Do tego dodajmy jeszcze, że dwójka katowickich piłkarzy to z podstawowego składu to 16-latkowie, a był moment, w którym na murawie ramię w ramię biegało trzech juniorów młodszych. Bez przesady można więc powiedzieć, że IV-ligowa drużyna ze stolicy Górnego Śląska jest zespołem przyszłościowym.
- Jak na inaugurację rundy rewanżowej nasz mecz ze Szczakowianką można nazwać bardzo dobrym spotkaniem z obydwu stron – mówi Tomasz Wróbel. - Mierzyliśmy się z wymagającym rywalem, ale stanęliśmy na wysokości zadania i mimo trudnej sytuacji i ciężkich chwil, bo ponad 40 minut graliśmy w osłabieniu, chłopaki pokazali naprawdę wielki charakter. Walczyli jak lwy i realizowali założenia, które z boku przekazywaliśmy im na boisko. To w konsekwencji dało nam wyrównującego gola w ostatnich sekundach gry. Dlatego szanujemy ten punkt za remis 2:2, ale mamy też trochę niedosytu, bo wydaje mi się, że mogliśmy w tej potyczce zdobyć więcej. Można nawet powiedzieć, że lepiej zagraliśmy w dziesiątkę niż w jedenastkę. Powiem szczerze, że to jak zagramy w takiej sytuacji było dla mnie zagadką. Pierwszy raz drużyna znalazła się w takim położeniu. Nawet się kiedyś zastanawiałem czy na jakimś sparingu nie zagrać 45 minut o jednego mniej właśnie po to, żeby taki wariant też przećwiczyć. Nie doszło jednak do tego, ale w przyszłym okresie przygotowawczym chyba jednak ten pomysł zastosuję, bo to też jest forma nauki.
39-letni Tomasz Wróbel jest wychowankiem Rozwoju, z którego jako 23-latek, latem 2005 roku, przeszedł do grającego na zapleczu ekstraklasy Górnika Polkowice, a pół roku później wykonał następny krok w górę GKS-ie Bełchatów. W tym klubie zakotwiczył na 8 lat, w których rozegrał 171 spotkań w ekstraklasie i zdobył w nich 15 bramek. Po powrocie na Śląsk przez sezon 2013/14 grał w I-ligowym GKS-ie Katowice, z którego wrócił do Rozwoju i w 2015 roku wywalczył z kolegami historyczny awans na jeden sezon do I ligi. W 2017 roku tej samej sztuki dokonał z Rakowem Częstochowa, w którym grał przez rok. 4 lata temu wrócił do macierzystego klubu i tu zakończył karierę piłkarską oraz rozpoczął pracę trenerską. Od roli grającego asystenta Marka Koniarka, poprzez prowadzenie juniorów U19, przed poprzednim sezonem doszedł do roli trenera IV-ligowej drużyny seniorów i po „zapaści klubu” próbuje pociągnąć w górę swoich młodych podopiecznych, a przede wszystkim myśli o ich indywidualnym rozwoju.
- W pierwszej połowie było kilka słabszych ogniw, ale ja to doskonale rozumiem, bo składam to na karb młodości tych zawodników – dodaje Tomasz Wróbel. - Większość z nich to młodzieżowcy, a nawet juniorzy więc przed pierwszym meczem w rundzie muszą czuć presję. Ciesze się jednak, że ją opanowali. Nie wymienię tu jednego nazwiska zawodnika, który pociągnął drużynę, bo dla mnie liczy się cały zespół. Zdarzy się, że ktoś zagra słabiej niż potrafi, ale za to ktoś inny spisze się lepiej i w sumie drużyna się obroni. Najczęściej jest tak, że dostrzega się strzelca bramek, a obrońcy czy pomocnicy wykonujący ciężką robotę są pomijani przy takich wyliczankach, ale żeby trener mógł być tak naprawdę zadowolony potrzebna jest współpraca i dlatego doceniam wkład każdego zawodnika. Wszyscy gramy o zwycięstwo w każdym meczu, bo to jest podstawowy cel. A na tę rundę zakładamy sobie jako najważniejsze zadanie ograć chłopaków pod kątem przyszłego sezonu. Po drodze będziemy też oczywiście patrzeć w tabelę i każda wygrana oraz każdy zniwelowany punkt straty do lidera będzie naszym sukcesem. Powiedziałem chłopakom, że nie ma co patrzeć czy jesteśmy na czwartym czy ósmym miejscu. Interesuje nas to, żeby wiosną zdobyć jak najwięcej punktów.
W rundzie jesiennej Rozwój wywalczył 28 oczek za 9 zwycięstw i odnotował jeden remis oraz 5 porażek. Wiosnę rozpoczął od remisu, ale chciałby poprawić swój bilans z pierwszej rundy więc kibice katowiczan liczą na kolejne dobre mecze zespołu Tomasza Wróbla.