Po 5 spotkaniach na czele tabeli jest bowiem reprezentacja Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Zdobyła 11 punktów za 3 zwycięstwa oraz 2 remisy i może już świętować awans do turnieju finałowego, w którym walka toczyć się będzie o prymat w naszym kraju oraz Puchar imienia Kazimierza Górskiego. Natomiast o drugie miejsce, także premiowane awansem, walczą jeszcze wszystkie pozostałe trzy zespoły. Spośród nich najlepszą pozycję wyjściową ma drużyna Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Podopieczni Marcina Berezy po ostatnim zwycięstwie 3:0 z rówieśnikami z Małopolskiego Związku Piłki Nożnej mają bowiem 7 punktów i wyprzedzają krakowian o jedno oczko, a stawkę zamyka ekipa Opolskiego Związku Piłki Nożnej z dorobkiem 4 punktów.
- Nasze zwycięstwo w Lublińcu z Małopolskim Związkiem Piłki Nożnej było bardzo ważne dla układu tabeli – mówi Marcin Bereza. - Do rundy wiosennej startowaliśmy spod kreski, ale już pierwsze tegoroczne spotkanie z liderującym Podkarpackim Związkiem Piłki Nożnej dało sygnał, że nasza drużyna jest odmieniona. Zremisowaliśmy na wyjeździe 1:1, ale to był punkt zwrotny, bo było w naszej grze widać, że chłopcy dorośli do tego, że są reprezentantami Śląskiego Związku Piłki Nożnej i walczą o awans do turnieju finałowego mistrzostw Polski. Utkwił mi w pamięci taki moment, w którym w hotelu ktoś zapytał: „skąd jesteście”, a odpowiedzi padły słowa: „Ze Śląskiego Związku Piłki Nożnej”. Poczułem wtedy ich świadomość tego, że tworzą kadrę wojewódzką. Potwierdzeniem tego podejścia był też występ w Lublińcu. Nie będę ukrywał, że obawialiśmy się tego spotkania, bo ciągle byliśmy na dole tabeli, a Małopolski Związek Piłki Nożnej miał 2 punkty więcej. Porażka by nas wyeliminowała, a w gra pod presją, że „musimy wygrać” nigdy nie jest łatwa. Było to zresztą widać w pierwszej akcji, bo sprokurowaliśmy sobie sami sytuację, po której rywale mogli strzelić gola, ale Wiktor Błaszczak naprawił swój błąd i przejęliśmy inicjatywę. Te 20 minut było zdecydowanie pod nasze dyktando choć przeciwnicy też potrafili być groźni. W dodatku pod koniec pierwszej połowy było widać, że za dużo sił włożyliśmy w ten początek, bo nasza gra siadła. Po przerwie już jednak nie tylko dyktowaliśmy warunki, ale także strzelaliśmy gole i wygraliśmy zdecydowanie.
Sposobem na rywali okazała się gra prostopadłymi podaniami w środek obrony.
- Taki mieliśmy pomysł i ćwiczyliśmy się to naszych treningach – dodaje Marcin Bereza. - W tym wieku mało jest bramkarzy, którzy wybiciem z „piątki” potrafi zagrać piłkę na połowę rywali, a nasz bramkarz umie nawet uruchomić atak więc wykorzystaliśmy to, że przy wznowieniu gry nie ma spalonego i zaskoczyliśmy przeciwnika. Dwie następne bramki były już konsekwencją zagrań ze środka pola i mogę powiedzieć, że wszyscy zawodnicy zdali swój egzamin. Zagrał każdy, a dodam, że „domykanie” kadry nie było łatwe. W niedzielę 28 maja szedłem w Pielgrzymce Stanowej Mężczyzn i Młodzieńców do Matki Bożej Piekarskiej i „po drodze” załatwiałem jeszcze ostatnie roszady kadrowe, bo zadzwonił tata Natana Ganstego, że nasz zawodnik ma anginę więc potrzebny był zastępca. Zadzwoniłem do rodziców Oliwiera Szymkowiaka, którzy powiedzieli, że zwolnią syna z zajęć szkolnych, ale nie mają go jak przywieźć na zbiórkę. Pojechał więc po niego pod blok. Zresztą Karol Ziobro też wskoczył w ostatniej chwili, ale najważniejsze, że chłopcy stworzyli zespół i jako kolektyw sięgnęli po zwycięstwo, które daje nam dobrą pozycję wyjściową do walki o awans. Wierzę w to, że w środowym wyjazdowym meczu z Opolskim Związkiem Piłki Nożnej zagramy z taką samą koncentracją i determinacją, a wtedy wrócimy zadowoleni.