Śląski ZPN

Odlotowa kosiarka Prezesa Zrywu Bąków

24/07/2023 10:03

Co prawda Mirosław Czwartos na pytanie: jak długo jest pan prezesem Zrywu Baków odpowiada „za długo”, ale uśmiech towarzyszący tej odpowiedzi świadczy o tym, że traktuje ją z przymrużeniem oka. Całkiem poważnie dodaje natomiast: „To już ponad dziesięć lat”.


- Urodziłem się w Elblągu, ojciec przyjechał za pracą do Jastrzębia, gdzie mieszkałem aż do momentu, w którym poszedłem do wojska – mówi Mirosław Czwartos. - W Tarnowskich Górach byłem w jednostce wojskowej, a później pracując w górnictwie jako: rewident, spawacz, sygnalista, mechanik czy ślusarz wybudowałem dom w Zbrosławicach, następnie przeprowadziłem się do Bytomia skąd wreszcie w ostatnim roku pracy przeprowadziłem się do Bąkowa, a zadomowiłem się w nim już jako emeryt górniczy. Od razu przyszedłem na boisko, bo przyprowadzałem tu syna, a gdy Kacper zaczął grać to działacze Zrywu wzięli mnie na celownik i wkręcili w działalność w klubie. Zaczęło się od słów pomóż w tym, pomóż przy tamtym i tak już pomagam 11 rok.

Początki nie były łatwe, bo nowy Prezes w miejscowości, w której mieszkał od kilku lat musiał przecierać szlaki.

- Jako zupełnie zielony prezes, miałem takie chwile, że nie wiedziałem co mam robić – dodaje Mirosław Czwartos. - Na przykład gdy zimą wysiadł piec do centralnego ogrzewania zakomunikowano mi „prezesie, awaria, rób coś”. Poszedłem do pani burmistrz, a ona rozłożyła ręce i stwierdziła, że nic nie może zrobić, bo budynek nie jest gminny. Ponieważ nie znałem jeszcze dobrze tego środowiska to musiałem się nagłówkować jak z tego wybrnąć i w końcu się udało. Kupiliśmy piec i służy do dzisiaj. Natomiast o piłkarskich chwilach mógłbym opowiadać godzinami, bo jestem na każdym treningu i na każdym meczu. Najbardziej zabolało mnie gdy drużyna juniorów, naprawdę fajnych chłopaków, gdy raz mnie zabrakło, bo musiałem zostać w domu, nie pojechała na wyjazd, bo kilku nie przyszło i zespół się rozsypał. Uznałem, że skoro nie ma kim grać to trzeba rozwiązać drużynę, bo proszenie czy namawianie, żeby zagrali nie ma sensu. Natomiast z tych dobrych chwil to najwięcej wspomnień dotyczy meczów z: Pielgrzymowicami, Zabłociem, Strumieniem, Chybiem, bo to takie nasze „święte wojny”. Ja tego tak nie traktuję, bo jednak jestem przyjezdny, ale miejscowi kibice, rodowici bąkowianie przeżywają to mocno. Oczywiście nikt nie biega już po wsi w dniu meczu z kosami, siekierami czy sztachetami, ale emocje są. Z tym, że ja już znam zawodników, wiem jacy są trenerzy więc spokojnie podchodzę do tej amatorskiej piłki. Działam czyli poświęcam swój czas tak jakbym był na etacie, a na nawet na dwóch. W domu jestem gościem i żona się już przyzwyczaiła. Irena już nawet nie pyta gdzie idę tylko macha ręką gdy wychodzę, a raczej wyjeżdżam. Co prawda do domu z boiska mam rzut beretem, ale zwykle jest coś co trzeba załatwić, a to w banku, a to w gminie, a to u księgowej czy w sklepie, bo tu jestem wszystkim: sprzątaczką, mechanikiem, spawaczem, księgowym, dyrektorem sportowym, wysypuję linię i koszę trawę. Ba, koszenie to jest największa frajda, bo mam super sprzęt. Normalną kosiarką to trzeba byłoby kosić 5 godzin, a „wrzecionówka” jest taka, że jak rozłoży 3-metrowe skrzydła to „lecę” i w 20 minut kończę. Żartuję, że jak ta kosiarka „klęknie” to zrezygnuję z prezesowania. Na szczęście mamy części zamienne... A mówiąc całkiem serio to nie wiem co mnie trzyma w klubie.

Syn prezesa Kacper Czwartos gra obecnie w GKS-ie Jastrzębie i tam chodzi do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, a za rok będzie miał maturę. Razem z nim grają i uczą się także dwaj inni bąkowianie Łukasz Mrowiec i Oskar Kołodziej.

- Życzę im wszystkiego najlepszego w piłkarskim rozwoju, a jeżeli się im nie powiedzie to Zryw Baków czeka – dodaje Mirosław Czwartos. - Oczywiście wiem, że mają większe ambicje, ale kto wie jak potoczą się ich losy. Dlatego klub sportowy dla takiej miejscowości jak Bąków to jest okno na świat. Dzieci jeżdżą z nami na turnieje, na mecze. Poznają powiat, bo wyjazdy do Iskrzyczyna, Istebnej czy Puńcowa to już „wycieczka”. Zawierają znajomości z rówieśnikami, z którymi później spotykają się już w szkole ponadpodstawowej czy gdzie indziej i łatwiej im zintegrować się oraz znaleźć wspólny język. Zresztą w samej wsi też pod względem współpracy jest coraz lepiej. Dogadujemy się z Panią Sołtys Barbarą Maślanką. Z Ochotniczą Strażą Pożarną też się popieramy więc mogę powiedzieć, że idziemy wspólną drogą, tak jak marzyłem, żeby to wyglądało. Większość działaczy też jest w klubie gdy zachodzi taka potrzeba i to nie tylko od święta, czyli w dniu niedawno obchodzonego jubileuszu 70-lecia, ale także do roboty. Proszę sobie wyobrazić, że z ludzi, którym zostały przyznane Odznaki Honorowe Śląskiego Związku Piłki Nożnej za lata działalności na obchodach jubileuszu nie było tylko jednej osoby, bo miała rodzinną uroczystość i musiał wyjechać. Jednak dzień wcześniej pomagała w przygotowaniach do jubileuszowego festynu. Pomaga nam też Pani Burmistrz Anna Grygierek, która jest zżyta z naszymi mieszkańcami. Najwięcej jednak codziennej roboty spada na zarząd, w którym mamy 9 osób i wszyscy się angażują, a wśród nich mogę wyróżnić swojego zastępcę Leszka Faranę, nowego sekretarza Marcina Tokarza i Łukasza Wachę. Są też młodzi chłopcy więc w sumie z uśmiechem wkraczamy w nowy sezon. Kiedyś miałem marzenie, żeby z tego klubowego budynku coś fajnego zrobić, ale nie wyszło, choć w środku sporo zostało zrobione i poprawione. Jednak najgorsza jest zima, bo ogrzewanie węglem wymaga wielkich nakładów finansowych, a ich nie mamy. Jesteśmy więc na etapie przejmowania budynku przez Gminę, a wtedy ten problem spadnie z naszych barków. Dlatego już nie marzę tylko ograniczam się do planów, żeby ta nasza drużyna nadal grała sobie w klasie A i dostarczała radości.