Śląski ZPN

Marzenia o finale na Stadionie Narodowym

26/10/2022 15:19

Tymczasowy trener Unii Kosztowy Dariusz Szabrański nie przejdzie do historii klubu jako szkoleniowiec, który doprowadził zespół do zwycięstwa w finale rozgrywanego pod szyldem „Poltent” Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Katowice. Po rezygnacji Łukasza Nowaka, który pożegnał się z zespołem w sobotę, efekt „nowej miotły” działa tylko 45 minut.


- Mecz miał dwa oblicza – mówi Dariusz Szabrański. - W pierwszej połowie, która była w miarę wyrównana, ale nasze sytuacje były bardziej klarowne, a efektem tej gry był gol, dający nam prowadzenie. Po przerwie natomiast, choć uczulaliśmy się w szatni, żeby dalej grać tak jak przed przerwą, czyli nie oddawać pola i cały czas atakować, odbierać piłkę i przebywać jak najbliżej bramki przeciwnika, to niestety rzeczywistość była inna. Daliśmy się zepchnąć do obrony i choć do nieszczęsnego rzutu karnego dobrze się broniliśmy to później było już gorzej. Wyrównanie z „jedenastki” jeszcze bardziej napędziło mikołowian, którzy kilkanaście minut dorzucili drugie trafienie i zdobyli trofeum.

Kosztowianie zakończyli więc pucharową przygodę, ale większym zmartwieniem jest dla nich znalezienie trenera, który jeszcze w trakcie finiszu rundy jesiennej przejmie IV-ligowy zespół, żeby ratować go przed spadkiem. Natomiast mikołowianie świętowali na całego. Nie dość, że w klasie okręgowej przemeblowana latem drużyna spisuje się bardzo dobrze i jest współliderem Grupy II Sosnowiecko-Katowickiej, to jeszcze w rundzie wiosennej występować będzie w Poltent Pucharze Polski na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej.

Wideo Dorota Dusik

- Zagraliśmy naprawdę dobry mecz – uważa Adam Krzęciesa, szkoleniowiec AKS-u Mikołów. - A druga połowa przebiegała pod znakiem naszej całkowitej dominacji. Szkoda, że nie skończyło się nawet bardziej okazałym zwycięstwem, bo uważam, że na takie zasłużyliśmy. Po pierwszej połowie, w której mieliśmy swoje okazje, ale rywal wybił piłkę z linii, bramkarz efektownie obronił strzał Damiana Furczyka z wolnego, a w dwóch dobrych akcjach zabrakło ostatniego podania, straciliśmy bramkę i kosztowianie, choć nic wielkiego nie stworzyły, prowadzili 1:0. Po przerwie już jednak wszystko się nam poukładało po naszej myśli. Wprowadzając do gry Damiana Wasiaka wierzyłem, że wejdzie w drugiej połowie i wygra nam mecz. Pociągnął zespół i strzelił drugiego gola dającego zwycięstwo więc z tego się ogromnie cieszę, ale chwalę cały zespół, bo to była robota wszystkich. Finał jest po to żeby go wygrać i nam się to udało i to jest najważniejsze.

Szczęśliwy był także kapitan mikołowian Jacek Wujec, który z radością prezentował kibicom pamiątkowy medal, czek na 2500 złotych i okazały puchar.

- Będąc na boisku czułem, że to jest fajny mecz dla kibiców – twierdzi Jacek Wujec. - Było co oglądać, bo choć po opadach boisko było grząskie i śliskie to dało się na nim grać w piłkę. Jedna i druga drużyna przeprowadziła sporo fajnych akcji, ale my mieliśmy ich więcej, szczególnie w drugiej połowie, bo w szatni w przerwie powiedzieliśmy sobie, że choć przegrywamy 0:1 to nasza gra dobrze wygląda i trzeba to udokumentować bramkami. Dążyliśmy do tego i już po mojej główce rywale wybili piłkę z linii bramkowej, a może nawet zza niej, ale to właśnie był taki sygnał, że będzie dobrze. Po chwili był karny i fajnie, że udało mi się wykorzystać, a po kolejnej fajnej akcji Damian Wasiak wykorzystał sytuację po podaniu Damian Furczyka i dopięliśmy swego. Ta nasza przewaga i fizyczna i piłkarska została więc udokumentowana więc możemy świętować zdobycie Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu. Dla mnie jest to trzeci wygrany finał. W 2012 roku zwyciężyłem jako zawodnik Górnika Wesoła, a finał z AKS-em Mikołów wygraliśmy 5:1  na starym „dolnym” mikołowskim boisku, na którym 10 lat temu strzeliłem dwa gole. W 2019 roku jako piłkarz Slavii Ruda Śląska cieszyłem się z jednej swojej bramki i zwycięstwa 2:1 i ze Śląskiem Świętochłowice na boisku w Lipinach. A teraz z AKS-em Mikołów, z którym zajmujemy po 11 kolejkach miejsce na szczycie tabeli klasy okręgowej, znowu z golem i zwycięstwem 2:1 mogłem ponownie podnieść trofeum. Co bardzo ważne fetowaliśmy ten sukces razem z naszymi kibicami, którzy przygotowali fajną oprawę finału i wspierali nas gorącym dopingiem. Dla nich to też było wielkie święto, a na koniec życzyli nam żebyśmy dotarli aż do finału tej edycji Pucharu Polski nie tylko wiosną na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej, ale nawet do ostatniego spotkania na tej drodze, czyli meczu 2 maja 2024 roku na Stadionie Narodowym. Dałby Bóg, żebym na zakończenie swojej przygody z piłką dożył takiej chwili – z przymrużeniem oka zakończył 37-letni kapitan AKS-u Mikołów.