Śląski ZPN

Paweł Janas "namaścił" kandydatów na trenerów UEFA A w Katowicach

29/11/2023 13:03

Przewodniczącym komisji egzaminacyjnej, sprawdzającej stopień trenerskich umiejętności zdobytych podczas tegorocznego kursu UEFA A w Katowicach był Paweł Janas.


Delegat Polskiego Związku Piłki Nożnej wspólnie z Andrzejem Wyrobą, Damianem Galeją i Januszem Kowalskim oceniał wiedzę, którą zaprezentowali: Monteiro Ednardo, Gustaw Cyankiewicz, Krzysztof Stolarski, Michał Mizgała, Tomasz Szymczak, Dariusz Frączek, Przemysław Jóźwiak, Piotr Wesołowski, Mateusz Lizak, Sebastian Foszmańczyk, Piotr Szołtysek, Dawid Jóźwiak, Przemysław Bladowski, Mateusz Sadyk, Michał Majnusz, Dominik Grabowski, Piotr Malik, Jarosław Stepień, Wiktor Bogusz, Sylwester Lis, Arkadiusz Adamczyk, Daniel Płatek i Łukasz Kowalczyk.

Przypomnijmy, że 53-krotny reprezentant Polski, z którą wywalczył trzecie miejsce na mistrzostwach świata w 1982 roku po zakończeniu piłkarskiej kariery znakomicie radził sobie także w roli trenera. Ma w swoim dorobku wicemistrzostwo olimpijskie w 1992 roku w Barcelonie gdzie był asystentem Janusza Wójcika oraz samodzielne sukcesy. W latach 1994 i 1995 wywalczył tytuł mistrza Polski z Legią Warszawa, którą w 1996 roku doprowadził do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Następnie pracował jako selekcjoner w latach 1996-1999, prowadząc reprezentację U21 oraz w latach 2002-2006 z drużyną narodową, z którą wywalczył awans do turnieju finałowego Mistrzostw Świata w Niemczech więc jego uwagi na pewno mają sporą wartość.

- Czym powinien się charakteryzować dobry trener?

- Przede wszystkim musi być zaangażowany i głodny wiedzy – mówi Paweł Janas. - Nawet gdy już ma najwyższą licencję nie może się nią zadowolić i stwierdzić, że już wszystko umie. Są konferencje, są staże i to nie te najbliżej domu w drużynie kolegi, ale w klubach, w których można zobaczyć coś lepszego. W sumie kandydaci na trenera UEFA A mają obowiązkowe dwa tygodnie więc jeden „zaliczony”, a drugi „rozwijający” powinien być dla nich normą, żeby zobaczyli jak to naprawdę wygląda, bo przecież z tym dyplomem mogą już prowadzić zespoły II-ligowe. Nie zawsze jednak wystarcza młodym szkoleniowcom ambicji, żeby mierzyć wysoko.

- Od czego swoją pracę trenerską rozpoczął Paweł Janas?

- Po zakończeniu kariery, mając dyplom Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, skorzystałem z oferty Legii. Jej trenerem był wtedy Andrzej Strejlau, z którym współpracowali Rudolf Kapera i Lucjan Brychczy. Zaproponowali mi rolę asystenta, a mnie to pasowało, bo jeszcze grając skończyłem AWF i płynnie, bez konieczności robienia kursów, przeszedłem na ławkę trenerską. Bardzo dużo się nauczyłem i od Andrzeja, i od Rudka, i od Lucka, który miał ogromne doświadczenie, a w dodatku przynosił notatki z czasów gdy jego trenerem w Legii był Czech Jaroslav Vejvoda. Ja też miałem swoje „archiwum” robione w czasach gry w AJ Auxerre, który prowadził trener legenda Guy Roux. Mimo swojego starszego już wieku w każdej przerwie między rundami jesienną i wiosenną jeździł na staż do Anglii i gdy wracał od razu wprowadzał nowe warianty rozgrywania stałych fragmentów gry.

- Co oprócz umiejętności powinien mieć trener żeby osiągnąć sukces?

- W piłce nożnej czasem decydujące znaczenie ma przypadek. Po okresie nauki w roli asystenta najpierw w Legii, a później w reprezentacji młodzieżowej i olimpijskiej, gdy wróciliśmy z Barcelony ze srebrnym medalem i jako drugi trener u boku Janusza Wójcika znowu znalazłem się w Legii przyszedł czas przeskoku. Janusz otrzymał ofertę ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a działacze Legii zaczęli szukać nowego trenera. Wtedy jednak zawodnicy poszli do gabinetu prezesa i powiedzieli, że chcą mnie. Byli w tym gronie także zawodnicy, z którymi jeszcze grałem pod koniec kariery więc z ich pomocą zbudowałem zespół, który dwa razy zdobył mistrzostwo Polski, dwukrotnie sięgnął po Puchar Polski i w europejskich pucharach doszedł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

- Czy ta droga przez funkcję asystenta do pierwszego trenera powinna być regułą?

