- W zarządzie działam już wprawdzie ponad 10 lat, a wcześniej byłem zawodnikiem więc w sumie z klubem związany jestem ponad ćwierć wieku – mówi Sebastian Węgrzyk. - Jako chwałowiczanin od urodzenia tu właśnie jako 7-latek trafiłem do Pierwszego i z takim numerem pozostał on w moim sercu na zawsze. Jako zawodnik doszedłem do klasy A, natomiast jako działacz, zacząłem od funkcji członka zarządu, później skarbnika, następnie byłem w komisji rewizyjnej, aż wreszcie, jako człowiekowi mającemu najdłuższy staż w klubie i osobie, której leży na sercu los naszego dzielnicowego klubu, powierzono mi rolę prezesa. Na szczęście żona jest bardzo wyrozumiała i choć mamy dwójkę małych dzieci 5-letnią Dominikę i 2-letniego Miłosza, a więc domowych zajęć nie brakuje, pogodziła się z moją pasją. Mówiłem Kasi, że klub był przed nią i pogodziła się z tą kolejnością w naszym życiu, w którym swoją część „zabiera” też praca w górnictwie, bo z tym przemysłem związana jest nasza dzielnica. Przez jakiś czas była ona jednak uśpiona pod względem kibicowskim więc staramy się to też odbudować. Zawiązują się grupki kibicowskie i ten klimat do piłki zaczyna znowu wracać i dlatego możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.
A spoglądając w przeszłość i wspominając boiskowe występy, najczęściej na pozycji lewego obrońcy albo pomocnika, Sebastian Węgrzyk przywołuje spotkanie z okresu gdy jako junior wchodził do pierwszej drużyny.
- To był taki sygnał, że klub może na mnie liczyć w każdej sytuacji – wspomina Sebastian Węgrzyk. - W trakcie wyjazdowego meczu z Dębem Dębieńsko nasz bramkarz doznał kontuzji i musiałem stanąć między słupkami. Powiem szczerze, że poradziłem sobie, bo wchodziłem na boisko przy wyniku 2:2, a wygraliśmy 3:2. Miałem kilka udanych interwencji, ale najbardziej w pamięci utkwiło mi to, że na pierwszym treningu po tym meczu nasz trener Marian Wilim, który po zwycięstwie nigdy nie wyróżniał jednego zawodnika tylko chwalił cały zespół, zrobił wyjątek i stwierdził, że musi wyróżnić jedną osobę i nazwał mnie ojcem zwycięstwa.
Sebastian Węgrzyk choć ceni historię woli jednak myśleć i mówić o przyszłości i zadaniach jakie przed sobą stawia wchodząc w drugie stulecie klubu.
- Nasze zadania to: pod względem sportowym utrzymać ten poziom jaki osiągnęliśmy, a organizacyjnie rozwijać się stawiając na młodzież – dodaje Sebastian Węgrzyk. - Jesteśmy drugą piłkarską siłą w Rybniku. Mamy pierwszy zespół seniorów, grających w klasie okręgowej, w której zajęliśmy 10. miejsce oraz rezerwy, które na 100-lecie zdobyły mistrzostwo klasy C i wywalczyły awans do klasy B. Do tego dodajmy trzy zespoły młodzieżowe i czwartą grupę – tak zwaną przygotowawczą – więc od nowego sezonu w rozgrywkach młodzieżowych będą grały cztery nasze drużyny. Można więc powiedzieć, że rosną nam następcy tych, którzy w tej chwili są wizytówką klubu. Kapitanem pierwszej drużyny jest Szymon Węgrzyk, od razu wyjaśniam, że zbieżność nazwisk jest w tym wypadku przypadkowa. On i Artur Łaciok to zarazem prawdziwi liderzy zespołu, w którym jest pięciu chwałowiczan, a resztę póki co stanowią zawodnicy z innych dzielnic Rybnika, ale związani już z naszym klubem spory czas. Na naszych wychowanków, wśród których najstarsi są z rocznika 2010, musimy jeszcze trochę poczekać, bo była dziura pokoleniowa i musimy pracować, żeby dochować się znowu swoich wychowanków.
Magnesem, który przyciąga dzieci na boisko są nazwiska ludzi, którzy z Chwałowic poszli w piłkarski świata i dzisiaj mogą stanowić wizytówkę klubu i dzielnicy.
- Na pewno takim piłkarskim wzorem jest Marcin Malinowski, który u nas stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki, a później na boiskach ekstraklasy rozegrał ponad 450 spotkań – przypomina Sebastian Węgrzyk. - Mieszkał naprzeciwko boiska i był „skazany” na piłkę nożną, a obecnie jest trenerem w Zagłębiu Sosnowiec. Z Chwałowicami związani byli także znani szczególnie starszym kibicom świętej pamięci już niestety Józef Golla – też mieszkający vis a vis boiska i Andrzej Frydecki, którego imię nosi nasz stadion. Natomiast jeżeli chodzi o działaczowski przykład do naśladowania to jest nim Waldemar Stępniewski. On bowiem po reaktywacji klubu, którego w latach 1964-1977 nie było na sportowej mapie, praktycznie odbudował wszystko od nowa i choć później też nie brakowało trudnych chwil to możemy nadal działać i dawać młodzieży szansę sportowego rozwoju, a dorosłym piłkarską rozrywkę.