Nic więc dziwnego, że podopiecznych Daniela Tukaja pilnie obserwował Prezes niebieskich Seweryn Siemianowski, a na trybunach zasiadał sztab szkoleniowy Centrum Szkolenia z trenerem koordynatorem Mateuszem Michalikiem na czele.
- Bezpośrednio po finale to na pewno był niedosyt i łezka w oku się zakręciła – mówi Daniel Tukaj. - Szkoda, bo byliśmy blisko złota, ale myślę, że im dłużej będziemy patrzeć na te srebrne medale, które zawieszono na naszych szyjach tym bardziej będziemy doceniać to co zrobiliśmy na chorzowskim parkiecie. Wykonaliśmy na boisku bardzo dobrą robotę, która przyniosła sukces.
- Liczyliście na finał?
- Rok temu spora grupa tych chłopaków była ze mną i Wojtkiem Dobrzyński, który wtedy ich prowadził, a tym razem kierował drużyną Cleareksu. W Białymstoku sięgnęliśmy po brąz więc chcieliśmy wykonać krok do przodu, ale z drugiej strony patrząc trzeba sobie uświadomić, że w naszym zespole grają chłopcy z boisk trawiastych. Urozmaicili ten zimowy okres przygotowawczy treningami futsalowymi i za wykonaną solidnie robotę mają nagrodę. Przy okazji była to dla nich przyjemność i fajnie, że tak do tego podeszli. To był taki mały dodatek do ich piłkarskiej przygody w naszym centrum szkolenia Ruchu Chorzów i efekt pracy wszystkich trenerów, którzy się zaangażowali w ich przygotowania. Wspólnym celem i szkoleniowców, i zawodników, jest ich gra na Cichej 6, a nawet coś więcej i mam nadzieję, że to co razem wykonaliśmy przyniesie dobry efekt w przyszłości. Dziękuję też Wojtkowi Dobrzyńskiemu, który wprawdzie tym razem prowadził inny zespół, ale wspieraliśmy się i pomagaliśmy sobie. A najważniejsze podziękowania zostawiłem na koniec, bo chciałbym żeby o nich pamiętać najbardziej. Ten sukces jest dzieckiem pana Marka Nowaka, prezesa Mareksu. To on dwa lata temu podpisał się pod tym projektem. To on zorganizował to wszystko i dla tych chłopców i dla chorzowskiego środowiska piłkarskiego, w którym dawno nie było takiej imprezy. Cieszymy się więc wspólnie, że u nas, na chorzowskim boisku, sięgnęliśmy po sukces, bo tak trzeba nazwać wicemistrzostwo Polski.
- Graliście na trzy czwórki i dwóch bramkarzy. Skąd taki pomysł na wykorzystanie wszystkich zawodników zgłoszonych do turnieju?
- Mieliśmy wyrównany skład od równorzędnych bramkarzy zaczynając i nie chcieliśmy nikogo zrazić, a jednocześnie staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać potencjał zespołu. Wydaje mi się, że dzięki temu każdy miał przyjemność z tego grania, a zespół także na tym korzystał. W finale przez większość meczu korzystaliśmy co prawda z jedenastki, ale w końcówce wszyscy pojawili się na parkiecie i możemy powiedzieć, że każdy „powąchał” walki o złoto i wziął udział w w walce o mistrzostwo Polski. Tym bardziej, że atmosfera tego finału, dzięki kibicom-rodzicom którzy nas wspierali z trybun oraz sympatykom klubu była wspaniała. To wszystko buduje chłopaków i mam nadzieję, że pomoże im w dalszym rozwoju.
- Kapitan Mateusz Talaga został wybrany MVP turnieju. Kto jeszcze zasłużył na indywidualne wyróżnienie?
- W zespole było kilku zawodników, którzy ciągnęli grę. Nasz najlepszy strzelec Mateusz Gasz czy Igor Stasiński również zasługują na wyróżnienie, bo byli motorami napędowymi naszego zespołu, ale wszyscy zawodnicy od pierwszej do trzeciej piątki dołożyli coś od siebie. Każda formacja zrobiła swoje, a jedyne z czego mogę być niezadowolony to fakt, że ani jednego meczu nie zagraliśmy „na zero z tyłu”. Pięć razy straciliśmy po jednym golu, a w finale dwa. Szczególnie na ostatni mecz był to nasz plan, ale rywale w tym meczu okazali się za mocni.
- Co dalej ze srebrnym zespołem niebieskich?
- Wracamy na trawę. To jest ich priorytet i po wygraniu w rundzie jesiennej rozgrywek w I Lidze Wojewódzkiej A1 wiosną będziemy walczyć w Lidze Makroregionalnej o awans do Centralnej Ligi Juniorów. Mam nadzieję, że ten sukces w hali podbuduje tych chłopaków i pociągnie do góry.