- Niekoniecznie. W moim przypadku się sprawdziła, ale każdy człowiek jest inny, a wszystko i tak weryfikują wyniki. Po zwycięstwach z reguły wszyscy chwalą zespół, a po porażkach cała wina spada na trenera. Trzeba więc mieć także mocną psychikę, ale także umieć obserwować, a ja patrząc na trenerów, u których byłem asystentem miałem dobrą szkołę życia i podejścia do zawodników. Rozmowa piłkarza z trenerem, zupełnie inaczej wygląda bowiem ze strony zawodnika, a inaczej z punktu widzenia szkoleniowca. Mogłem to zrozumieć zanim sam stanąłem przed drużyną, a jednocześnie mogłem też korzystać ze wsparcia trenerów, u których się uczyłem. Na przykład Rudolf Kapera, już jako wykładowca AWF-u, podesłał mi do Wisły na zgrupowanie Legii swojego zdolnego ucznia, piszącego pracę magisterską. W ten sposób na stażu znalazł się u mnie Maciej Skorża, który miał wiedzę, był zaangażowany i chciał się uczyć. Wykorzystałem go więc jako obserwatora naszych przeciwników, z którymi rywalizowaliśmy w Lidze Mistrzów. Zdał ten egzamin, robiąc dobre analizy w czasach, w których telewizja nie była tak wszechobecna jak teraz i nie wszystko dało się oglądać po kilka razy. Przy okazji pojeździł po Europie więc można powiedzieć, że pomogłem mu w otwarciu jego trenerskiej kariery nie tylko na Polskę, ale i na świat.

- Który mecz w pana życiu piłkarza i trenera był najważniejszy?

- Ze spotkań, w których grałem najważniejszy wśród przegranych był półfinał mistrzostw świata w 1982 roku z Włochami, bo byliśmy o krok od finału, a wśród wygranych kolejny mecz, czyli zwycięstwo w spotkaniu o trzecie miejsce z Francją. Natomiast jako trenerowi najbardziej mi żal finałowej porażki na olimpiadzie z Hiszpanią, której kapitanem był Guardiola, bo w ostatnich sekundach straciliśmy gola na 2:3. Największą radość dał mi za to awans do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów z Legią i pokonanie po drodze Blackburn Rovers ówczesnego mistrza Anglii. A dodam, że w drużynie mieliśmy samych Polaków.

- Czym dla pana jest śląska piłka?

- Najlepszą piłką w Polsce. Jeszcze jako młody kibic i początkujący zawodnik Włókniarza Pabianice z zapartym tchem śledziłem mecze Górnika z Legią, bo to były wydarzenia. Także później gdy już w nich grałem były to „święte wojny”, o których dyskutowała cała Polska, a stadiony pękały w szwach. Mam jednak także wielu przyjaciół z tego regionu. Z Jankiem Urbanem jesteśmy w kontakcie na co dzień, a z innymi od święta, ale z wielką radością spotkałem się na gali w PZPN-ie z Zygfrydem Szołtysikiem, Włodkiem Lubańskim czy Jurkiem Gorgoniem, u boku którego wchodziłem do reprezentacji powoływany przez Kazimierza Górskiego. Mieliśmy co wspominać. Nie mogę też nie wspomnieć o trenerze Antonim Piechniczku, bo on doprowadził mnie do największego piłkarskiego sukcesu na mistrzostwach świata w Hiszpanii.

- Jak ocenia pan szansę Polski na awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy 2024?

- Ciężko będzie wywalczyć awans, bo nasza reprezentacja przechodzi etap przebudowy i pokoleniowej zmiany. Myślę, że w dłuższej perspektywie Michał Probierz mógłby coś dobrego zbudować, bo prowadził młodzieżówkę i zna to bezpośrednie zaplecze drużyny narodowej, ale czy będzie miał taką możliwość? Jestem jednak przekonany, że w naszym kraju też rodzą się piłkarskie talenty i wierzę, że Polska wróci do światowej czołówki.

- A skoro mowa o światowej czołówce, kogo Paweł Janas wymieni w pierwszej trójce najlepszych piłkarzy świata spośród zawodników, z którymi grał?

- W Polsce mieliśmy znakomitych piłkarzy: Włodek Lubański, Kaziu Deyna, Jurek Gorgoń, Zbyszek Boniek... ale to już czterech, a mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać. Spośród zagranicznych mierzyłem się z Brazylijczykiem Ronaldo, Platinim z którym grałem na francuskich boiskach czy Niemcami Franzem Beckenbauerem obrońcą, którego podziwiałem i Gerdem Muellerem, który bił rekordy strzeleckie. To były także czasy znakomitych trenerów Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka oraz Jacka Gmocha, który co warto chyba przypominać doprowadził naszą reprezentację do piątego miejsca na Mundialu w 1978 roku w Argentynie, ale uznano to za porażkę. Tak samo było w przypadku srebrnego medalu Igrzysk Olimpijskich w 1976 roku drużyny Kazimierza Górskiemu. Życzę każdemu młodemu trenerowi, zdającemu egzaminy, które obserwuję, żeby doszedł do tak daleko, a wtedy znowu będziemy mogli mówić o złotej erze polskiej piłki.