Wprawdzie Polacy w meczu ze Słowacją, zgodnie z zapowiedzią selekcjonera, atakowali i mieli przewagę, ale schodzili z boiska z wielkim uczuciem niedosytu. Remis 2:2 oznacza bowiem, że ćwierćfinał znalazł się na przeciwległym biegunie.
Biało-czerwoni oddali 54 strzały, a rywale 10 mniej. W celnych uderzeniach takiej różnicy już jednak nie było, bo na 13 trafień w światło bramki naszych reprezentantów Słowacy odpowiedzieli 12-krotnie.
- Zabrakło trochę szczęścia i umiejętności – mówi Przewodniczący Komisji Futsalu i Piłki Plażowej PZPN Grzegorz Morkis. - W kilku momentach można się było lepiej zachować, ale trzeba też oddać naszym zawodnikom ich chęć oraz determinację. To ile zdrowia ile zostawili na boisku, że rzadko się spotyka u polskich sportowców.
Do 25 minuty wszystko układało się po naszej myśli. Nie dość, że w 7 minucie, po rozegraniu autu przez Michała Kubika Tomasz Kriezel ulokował piłkę w okienku, to jeszcze nasza defensywa skutecznie rozbijała ataki rywali, a Michałowi Kałuży raz w sukurs przyszedł słupek. Drugą połowę Polacy zaczęli pewnie i spokojnie, ale gdy wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą przyszedł najgorszy moment. W 185 sekund Słowacy strzelili dwa gole, najpierw z rozegranego autu, a następnie z szybkiej akcji. Błażej Korczyński zareagował natychmiast wysyłając w bój zawodników ofensywnych i Patryk Hoły po zagraniu Sebastiana Wojciechowskiego sfinalizował składną akcję i zostało ponad 7 minut, żeby zadać decydujący cios. Bramkarz Słowaków okazał się już jednak zaporą nie do sforsowania i nawet gra piątką zawodników w polu nie dała efektu.
- Zabrakło zimnej głowy – uważa Błażej Korczyński. - Przy stanie 1:0 potrafiliśmy zachować spokój, ale choć mieliśmy kilka okazji, aby zdobyć kolejną nie podwyższyliśmy prowadzenia. W dodatku popełniliśmy duży błąd, którzy rywale wykorzystali doprowadzając do wyrównania i poszli za ciosem. Później zaczęliśmy znowu grać bardzo szybko i strzeliliśmy drugiego gola oraz mieliśmy kolejne szanse, ale zabrakło wykończenia. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ale nie składamy broni. Przeciwko Rosji może będziemy mieć niewiele szans i musimy je wykorzystać, bo chcemy wygrać.
Teoretycznie pierwsze zwycięstwo w historii występów polskich futsalistów na mistrzostwach Europy jest możliwe. Rosjanie już są pewni zdobycia pierwszego miejsca w grupie i mogą sobie pozwolić na oszczędzanie sił swoich najlepszych zawodników na fazę pucharową. Ale sama wygrana Polaków to jeszcze nie wszystko. Do pełni szczęścia potrzebne nam będzie jeszcze zwycięstwo Słowaków z Chorwatami i to minimalne, do czterech goli, żebyśmy mogli się cieszyć.
- Rozum mówi: „będzie ciężko”, a serce podpowiada: „wszystko się może zdarzyć” – dodaje Grzegorz Morkis. - Poczekajmy więc do soboty.