Śląski ZPN

Piątka z... niedosytem

14/07/2023 09:42

Trener Marcin Brosz niemal wprost z Malty „wpadł” do siedziby Śląskiego Związku Piłki Nożnej, gdzie spotkał się z Prezesem Henrykiem Kulą. Była więc doskonała okazja, żeby porozmawiać ze szkoleniowcem, który doprowadził reprezentację Polski U19 do turnieju finałowego mistrzostw Europy, a do awansu „biało-czerwonych” do półfinałów zabrakło jednej bramki.


- Jak smakuje piąte miejsce w Europie?

- Patrząc na ten czas mojej półtorarocznej pracy z tym zespołem mogę powiedzieć, że jest to ogromny sukces tych młodych zawodników. Od momentu, w którym obejmowałem ten zespół do zamykający ten okres meczu z Włochami to jest niesamowity progres. Wiemy z jakiego miejsca wychodziliśmy i gdy wspominam nasze pierwsze zgrupowanie w Szwajcarii to uświadamiam sobie, że startowaliśmy z kilkoma zaledwie nazwiskami z rocznika 2004. Jednak w bardzo krótkim czasie, w czym wielka zasługa naszego środowiska sportowego, które wniosło bardzo dużą pomoc, udało się nam stworzyć bazę wielu piłkarzy. Dzięki temu poprzez zgrupowania i mecze kontrolne byliśmy w stanie sprawdzić bezpośrednio pod szyldem reprezentacji 70 chłopaków. Z tego wyłoniliśmy grupę, która reprezentowała nas w pierwszej fazie eliminacji, rozegranych w Gdyni. Na drugim szczeblu kwalifikacji zmierzyliśmy się z wicemistrzem Europy Izraelem oraz mocną Serbią, a przypomnę, że wychodził z grupy tylko jeden zespół więc nasz awans wywalczony w Małopolsce był już sukcesem, ale zarazem rozbudził nasze nadzieje. W turnieju finałowym zdobyliśmy 4 punkty, które ostatecznie wystarczyły na 5. miejsce w Europie i wiemy, że jest to „aż” piąte miejsce, ale z drugiej strony czujemy, że niewiele brakowało, żeby zrobić jeszcze lepszy wynik. Odpowiadając na pytanie mogę więc powiedzieć, że doceniamy to co mamy, ale czujemy niedosyt, bo do ostatniej sekundy walczyliśmy o awans do półfinału.

- Czego bardziej zabrakło – zdobycia jeszcze jednego gola wygranym 2:0 meczu z Maltą czy niestracenia bramki w zremisowanym 1:1 meczu Włochami?

Foto. PZPN

- Nie możemy na piłkę patrzeć tylko przez takie proste dodawanie i odejmowanie... Odpowiem więc tak. Zabrakło nam jeszcze większej rywalizacji na pozycjach, bo to jest klucz w sporcie. Zabrakło z kilku powodów. Na pewno jednym z nich jest czas, który już wymieniłem. Ale też urazy. I to szczególnie w linii napadu, z której wypadł nam Jan Zuberek. Również w obronie brakowało nam Filipa Koperskiego i Szymona Michalskiego, a w ofensywie Szczepana Muchy. „Muszka” był bardzo groźny w ataku i dawał także asysty. Z innych powodów wypadli Maximillian Oyedele i Levis Pitan więc kilka tych składowych było i pozostaje świadomość, że mogliśmy zagrać jeszcze lepiej, a wtedy być może ten nasz rewelacyjny mecz z Włochami zakończylibyśmy bez straty gola co oznaczałoby awans. Z drugiej jednak strony musimy też pamiętać kto był naszym rywalem. Tuż po turnieju na Malcie ukazała się przecież informacja, że defensywny pomocnik włoskiej drużyny przechodzi do PSG więc naprawdę znaleźliśmy się już na piłkarskich wyżynach i byliśmy o krok od medalu.

- Ilu zawodników z reprezentacji U19 wykona już niebawem krok w kierunku dorosłej piłki?

- Mam nadzieję, że wszyscy. Mówimy przecież o czołowych, a nawet najlepszych zawodnikach z rocznika 2004 w Polsce czyli potencjalnie kandydatach do gry na najwyższym poziomie. Jeszcze raz podkreślę słowo „kandydatach”. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że oni się cały czas rozwijają. Gdy sobie przypominam ich grę rok temu i to jakie wtedy podejmowali decyzje porównuję z tym co widziałem na Malcie to mogę powiedzieć, że różnica i to pozytywna jest ogromna. Ważne jest też to obycie jakie zyskaliśmy grając po wielu latach z najlepszymi 19-latkami w Europie. Nam tego bezpośredniego doświadczenia zabrakło. Przecież Włosi są zawsze w tych imprezach, Portugalczycy też, Hiszpanie również, a my wskoczyliśmy do tego grona i choć wiedzieliśmy co nas czeka to tak naprawdę między wiedzieć, a tam być to stanowi ogromną różnicę.

- Czego nauczył się Marcin Brosz przez te półtora roku pracy z reprezentacją Polski U19?

- To było dla mnie coś zupełnie nowego pod względem doświadczenia. To co widzimy w telewizji oglądając najlepszych, a bycie z nimi na co dzień, prowadzenie treningu, podejmowanie decyzji w trakcie meczu i konsekwencje jakie te decyzje niosą to jest zupełnie inny wymiar. To jest właśnie najlepsze w sporcie. To właśnie rozwija w sposób nieprawdopodobny. Dlatego ten awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy oraz gra z najsilniejszymi juniorskimi reprezentacjami naszego kontynentu zostanie we mnie na zawsze. A najbardziej ten szacunek, który okazywali nam w trakcie tego turnieju rywale z Portugalii i Włoch. To sprawiało ogromną satysfakcję tym bardziej, że z Włochami rywalizowaliśmy w pierwszym turnieju fazy eliminacyjnej i spotkaliśmy się znowu w walce o półfinał. To podejście samych zawodników, którzy docenili to jak wyglądaliśmy półtora roku temu, a jak teraz też świadczy o tym, że zrobiliśmy postęp. Myślę, że to także da ogromną pozytywną energię naszym zawodnikom, którym naprawdę nie dużo brakuje, ale jednak brakuje, żeby być nie dobrymi, a najlepszymi. To jest także mobilizacja do tego, żeby nie osiąść na laurach. Cały czas – zarówno ja jako trener i cały nasz sztab szkoleniowy jak i zawodnicy – musimy się dalej rozwijać, żeby dorównywać mistrzowi, a kto nim będzie zobaczymy 16 lipca po zakończeniu finału.