Śląski ZPN

Piotr Raczek od początku kieruje LKS-em Leśna

2/09/2021 12:56

Choć był współzałożycielem klubu przez 23 lata działał w nim jako kierownik, odpowiadając za... wszystko. Od roku Piotr Raczek pełni natomiast funkcję Prezesa LKS Leśna, który awansował do klasy okręgowej.


- Z LKS-em Leśna jestem związany od samego początku, bo byłem jego współzałożycielem w 1997 roku – mówi Piotr Raczek. - A wszystko zaczęło się od tego, że jako rdzenny żywczanin, byłem zawodnikiem Czarnych Żywiec i tam ta moja piłkarska pasja się narodziła. Doszedłem do gry w okręgówce, ale później była służba wojskowa i przeprowadzka do Leśnej, gdzie wybudowałem swój dom. Do Żywca jeździłem więc już tylko na mecz drugiej drużyny Czarnych, grającej w klasie A, żeby nadal mieć kontakt z piłką. Wtedy właśnie pojawił się pomysł, żeby założyć klub w Leśnej. Razem z Ryśkiem Piotrowskim, który został pierwszym prezesem, bo on to wszystko ruszył i poprosił mnie o pomoc, stworzyliśmy drużynę i wystartowaliśmy od klasy C, w której gdy brakowało zawodnika to jeszcze nawet zakładałem buty i grałem. Przede wszystkim jednak byłem... kierownikiem drużyny, czyli wszystkim. Pomagałem trenerowi Janowie Satławie, którego ściągnąłem po znajomości, bo to mój sąsiad. Pamiętałem go jako zawodnika, bo jako chłopiec jeździłem na jego mecze na BKS Stal Bielsko-Biała i wiedziałem, że na pewno czegoś naszych zawodników nauczy i faktycznie po dwóch latach awansowaliśmy do klasy B, a po następnym sezonie zabrała go nam Koszarawa.

- Jakie były początki?

- Nie mieliśmy swojego boiska więc od razu na starcie było ciężko. Graliśmy w Lipowej na obiekcie gminnym, ale musiały się nim dzielić dwa kluby i kilka drużyn, bo dochodziły jeszcze zespoły młodzieżowe, więc trudno się było wbić z treningami i terminami spotkań. Załatwiłem więc, wykorzystując znajomości z lat mojej gry w Czarnych, z Janem Szupiną, który był w tamtym klubie Prezesem, że będziemy u nich trenować i rozgrywać swoje mecze. Niestety trwało to tylko rok, bo gdy Czarni połączyli się Góralem musieliśmy opuścić obiekt. Na kolejny sezon przenieśliśmy się na boisku w żywieckim parku. Dzięki znajomościom z Urzędzie Miasta załatwiłem, że mogliśmy tam rozgrywać B-klasowe już wtedy mecze. To boisko nie spełniało jednak wymagań. Było wymiarowe, ale bardzo krzywe i nie dało się zrobić prostokąta, tylko miało kształt rąbu. Zostało jednak odebrane z przymrużeniem oka. Sędziowie przebierali się na pobliskim osiedlu w garażu, z którego kolega wyjeżdżał samochodem i robił miejsce na „szatnie”.

- Kiedy przeszliście się na swoje boisko?

- W tym czasie gdy graliśmy w parku, w 2001 roku, nasz pierwszy prezes do oddał dwie swoje działki za darmo i chodził od sąsiada do sąsiada, żeby zgodzili się sprzedać swoje tereny, które praktycznie były nieużytkami. Gmina wykupiła więc ten „kamieniec” nad rzeką Leśnianką, a my wykonaliśmy ogrom pracy, żeby na miejscu drzew, krzaków i kamieni powstało boisko. Mam jeszcze z tamtych czasów i gdy je pokazuję nikt nie wierzy, że w tym miejscu jest teraz nasze boisko. Otwarliśmy je i... pracowaliśmy dalej nad infrastrukturą. W 80 procentach jest ona efektem zaangażowania, pieniędzy i czasu kibiców, zawodników i działaczy, a później włączyła się w to gmina. Wykonaliśmy: karczowanie, przygotowanie terenu, wybudowaliśmy trybunę, która teraz ma 250 krzesełek, wybudowaliśmy budynek klubowy, do którego przeszliśmy z kontenerów, w których nie mieliśmy pryszniców. Gdy awansowaliśmy do klasy A postanowiliśmy, że musimy się też dostosować szatniami. Może teraz, jak na obecne standardy są one trochę małe, ale na pewno jest przyjemnie, ładnie i schludnie więc nie musimy się wstydzić.

- Jak określiłby pan swoją rolę w klubie?

