Śląski ZPN

Kapitan Orła znalazł swoje gniazdo w Miedarach

22/03/2022 11:32

Do 16 bramek zdobytych w rundzie jesiennej kapitan Orła Miedary w spotkaniu inaugurującym rundę wiosenną dorzucił trafienie z karnego.


Po golu swojego kapitana miedarzanie od 50 minuty aż do doliczonego czasu gry na swoim boisku prowadzili z Dramą Zbrosławice 1:0, ale ostatecznie zeszli z boiska z jednym punktem. Remis 1:1 oznacza, że układ na szczycie tabeli Zina Klasa Okręgowa – Grupa I (Bytom-Zabrze) obowiązujący przez całą zimę ani drgnął. Podopieczni Sebastiana Foszmańczyka nadal mają 3 punkty straty do zbrosławiczan, a więc wyścig o awans do IV ligi trwa.

- Zaczęliśmy dość dobrze – mówi Karol Kajda. - W pierwszej połowie przeważaliśmy i mieliśmy dwa strzały, po których słupek ratował Dramę od straty gola. Zabrakło trochę szczęścia, a przeciwnik praktycznie nic nie stworzył. Po przerwie, można powiedzieć, idealnie weszliśmy w grę, bo po rzucie karnym, który wykorzystałem wyszliśmy na prowadzenie i mecz układał się po naszej myśli. Nie było jakiegoś zagrożenia ze stronę przeciwnika, bo w miarę kontrolowaliśmy to co się działo na boisku, kontrując rywali, którzy ruszyli do ataku większą liczbą zawodników i zostawili nam więcej miejsca na swojej połowie. Dzięki temu mieliśmy okazję na postawienie pieczęci na zwycięstwie, ale poprzeczka uratowała gości, bo gdyby mój zmiennik Mateusz Bednorz trafił w 81. minucie byłoby po meczu. A tak to chwilę później była czerwona kartka po drugiej żółtej dla Kamila Frączka i broniąc się w dziesiątkę przy rzucie rożnym w doliczonym czasie gry straciliśmy gola. Skończyło się więc remisem, z którego nie jesteśmy zadowoleni. Może gdyby był inny przebieg meczu i gdybyśmy to my wyrównali to nastroje byłyby inne, bo zrównalibyśmy się z Dramą punktami i mając lepszy bilans bezpośrednich spotkań bylibyśmy liderami. Wszystko byłoby więc w naszych rękach, głowach i nogach, a tak to musimy czekać aż rywal się potknie.

- Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do wywalczonego i strzelonego przez pana rzutu karnego. Czuł pan stres?

- Tego uczucia, które towarzyszyło mi przy karnym nie nazwałbym stresem. Nawet nie niepewność. To jest taka miła chwila, którą nie wiem nawet jak nazwać, bo poprzedza radość z tego, że udało się strzelić.

- Dlaczego i jak w pana piłkarskim życiorysie pojawił się Orzeł Miedary?

- Jestem wychowankiem Sparty Zabrze, ale jako 20-latek przeszedłem do Polonii Bytom i wiosną w 2005 roku zajęliśmy drugie miejsce w III lidze z takim samym dorobkiem jak Śląsk Wrocław, który awansował bezpośrednio, a my graliśmy w barażach ze Szczakowianką i pod wodzą trenera Marcina Brosza weszliśmy na zaplecze ekstraklasy. To był niezapomniany moment, bo wszedłem na boisko stadionu przy Olimpijskiej, zmieniając Daniela Tukaj i grałem obok takich zawodników jak Jacek Trzeciak czy Jacek Broniewicz, a na trybunach było chyba 5 tysięcy widzów. Wtedy był stres i adrenalina. Nie zostałem jednak wtedy w Polonii tylko „zwiedziłem” kilka klubów: Slavię Ruda Śląska, Walkę Makoszowy, Ruch Radzionków, Górnik 09 Mysłowice, Orzeł Babienica/Psary i Gwarek Tarnowskie Góry, z którego w 2014 roku trafiłem do Orła i znalazłem swoje gniazdo w Miedarach. Miałem co prawda oferty z wyższych lig, ale poza jednym sezonem w Ruchu Radzionków, z którym w 2018 roku awansowałem po barażach z Polonią Bytom do III ligi, grałem dla Orła. Może gdybym był młodszy to jeszcze bym może spróbował, ale już po trzydziestce to trzeba się po prostu cieszyć, a w Miedarach dobrze się czuję i mogę godzić pracę z tą przyjemnością jaką sprawia mi bieganie po boisku i strzelanie goli. Miło wspominam na przykład mecz, w którym strzeliłem dla Orła 6 goli i ten dorobek ze spotkania w Orzechu z Sokołem to mój rekord życiowy, a było też pięć trafień od 16. do 36. minuty w poprzednim sezonie z Czarnymi Kozłowa Góra.

- Co pan robi poza boiskiem?

- Jestem przedstawicielem handlowym w hurtowni medycznej więc treningi i grę na poziomie klasy okręgowej spokojnie można z tym pogodzić i w IV lidze też nie byłoby z tym problemów. Tym bardziej, że jestem w klubie, w którym czuję się szanowany. Dobrze współpracuje mi się z Prezesem. Mamy fajną drużynę, fajną atmosferę. Trener to kolega, z którym grałem w jednej drużynie jeszcze w Gwarku Tarnowskie Góry więc w Orle też szybko znaleźliśmy wspólny język. Nie mam potrzeby zmieniania klubu.

- Jak długo będzie pan grał?

- Myślałem już kiedy nad tym, ale nie stawiam sobie jakiejś konkretnej daty zakończenia gry, choć wiem, że ten moment się zbliża. Mam już przecież 37 lat, ale póki zdrowie dopisuje, a kontuzje mnie omijają i wszystkie mecze gram, to nie mam zamiaru przestawać czerpać z tego przyjemności. Dopóki więc będą chęci i dopóki będę coś sobą prezentował, a na boisku nadal czuję się potrzebny drużynie, to zamierzam grać i strzelać.