- Pochodzę z Kryr – mówi Piotr Ksiądz. - Na treningi do Suszca jeździłem na rowerze, a te pięć czy sześć kilometrów pedałowania traktowałem jako rozgrzewkę. Grałem na lewej pomocy, bo byłem lewonożny i na tej pozycji w rundzie jesiennej 2004 roku jako 19-latek zaliczyłem też swój debiut w zespole Krupińskiego. Graliśmy w Suszcu z Unią Bieruń Stary i trener Edward Kokoszka postanowił nie tylko dać mi szansę występu w okręgówce, ale jeszcze, gdy był rzut wolny wyznaczył mnie do jego wykonania. Pamiętam do dzisiaj, że miałem tremę, bo przecież w drużynie było wielu starszych i lepszych zawodników, ale skoro trener kazał to strzeliłem. Piłka najpierw trafiła w mur, ale odbiła się tak, że spadła znowu pod moją nogę więc wykonałem dobitkę i w ten sposób zdobyłem swoją pierwszą bramkę. Przegraliśmy co prawda tamten mecz 1:2, ale tej radości po swoim pierwszym golu na pewno nigdy nie zapomnę. Zresztą takich miłych wspomnień z boisk uzbierało się sporo zarówno w Krupińskim jak i później gdy już bardziej myśląc o rodzinie, pracy, czy budowie domu związałem się z rodzinnymi Kryrami. Na pewno gol strzelony wtedy dla LKS-u Brzeźce-Kryry z połowy boiska także był dla mnie pamiętnym wydarzeniem, ale wielką radość czułem też w tym sezonie. Jako debiutujący prezes długo czekałem na pierwsze zwycięstwo, ale wreszcie w ósmej kolejce, na naszym boisku pokonaliśmy 3:0 Stal Chełm Śląski. Krzysztof Palarczyk szybko zapewnił nam prowadzenie, a po przerwie Marcin Gruszka i Łukasz Góra dorzucili następne trafienia. Po ostatnim gwizdku byłem dumny i czułem, że to co robimy w klubie, którego kilka miesięcy wcześniej zostałem prezesem, idzie w dobrym kierunku.
A dodajmy, ze prezesem Czapli Kryry, założonej w 2002 roku, Piotr Ksiądz został w czerwcu ubiegłego roku.
- Na zebraniu sprawozdawczo-wyborczym poprzedni zarząd nie tyle podał się do dymisji co uznał, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć, bo sytuacja był bardzo trudna – mówi Piotr Ksiądz. - Na ostatnie mecze poprzedniego sezonu drużyna grająca w klasie A jeździła w dziewięcio czy dziesięcioosobowym składzie, a zawodników „wyciągano” z domów. Zdawałem więc sobie w pełni sprawę z tego, że ten okręt tonie, ale postanowiłem spróbować go uratować. Poparło mnie klika osób, którzy zaoferowali pomoc, bo choć nie chcieli brać na siebie roli prezesa to chcieli, żeby Czapla dalej istniała tym bardziej, że w klubie są jeszcze juniorzy i grupa skrzatów. Największe wsparcie mam od dwóch wiceprezesów, a prywatnie kuzynów Mateusza i Szymona Świerkotów. Szymon jest też kierownikiem drużyny, a Mateusz trenuje i gra. Skarbnikiem jest Heniek Paszek i w kwestiach finansowych mogę na niego liczyć. Nie mogę też zapomnieć o byłym prezesie Rafale Urbańcu, bo choć już formalnie nie działa w klubie to składając rezygnację obiecał, że mi pomoże i faktycznie o każdej porze dnia mogę do niego zadzwonić z prośbą o poradę, czy zapytać jak w jakiejś dla mnie nowej sytuacji trzeba się zachować.
Pierwszym zadaniem nowego zarządu był sformowanie zespołu seniorów.
