Śląski ZPN

Prezesem został w Święto Pracy

9/05/2023 08:58

Dawid Cyganek nominację na Prezesa Wawelu Wirek oficjalnie otrzymał 1 maja. Ta symboliczna data nie bez powodu kojarzy się mu więc z pracą dla klubu, która weszła na nowe tory.


- Z klubem jestem związany od 5 lat – mówi Dawid Cyganek. - Mieszkam co prawda w Wirku od urodzenia, ale moje piłkarskie drogi prowadziły mnie po okolicznych klubach, bo jako prawy obrońca grałem w Zgodzie, przemianowanej na Jastrzębia Bielszowice i Piaście Pawłów. Pamiętam derbowe mecze juniorów Zgody z Wawelem, jeszcze na starym boisku – tak zwanym „basenie” na Bielszowicach czy na nieistniejącej już tak zwanej „Marakanie” na Wirku, bo za każdym razem było to dla mnie wyjątkowe przeżycie. Doszedłem do klasy A, a Wawel prezentował wyższy poziom, bo grał w IV lidze i klasie okręgowej co dla mnie było zbyt wysokim pułapem. Przynajmniej ja to tak odbierałem i dlatego szukałem klubu, w którym będę mógł sobie pograć. Grałem w sumie do 2016 roku i mając 29 lat zakończyłem boiskową przygodę w Piaście Pawłów, w którym łączyłem rolę zawodnika z funkcją trenera juniorów. A po rozstaniu z pawłowickim klubem miałem rok przerwy od piłki aż do chwili, kiedy Prezes Wawelu Dariusz Niemaszyk, zaproponował mi pracę z drużyną z rocznika 2008-2009. Na początku się wahałem, ale w końcu przejąłem ten zespół i prowadzę go do teraz. Mogę się nawet pochwalić, że mój zespół, jako jedyny w naszym mieście, tej kategorii wiekowej, występuje na szczeblu III ligi wojewódzkiej.

- Jak pan potraktował nominację na prezesa klubu, który powstał 6 czerwca 1920 roku i wychował wielu znakomitych piłkarzy?

- Jest to dla mnie zaszczyt i nowa przygoda. Urodziłem się 9 czerwca 1987 więc historia naszego klubu przy moim życiorysie to wielka księga, ale żona żartuje, że zbliżają się 36. urodziny Prezesa. Ten tytuł niczego nie zmienia jednak w moim podejściu do działalności w klubie. Nie wracam pamięcią do czasów, w których boiska zupełnie nie przypominały tych jakie mają teraz do dyspozycji młodzi zawodnicy. Graliśmy na nierównej i wydeptanej ziemi, bez trawy, ale walczyło się, bo były chęci i to było najważniejsze. Dzisiaj natomiast do dyspozycji dzieci u nas, ale i w innych klubach, są idealne murawy więc nic tylko się bawić i cieszyć grą w piłkę. Wiemy jednak, że ruch zszedł na dalszy plan, bo jest wiele innych pokus więc staramy się przyciągać młodych ludzi do klubu i to jest mój pierwszy cel – nazwijmy go długofalowy. Ten najważniejszy na dzisiaj polega jednak na poukładanie i uspokojenie sytuacji w naszym klubie. Mogę rodziców dzieci, które trenują w Wawelu zapewnić, że wszystko jest pod kontrolą i nic nie przeszkodzi w prowadzeniu zajęć, a ja i cały zarząd z Wiceprezesem Eugeniuszem Buchcikiem i sekretarzem Krzysztofem Kałużnym jesteśmy do dyspozycji i możemy odpowiedzieć na wszystkie pytania. Starałem się połączyć doświadczenie działaczy z poprzedniego zarządu, znających ten klub od podszewki z nowym pomysłem, a Krzysiek jest w podobnym wieku co ja i był zawodnikiem Wawelu oraz ma podobny tok myślenia więc skupiamy się na naszych wychowankach. Mamy siedem grup wiekowych, ale w niektórych mamy tylu zawodników, że możemy sformować dwie drużyny i na przykład ja mając 36 trampkarzy wystawiam dwa zespoły, bo pierwszy gra w III lidze, a drugi w V. Także w innych kategoriach, jeżeli mamy dużo piłkarzy wystawiamy dwie drużyny, bo priorytetem jest to, żeby dzieci grały. W sumie trenujących jest u nas około 140 dziewczyn i chłopców plus seniorzy, w których A-klasowej kadrze jest 26 zawodników.

- Był pan dumny, że w pana prezesowskim oficjalnym debiucie Wawel pokonał 2:1 Grunwald i wskoczył na czwarte miejsce w tabeli klasy A?

- Wiadomo derby. Mecz z podtekstami i odrobiną pikanterii więc nie ukrywam, że to zwycięstwo cieszy, ale w Rudzie Śląskiej derby są praktycznie w co drugiej kolejce więc dla mnie każda wygrana jest ważna, ale pokonanie w pierwszej kolejce rundy wiosennej Uranii i to na jej boisku, też było wyczynem, bo kochłowiczanie walczą przecież o awans z Orłem Mokre i Kamionką Mikołów, które odskoczyły reszcie. W tym sezonie do rywalizacji o dwa miejsca premiowane awansem już się raczej nie włączymy więc patrzymy pod kątem przyszłości i trener Kamil Gabryś systematycznie wprowadza młodych chłopaków z juniorów, żebyśmy w następnych rozgrywkach mogli pomyśleć o ataku na klasę okręgową. Nie będziemy jednak robili niczego na siłę i zobaczymy co z tych naszych planów wyniknie na boisku.

- Jak na pana prezesowską nominację zareagowała rodzina?

- Żona się zgodziła, a to dla mnie było najważniejsze, tym bardziej, że mamy 13-miesięczną córkę, a pod koniec czerwca spodziewamy się drugiej córki więc Agnieszka będzie miała sporo obowiązków jako mama. Myślę jednak, że ja też dam radę pogodzić obowiązki prezesa i trenera z życiem rodzinnym i zawodowym. Obiecałem jej, że rodzina jest dla mnie najważniejsza więc gdy będę potrzebny w domu to w nim zostanę, a ponieważ mamy siedmiu członków zarządu to w klubie też będzie miał kto działać. Tym bardziej, że w obecnych czasach internetu i telefonu to czy ja jestem za klubowym biurkiem czy w mieszkaniu, w którym pracuję, bo mam pracę zdalną. Pracuję w firmie kolejowej DB Cargo. Od czasów pandemii nasze stanowiska zostały przeniesione do domów. Jestem sytuatorem to znaczy, że mam pracę biurową od godziny 6.00 do 18.00 i od 18.00 do 6.00 w tak zwanym systemie dwa na dwa, czyli po dwóch dniach pracy mam dwa dni wolne. W dodatku kierownik nie robi problemów gdy chcę się zamienić, a moja ekipa, z którą pracuję też to toleruje i można to wszystko pogodzić tym bardziej, że w pracy wiedzą, że piłka nożna jest moją pasją więc gdy nagle „wyskoczy” mi mecz to otrzymuję zgodę na zamianę i mam nadzieję, że mogę spokojnie patrzeć w przyszłość.