, że założyliśmy zespoły rocznikowe. Teraz mamy więc zespoły z roczników 2007 i 2008, 2009 i 2010 – grający w III lidze wojewódzkiej oraz 2011 i 2012, a także 2014 i młodsi. W sumie jest w klubie około stu zawodników, z którymi pracuje 5 trenerów i trener bramkarzy.

- Jaki cel stawia pan teraz przed sobą i klubem?

- Po pierwsze chcemy żeby nasza drużyna seniorów prowadzona przez Szymona Kusia i grająca na w pełni amatorskich zasadach utrzymała się w klasie A, żeby nasza młodzież z roczniak 2007 miała swój piłkarski cel. Trzech z nich już trenuje z zespołem seniorów i w styczniu, już jako 15-latkowie będą mogli wchodzić do gry wśród seniorów. Nie ukrywam, że jest duże zainteresowanie większych klubów i akademii tymi chłopcami więc zobaczymy jaka będzie decyzja rodziców. Jeżeli wybiorą szkołę średnią o profilu sportowym to będziemy się cieszyć. Ale przede wszystkim będziemy zadowoleni jeżeli będziemy mogli za kilka lat oprzeć zespół seniorski na tych właśnie naszych wychowankach.

- Na kogo może pan szczególnie liczyć w klubowej działalności?

- Wspiera mnie cały zarząd na czele wiceprezesem Grzegorzem Olechną, skarbnikiem Grzegorzem Burym i panią sekretarz Anetą Marek, czyli żoną naszego nestora wśród zawodników Wiesława Marka, którego syn jest właśnie jednym z tych wyróżniających się wychowanków. Już nawet zagrali razem w sparingu i może doczekamy się ich wspólnego występu w oficjalnym spotkaniu.

- Czym zajmuje się pan poza działalnością w klubie?

- Jestem prawnikiem i prowadzę swoją kancelarię w Wodzisławiu Śląskim więc z czasem na działalność w klubie nie zawsze jest tyle ile bym chciał mu poświęcić, ale trzeba sobie to wszystko tak zorganizować, żeby pogodzić działalność w klubie z pracą oraz rodziną. Żona Kasia z 17-letnią córką Martyną nie są pasjonatkami piłki nożnej więc zajmują się tańcem nowoczesnym, bo to jest ulubiona forma ruchu córki. Natomiast ja – mówiąc pół żartem – mam całe „stadko piłkarskich synów”, bo dla nich właśnie ukończyłem na początku tej działalności kurs UEFA C, a później UEFA B, żeby nie mieć problemów z prowadzeniem trampkarzy i juniorów więc cieszę się z każdego ich sukcesu oraz wierzę, że idziemy dobrą drogą.