- Początek był bardzo ciężki, bo obdzowniłem chyba trzydziestu trenerów z propozycją prowadzenia naszej drużyny – dodaje Piotr Ksiądz. - Jedni żądali zbyt wysokich wypłat jak na nasze możliwości, a inni mówili, że nasz poziom sportowy jest za niski. W końcu, po prawie dwóch miesiącach poszukiwań, udało mi się namówić Roberta Lapczyka, którego miałem najbliżej, bo to mój kolega z pracy na stacji ratowniczej w Pniówku. Nie miałem jednak dla niego zbyt dobrych wiadomości na powitanie, bo okazało się, że opuścił nas Damian Biolik, czyli bramkarz, który 18 lat grał w Czapli. Prosiłem go, żeby został i dał mi szansę, ale stwierdził, że po ostatnich dwóch sezonach nie wierzy, że w Kryrach może być dobrze i przeszedł do Woszczyc. Okazał się jednak, że z pomocą przyszli zawodnicy z Ukrainy. Pracują w Kryrach i latem przychodzili na gierki, które robiliśmy zanim jeszcze rozpoczęły się treningi. Na początku było ich pięciu, ale ostatecznie zostało trzech, a wśród nich bramkarz Marko Mruchok, który jako junior powoływany był do reprezentacji Ukrainy U19. Zaczęliśmy więc załatwiać ich zgłoszenie, ale żeby dopełnić tych wszystkich formalności trzeba było czasu i pierwsze spotkania graliśmy praktycznie bez bramkarza. Dlatego na półmetku sezonu mamy ostatnie miejsce, ale strata do rywali nie jest zbyt duża więc wiosną będziemy walczyć o utrzymanie. Trener, który został także zgłoszony jako zawodnik, jest bardzo zaangażowany. Po rezygnacji szkoleniowca juniorów przejął też zajęcia z naszą młodzieżą dzięki czemu ma przegląd całej kadry, a na mecz ligowy ma do dyspozycji nawet ponad 20 ludzi. Było takie spotkanie w Gardawicach, na które przyjechało 21 zawodników i 3 musiało zostać na trybunach. Przegraliśmy co prawda 2:3, tracąc ostatnią bramkę w samej końcówce, ale serce się radowało. Widząc jak trener nadal mobilizuje zawodników i stawia na naszą młodzież wierzę, że wiosną będziemy mieli dużo powodów do radości.
W nowy rok Czapla wkracza więc z optymizmem.
- Mamy sponsorów, którzy nam zaufali i pomagają pierwszej drużynie, a juniorów i skrzatów wspiera gmina – zapewnia Piotr Ksiądz. - Wierzę, że będzie dobrze i uda się nam uratować nasz klub. Co prawda pół roku temu nie brakowało głosów, żeby wycofać seniorów z rozgrywek i odczekać sezon, a po nim zgłosić się na nowo startując od klasy B, ale uznałem, że to nie jest dobry pomysł. Szczególnie, że Czapla miała wtedy 20-lecie istnienia. O obchodach nikt jednak nie myślał. Wierzę, że uda się nam uratować nasz klub, a wtedy będziemy mogli, zbliżając się do ćwierćwiecza, planować obchody jubileuszu. Na bazę nie możemy narzekać. Szatnie mamy w szkole podstawowej. Boisko utrzymuje gmina. Gospodarz dba o nawodnienie i koszenie murawy. Jupitery pozwalają trenować po zmroku, a do dyspozycji jest też altana, którą kryżanie sami zrobili 15 lat temu społecznie. Czujemy się jak u siebie. Kapitanem jest Łukasz Góra, który też grał kiedyś w Krupińskim i dba o to, żeby w drużynie była dobra atmosfera. Naszym najlepszym strzelcem jest Karol Samulczyk. Oprócz ukraińskiego bramkarza mamy też na lewej pomocy ukraińskie skrzydło czyli Tarasa Lehetę, ale to nie znaczy, że nastawiamy się na budowanie drużyny z przyjezdnych. Większość naszego zespołu stanowią kryżanie i ludzie z najbliższej okolicy. Zainteresowanie miejscowych kibiców też jest spore, a na pierwszym meczu w tym sezonie padł chyba rekord frekwencji, bo wszyscy byli ciekawi jako sobie poradzimy, szczególnie, że graliśmy u siebie z LKS-em Woszczyce, w którego bramce był Damian Biolik. Bałem się tego spotkania, bo goście przyjechali z pełną kadrą, a nas było tylko 14 i to bez bramkarza. Obawiałem się, że dostaniemy dwucyfrówkę, ale przegraliśmy tylko 1:2 i to tracąc drugiego gola już w doliczonym czasie gry. Gdy po ostatnim gwizdku patrzyłem na wielką radość przeciwników ze zwycięstwa nad naszym dopiero powstającym z kolan zespołem pomyślałem sobie, że my mamy po prostu dalej robić swoje. To znaczy dawać ludziom możliwość przyjemnego spędzania czasu. Nie ściągać zawodników i płacić im za bieganie za piłką w klasie A, ale umożliwić tym którzy chcą spotykanie się na treningach w fajnej atmosferze oraz grę za pomeczową kiełbaskę i piwko. Piłka ma dawać radość i to jest fundament naszej działalności, której efekty już widać, bo wszystko idzie ku lepszemu.