Śląski ZPN

Grzegorz Jakosz nie odcina kuponów od sławy

25/08/2023 11:29

Mający na swoim piłkarskim liczniku 104 występy w ekstraklasie Grzegorz Jakosz, mimo zbliżających się 44. urodzin, które obchodził będzie 28 września, ciągle biega po murawie i to z bardzo dobrym skutkiem.


Jeżeli w 2019 roku, gdy wychowanek Unii Racibórz, przechodził do LKS-u Tworków, ktoś pomyślał, że obrońca znany z występów w Górniku Zabrze, Polonii Warszawa, Arce Gdynia i Odrze Wodzisław chce już tylko bawić się w kopanie piłki i zamierza odcinać kupony od sławy to się pomylił. Zasilając zespół, który dopiero co awansował z klasy A do okręgówki wychowanek Unii Racibórz stał się motorem napędowym drużyny, która od razu zameldowała się w czołówce, aż wreszcie w minionym sezonie awansowała do IV ligi.

- Mogę powiedzieć, że w Tworkowie pełnię dwie role – mówi Grzegorz Jakosz. - Jestem zawodnikiem, ale także trenuję trampkarzy czyli jestem w środowisku piłkarskim i robię to co od najmłodszych lat było moją pasją. W dodatku ciągle mam nowe wyzwania i czerpię z tego radość. Wiosną tego roku pobiłem chyba swój piłkarski rekord, bo w 15 meczach straciliśmy tylko 4 gole, a uważam, że mogło być tych straconych bramek jeszcze mniej. Trzy razy gdy prowadziliśmy wysoko to wkradało się rozluźnienie w nasze szeregi i rywale to wykorzystywali. Na przykład w wyjazdowym spotkaniu z Czarnymi Gorzyce, w którym skompletowałem hat-tricka było już 7:0 gdy daliśmy się trafić. Nie ma jednak co narzekać, bo defensywa była faktycznie naszym atutem, ale ja jako obrońca mogę się z tego tylko cieszyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że grając w obronie występuję na odpowiedzialnej pozycji i każdy, czy to koledzy z drużyny, czy działacze, czy kibice bardzo na mnie liczą. Ale ja też wywieram na siebie taką presję, że muszę grać dobrze i dawać przykład młodym zawodnikom oraz mobilizować cały zespół, bo gra defensywna zaczyna się od napastników i kończy na bramkarzu.

Warto też dodać, że ta dobra gra w defensywie stała się fundamentem niezwykłej serii. Swój ostatni mecz o punkty LKS Tworków przegrał 17 września ubiegłego roku. Od porażki z 1:2 z LKS-em Raszczyce drużyna Adama Jachimowicza zanotowała 19 zwycięstw i 4 remisy w klasie okręgowej oraz 1 wygraną i 2 podziały punktów w IV lidze. To już 26 spotkań bez porażki!

- Ta passa cieszy tym bardziej, że każdy mecz jest trudny – dodaje Grzegorz Jakosz. - Pomimo swoich lat, a pamiętam, że niebawem będę obchodził 44. urodziny, przed każdym spotkaniem odczuwam lekki stresik. Zdaję sobie sprawę, że bazowanie na samym tylko doświadczeniu nie wystarcza. Trzeba przede wszystkim podejść z szacunkiem do przeciwnika i dać z siebie maksa. Pamiętam doskonale mecz z początku rundy wiosennej z LKS-em Krzyżanowice. Podejmowaliśmy na naszym boisku rywala zza między i konkurenta do awansu więc atmosfera była niesamowita. Na początku Kamil Koczor zapewnił nam prowadzenie, które straciliśmy w ostatniej akcji. Tamten mecz zakończył się remisem 1:1 i nasza bezpośrednia rywalizacja o awans trwała do ostatniej kolejki. Myślę, że jeżeli chodzi o sferę emocjonalną i napięcie to był na pewno wyjątkowy sprawdzian. Od tego mam jednak ten swój bagaż doświadczeń, że zarówno w takich meczach jak i w każdym innym muszę dobrze grać. Dlatego jestem dla siebie surowy i wymagający nie tylko oceniając swoją grę defensywną, bo to moja główna rola. Chcę także dawać drużynie dużo jakości jeżeli chodzi o rozegranie, budowanie akcji i unikanie strat. Ciesze się więc gdy po meczu mogę powiedzieć, że nie straciłem ani jednej piłki, aczkolwiek za normę dobrej jakości występu uznaję jedną-dwie straty. Wymagam przede wszystkim od siebie. Nie zaczynam rozliczania gry od młodszych kolegów tylko swoją grą chcę im pokazać, że można po prostu dobrze grać w piłkę.

