- Jak przygotowaliście do spotkania na szczycie?
- Mieliśmy świadomość tego, że przyjeżdża do nas drużyna, która jeszcze nie przegrała – mówi 25-letni Mateusz Kubica, który na III-ligowych boiskach w barwach Rekordu rozegrał 89 spotkań i strzelił 9 goli. - My też mieliśmy ten sam bilans 17 zwycięstw i 3 remisów więc nie trzeba było nikomu dodawać, że to spotkanie najwyższej rangi. Przygotowaliśmy się więc do niego tak, żeby grać o pełną pulę, czyli tak jak do każdego w sumie meczu. Po trzech treningach w tym tygodniu wybiegliśmy więc na murawę po zwycięstwo. Chcieliśmy przy tym zagrać dobry mecz, ale trzeba sobie szczerze powiedzieć, że nie zagraliśmy zbyt pięknej piłki. Liczy się jednak efekt, a ponieważ strzeliliśmy jednego gola i utrzymaliśmy do końca „zero z tyłu” jesteśmy samodzielnym liderem.
- Schodzący do szatni Łukasz Szędzielarz z przymrużeniem oka powiedział, że ta jedyna bramka padła po wytrenowanym rzucie wolnym.
- To „przymrużenie oka” jest kluczem do tej akcji. Mówiąc wprost był to przypadkowy strzał. Piłka leciała długo i spadała z wysoka. Stałem tyłem do bramki, ale czułem, że bramkarz mógł zrobić kilka kroków do przodu więc chciałem tylko przedłużyć jej lot w kierunku bramki i trafiłem idealnie pod poprzeczkę. Bardzo się z tego cieszę, ale takich wrzutek i strzałów na pewno nie da się wytrenować. Mimo to właśnie ten strzał okazał się najważniejszy w tym meczu.
- Schodziliście do szatni przy dźwiękach We Are the Champions. Czujecie się już mistrzami tej ligi?
- Absolutnie nie. W każdym meczu gramy o zwycięstwo i to nie ma znaczenia czy rywalem jest wicelider z Lędzin czy ostatni zespół tabeli. Na pewno czeka nas bardzo ważny mecz z Rekordem II Bielsko-Biała, czyli zespołem, który ma 3 punkty mnie niż my więc porażka mogłaby nas pozbawić awansu, który jest naszym celem. Zrobiliśmy duży krok w jego kierunku więc z tego się cieszymy, ale wiemy, że przed nami jeszcze kilka trudnych przeszkód.
- Komu zadedykował pan tego gola?
- Na pewno narzeczonej, przyszłej żonie, bo w czerwcu weźmiemy ślub. Bardzo się cieszyła z tego trafienia i mocno się zmartwiła gdy z trudem opuszczałem boisko w końcówce meczu. Podbiegła nawet od razy do miejsca, w którym nasz masażysta udzielał mi pomocy, ale na szczęście nic groźnego się nie stało więc przygotowania i do ślubu, i do następnych spotkań mogą iść nadal pełną parą.