Śląski ZPN

Horst Chierawalle z Brązowym Medalem PZPN-u

30/06/2023 08:17

Za niemal 65-letnie przywiązanie do łaziskiej piłki nożnej w roli zawodnika, trenera młodzieży, kierownika drużyny i gospodarza 80-letni Horst Chierawalle, czyli „człowiek instytucja” nadal działający w Polonii Łaziska Górne został wyróżniony Brązowym Medalem PZPN-u za wybitne osiągnięcia w rozwoju piłki nożnej.


Wręczenie medalu miało miejsce na posiedzeniu Zarządu Śląskiego Związku Piłki Nożnej, a Prezes Henryk Kula z największym uznaniem uścisnął dłoń osobie, dla której terminy: oddanie piłce nożnej i przywiązanie do barw klubowych oraz praca dla dobra małej ojczyzny były i nada stanowią fundament życia.

- Wszystko zaczęło się gdy miałem 17 lat – wspomina Horst Chierawalle urodzony 7 listopada 1942 roku. – Wtedy bowiem z podwórkowego grania, bo o regularnych treningach w grupach młodzieżowych nie było wtedy mowy, trafiłem do drużyny Naprzodu i zacząłem wchodzić do zespołu seniorów, w których grałem do 1968 roku. Później przekazano mi opiekę nad grupą młodzieżową i społecznie prowadziłem treningi, z których wyrosło kilku dobrych zawodników na czele z Piotrem Klimkiem, który grał w Concordii Knurów i walczył w niej o awans do ekstraklasy. W Naprzodzie wytrwałem aż do 1976 roku, a gdy nastąpiła fuzja klubów z Łazisk i powstała Polonia to w 1978 roku zostałem gospodarzem i jestem nim do dzisiaj, a po drodze byłem też kierownikiem drużyny. Zaczynaliśmy w klasie A i powoli pięliśmy się w górę, aż wreszcie w 2010 roku awansowaliśmy do III ligi. Ostatni mecz sezonu wygraliśmy z drugim w tabeli Gwarkiem Ornontowice 3:2, ale przewagę mieliśmy już wcześniej taką, że mogliśmy zacząć świętować już po zwycięstwie 8:0 z AKS-em Mikołów na pięć kolejek przed końcem sezonu.

Po sześciu sezonach spędzonych w III lidze Polonia Łaziska Górne spadła do IV ligi, w której gra do dzisiaj, ale Horst Chierawalle jak na prawdziwego kibica przystało wierzy w powrót drużyny na poziom międzywojewódzki.

- Cały czas jestem związany z klubem – dodaje Horst Chierawalle. – Rano przychodzę o godzinie 9.00 i jestem do 13.00, zajmując się sprzętem. Można więc powiedzieć, że robię to samo od pół wieku, ale dużo się przez ten czas zmieniło. Pamiętam jeszcze piłki, które miały wymienne dętki i były sznurowane rzemykiem więc główkowanie nie zawsze było przyjemne. Buty i piłki to był „rarytas”. Jak się udało je załatwić to przywoziłem je z Wałbrzycha. 10 piłek w klubie to był symbol bogactwa, a teraz każdy zawodnik wychodzi na zajęcia ze swoją piłką. Buty do grania dostawali tylko seniorzy, a gdy już je zdarli to młodzież mogła je sobie wziąć do naprawy. Pamiętam jak przywiozłem korkotrampki, bo takie buty dla dzieci też wtedy robiono w Wałbrzychu to w klubie było święto. Jedną parę takich butów mam zresztą do dzisiaj i stoją „na wystawie”, przypominając mi tamte czasy. Ale to nie znaczy, że żyję tylko historią. Cieszę się z każdego dnia i z tego jako zmienił się nasz klub i nasz stadion, oraz że ciągle mogę pracować i być razem z zawodnikami. A marzę o tym, żeby znowu doczekać awansu do III ligi. W tym roku niewiele zabrakło, ale mam nadzieję, że jeszcze dożyję tej radości i oglądania naszej drużyny w trzecioligowych meczach. Może też doczekam się, że wnuk będzie grał w piłkę. Córka i syn próbowali sportów walki, a starsza z dwóch wnuczek też poszła tym śladem i ma nawet sukcesy, a najmłodszy wnuk Jasiu ma 6 lat i może kiedyś będzie kontynuował moje piłkarskie tradycje.