W IV lidze w tym sezonie Grzegorz Jakosz miał już okazję zagrać z Odrą w Wodzisławiu Śląskim i ROW-em Rybnik w Tworkowie. Były więc okazje do wspomnień. Wszak w wodzisławskich barwach występował i w ekstraklasie w sezonie 2007/2008, i w III lidze 10 lat temu, a z rybniczanami rywalizował na przykład w II lidze jako zawodnik Chojniczanki jesienią 2011 roku.

- Wiele było tych spotkań i chwil, do których chętnie wracam pamięcią, ale na pewno numer jeden ma debiut w ekstraklasie – kontynuuje Grzegorz Jakosz. - 20 lat temu Górnik Zabrze pojechał na inaugurujący sezon 2002/03 mecz z Lechem do Poznania. Kilkanaście tysięcy widzów na trybunach, spotkanie wielkich firm, a ja młody chłopak z Raciborza, wcześniej grający we Włókniarzu Kietrz i GKS-ie Bełchatów co najwyżej przy paru tysiącach kibiców gdy wyszedłem na murawę przeżyłem szok. Opowiadałem o tym moim podopiecznym trampkarzom, żeby im uświadomić jaki to jest gatunek natury psychologicznej, bo oni gdy miel grać derby na szczycie z Unią Racibórz mieli problemy z mentalnością. Uzmysłowiłem im w ten sposób, że wszyscy są tylko ludźmi i trzeba sobie to tylko poukładać w głowie. Ja to wtedy zrobiłem. Wygraliśmy 2:1, a ja miałem dodatkową satysfakcję, bo zwycięskiego gola w końcówce meczu Adrian Sikora strzelił po moim podaniu. Przeżyłem też jednak moment strachu, bo chwilę później popełniłem błąd. Chciałem zagrać głową do naszego bramkarza Piotrka Lecha, ale podałem za lekko i Piotr Reiss przechwycił piłkę. Strzelił jednak niecelnie i mogłem odetchnąć z ulgą. Były też jednak chwile grozy, jak na przykład po meczu z Wisłą w Krakowie, gdzie w przedostatniej kolejce walcząca o mistrzostwo Polski „Biała gwiazda” podejmowała Arkę Gdynia. Kibice bodaj w 85. minucie zgromadzili się przy liniach bocznych boiska i nawet przy słupkach naszej bramki. Mimo to sędzia nie przerwał meczu i graliśmy dosłownie czując oddech widzów na plecach. W takiej scenerii Marek Zieńczuk strzelił w ostatnich sekundach gola dającego Wiśle zwycięstwo 3:1, a kibice wbiegli na murawę. Jeden z naszych zawodników dostał cios pięścią w twarz. Ja zostałem kopnięty. Potem całą noc spędziliśmy na policji. Jak więc widać piłka ma różne oblicza.

A jakie oblicze ma dzisiaj Grzegorz Jakosz poza boiskiem? Gdy w 2012 roku wrócił do rodzinnego Raciborza, rozpoczął studia i zaczął myśleć o pracy z młodzieżą. 8 lat temu został nauczycielem wychowania fizycznego, a od 6 lat pracuje w szkole w Samborowicach.

- To mała wioska w powiecie raciborskim, ale powiem tak: talenty piłkarskie są wszędzie – zapewnia Grzegorz Jakosz. - Powiem nawet, że moich dwóch uczniów wyłowiłem i jako 15-latkowie debiutowali w klasie B w seniorach, a teraz grają w LKS 07 Markowice, gdzie jestem koordynatorem i prowadzę seniorów w klasie A. Oprócz tego mam jeszcze filię w szkole dla dzieci więc ta piłka jest w moim życiu na okrągło. A wracając do tego stwierdzenia, że talenty są wszędzie dodam, że z Markowic wywodzi się Hubert Kostka wielki piłkarz i trener, który zresztą ręczył swoim autorytetem polecając mnie do Górnika Zabrze, a później – jak mi po latach wyznał – przeżywał stres zastanawiając się czy ja sobie poradzę i cieszył się gdy okrzyknięto mnie wtedy jednym z lepszych transferów Górnika. Ja natomiast cieszę się, że mam wśród trenowanych dzieci dwóch chłopaków, bliźniaków Bartosza i Przemysława Frańczuków, z placówki opiekuńczo-wychowawczej, którzy wystąpili na mistrzostwach Polski dzieci z „domów dziecka” w Warszawie i zostali powołani do reprezentacji Polski na mistrzostwa świata Domów Dziecka, które zostały rozegrane na stadionie Legii. To także potwierdza tezę, że talenty są wszędzie i trzeba tylko stworzyć możliwości. Wykorzystując bagaż doświadczeń z gry w kilkunastu klubach i z tego co widziałem staram się więc pomoc i przekazać swoją widzę. A najbardziej mnie cieszy gdy widzę, że adepci futbolu z niej korzystają i mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, w którym będę się mógł cieszyć z osiągnięć swojego wychowanka.