- Formalnie prezesem jestem rok, ale i tak wszyscy mówią do mnie „Kierowniku”, bo w tej roli jestem w klubie od początku i prowadzę też wszystkie statystyki. Pomagałem pierwszemu Prezesowi Ryszardowi Piotrowskiemu. Drugi Prezes Artur Wandzel, który teraz jest Prezesem Honorowym, też miał we mnie prawą rękę. Był naszym zawodnikiem i rozegrał około 70 spotkań, a jako biznesmen wspomagał nas i wspomaga dalej. Kontynuujemy klubową politykę grania swoimi zawodnikami i cały czas nie mamy więcej niż dwóch-trzech zawodników z zewnątrz. Przez ostatnie 6 lat nasi juniorzy grali w II lidze wojewódzkiej juniorów starszych, czyli po Koszarawie i Góralu byliśmy trzecim klubem na Żywiecczyźnie, mającą drużynę na tak wysokim poziomie w rozgrywkach młodzieżowych. Rywalizując z Rekordami, Podbeskidziami nasi zawodnicy się ogrywali i wchodzili do seniorów gotowi do gry. Taka była i jest nadal moja rola. A moim celem jest utrzymanie stanu, który mamy w tym momencie, czyli tej kondycji finansowej i tego stanu kadrowego oraz poprawić infrastrukturę. To jest nasze oczko w głowie i moje pomysły z tablicą świetlną, którą „wymyśliłem” sobie gdy w 2015 roku awansowaliśmy pierwszy raz do okręgówki. Chodziłem po najbogatszych ludziach we wsi i uzbierałem 14 tysięcy złotych na „zegar”, który funkcjonuje do dzisiaj. Marzę też o drugiej trybunie. Najważniejsi są jednak ludzie, a w klubie mamy w tej chwili obok 30 seniorów także zespół juniorów. Co prawda młodsi piłkarze są w innym klubie, bo funkcjonują pod nazwą Ajax Leśna, ale są z nami i zawodnicy wchodzący w wiek juniora przychodzą do nas.

- Który mecz zasłużył na miano spotkania ćwierćwiecza?

- Najbardziej pamiętny był mecz Pucharu Polski, na którym naliczyłem 890 kibiców! W 2002 roku graliśmy z Koszarawą Żywiec jeszcze z Marcin Brosz. Przegraliśmy 1:6, ale frekwencja i atmosfera były niesamowite. A w ligowym meczu rekord frekwencji padł na spotkaniu z Lipową, na którym było 600 kibiców, bo to taki mecz sąsiadów zza między i zawsze budzi dodatkowe emocje. Z tym, że my od samego początku, nawet w tym okresie żywieckich występów, zawsze mieliśmy multum kibiców i do dzisiaj są z nami. Możemy się pochwalić najwyższą średnią na trybunach, na których na przykład na ostatnim meczu zasiadło 250 widzów. W poprzednim sezonie graliśmy jednak głównie bez kibiców, a szkoda bo było co oglądać. Awans do okręgówki przypieczętowaliśmy już 7 kolejek przed końcem sezonu, bo wygrywając 7:1 wyjazdowy mecz z Sołą Żywiec zapewniliśmy sobie mistrzostwo i polały się szampany, a zakończyliśmy rozgrywki mając 33 punkty przewagi nad wicemistrzem! Wróciliśmy więc do okręgówki z przytupem. Najlepszym strzelcem był Kajetan Lach, który zdobył 35 bramek. Kapitanem jest Łukasz Biegun, doświadczony zawodnik i mentalny lider drużyny, który potrafi poderwać zespół prowadzony od ponad trzech lata przez Seweryna Caputę – zawodnika III-ligowego Rekordu Bielsko-Biała. Naszym celem jest utrzymanie w okręgówce. Wprawdzie pierwsze porażki trochę nas martwią, ale patrząc na grę, która wygląda nieźle, jestem optymistą. A muszę dodać, że jesteśmy klubem, który nie płaci za grę. W trakcie sezonu zbieram pieniądze od sponsorów do jednej puli i na koniec rundy dzielę je między zawodników jako nagroda, ale są to kwoty o których nawet nie warto wspominać. Dlatego mogę powiedzieć, że grają dla przyjemności.

- Co pan robi poza działalnością w klubie?

- Pracuję. Z wykształcenia jestem geodetą, ale po 20 latach w geodezji, przeszedłem do handlu i przez 15 lat byłem kierownikiem sklepu Komfort, a teraz, też w branży handlowej pracuję w firmie byłego Prezesa Artura Wandzla, więc mam wyrozumiałego szefa. Rodzina też zaakceptowała moją pasję. Żona Dominika rozumie, że nie potrafiłbym bez piłki żyć choć zdaję sobie sprawę, że przez to mam mniej czasu i pieniędzy dla rodziny, której czasem na potrzeby klubu, podbiera się środki z domowego budżetu. Syn Maciek nie złapał jednak piłkarskiego bakcyla i po studiach językowych osiadł we Francji, a spełniam się w klubie, które traktuje jak „rodzone” dziecko i mógłbym o nim mówić bez końca. Prowadzę statystyki i każdy piłkarze jest odnotowany. Teodor Popławski ma 187 bramek i to jest rekord, a na czele zawodników mających najwięcej występów są Grzegorz Binda i Marek Borak, którzy grali od 15 roku życia i zaliczyli ponad 600 spotkań. Goni ich Andrzej Kowalczyk, który nadal występuje. Najwyżej wybił się od nas natomiast Marcin Wróbel, który od nas przez BKS Stal Bielsko-Biała trafił do Rekordu i piąty sezon gra w III lidze, ale wierzymy, że niedługo wychowamy ligowca.