Najpierw chodził na „Pol-Arenę” z tatą, który już wtedy był spikerem na meczach „żółto-niebiesko-czarnych” i rozpoczynał swoje kronikarskie zapiski, które prowadzi do dzisiaj, a trzeba dodać, że są prawdziwą skarbnicą wiedzy o łaziskim klubie. Pan Jerzy, który po 36 latach spikerowania, w 2021 roku zawiesił mikrofon na kołku, był także inspiratorem piłkarskich początków 49-letniego już dzisiaj dyrektora klubu.
- Gdy miałem 12 lat tata zaprowadził mnie na pierwszy trening – wspomina Robert Janecki. - Trafiłem do grupy prowadzonej przez trenera Emila Bochnię. Jako piłkarz, a raczej bramkarz, bo to była moja pozycja, doszedłem do roli rezerwowego w zespole, który wtedy grał między okręgówką i IV ligą. Nie zaliczyłem w nim oficjalnego debiutu między słupkami, ale za to wystąpiłem w spotkaniu międzynarodowym, co do dzisiaj jest czasem tematem klubowych żarcików. Jakiś zespół z Malmo przyjechał bowiem do nas, a ja zagrałem 7 minut w sparingowym meczu przeciwko Szwedom i i to jest mój najwyższy pułap (śmiech). Natomiast w oficjalnych krajowych rozgrywkach najwyżej grałem w naszych rezerwach w klasie A.
- Kiedy został pan kierownikiem drużyny?
- Na koniec mojej przygody z piłką trafiłem do Sokoła Orzesza jako „ekwiwalent” za sprowadzonego do nas Jerzy Siochnę. Broniłem tam pół roku w drużynie, która walczyła o awans do klasy A, ale ostatecznie przegraliśmy w barażach. Już wtedy jednak wiedziałem, że pozostanę w Polonii i zajmę się tym co się dzieje wokół boiska, bo to mi się bardzo podobało. Miałem wtedy 20 lat i zacząłem pomagać tacie, który w tamtych latach był kierownikiem drużyny. On mnie wprowadził w arkana tej roli, w której 10 sierpnia 2002 roku, w meczu z Ogrodnikiem Cielmice wystąpiłem już oficjalnie. Aż nie chce się wierzyć, że to było ponad 21 lat temu. Wtedy byłem najmłodszym kierownikiem drużyny w naszym regionie, a teraz uchodzę za nestora, bo w październiku ubiegłego roku, podczas meczu z Orłem Łękawica świętowałem 600 spotkanie w tej roli.
- Który z momentów z tego okresu wspomina pan najmilej?
- Na pewno ostatni gwizdek w przedostatniej kolejce sezonu 2009/10. To był moment, w którym przypieczętowaliśmy historyczny awans do III ligi wygrywając 1:0 wyjazdowy mecz z MRKS-em Czechowice-Dziedzice. Tego nie zapomnę do końca życia. Ta chwila wiązała się z tyloma pozytywnymi emocjami, że tego nie da się zapomnieć.
- Jaką rolę pełni pan obecnie w Polonii?
- W MOSiR-ze Łaziska Górne jestem menadżerem sportu, a w klubie KS Polonia Łaziska Górne jest dyrektorem. U nas w mieście jest to wszystko tak fajnie zorganizowane, że jak jest złotówka do wydania na sport, to siadają przy kawie burmistrz miasta, prezes klubu i dyrektor MOSiR-u uzgadniając szczegóły. Nie ma drugiego klubu więc nie ma antagonizmów. Hasło „jedno miasto – jeden klub” u nas sprawdza się znakomicie. Zresztą widać to także po naszej bazie. Niebawem będziemy mieli obiekt z dwoma naturalnymi boiskami oraz będącą na ukończeniu sztuczna murawą w jednym miejscu. Brakuje już tam tylko szlifu, żeby nasz stadion był naprawdę wizytówką na szerszą skalę.
- Czego życzy pan sobie na progu 2024 roku?
- Jesteśmy w bardzo fajnym miejscu, jako lider tabeli IV ligi, bo gramy w każdym meczu o 3 punkty. Nie ukrywamy, że utrzymanie miejsca na szczycie tabeli i występ w barażach o III ligę byłyby bardzo mile widziane, ale nie ma jakiegoś wielkiego ciśnienia na awans. Odszedł od nas zimą bramkarz Paweł Florek, który na pewno swoim poziomem przerastał IV ligę i poszedł do walczącego o II ligę Rekordu Bielsko-Biała, z którego do nas trafił bramkarz Jakub Szumera. Nastąpiła więc „zamiana”. Pożegnał się też z nami pomocnik Aleksander Biegański, który został zawodnikiem III-ligowej Legionovii. Ponadto z powodów zdrowotnych, bo w ubiegłym tygodniu miał operację, nie zagra u nas wiosną obrońca Mateusz Nowara, a trzech naszych młodych chłopaków: bramkarz Patryk Kulski, obrońca Jan Niedźwiedzki i napastnik Konrad Walicki wiosną powinni grać w MKS-ie Lędziny na półrocznym wypożyczeniu. Na ich miejsce praktycznie rozglądamy się tylko za jednym zawodnikiem do ofensywy. Nie szukamy na siłę, ale generalnie gdyby się okazało, że jest ktoś ciekawy piłkarsko i w zasięgu naszych możliwości to będziemy działać. Są wstępne rozmowy, z naciskiem na słowo „wstępne”. Natomiast z pozasportowych życzeń, choć nie tak do końca pozasportowych, bo to się w sumie zazębia, chciałbym pozostać radnym miejskim. W zbliżających się wyborach będę kandydował i chciałbym się ponownie dostać do Rady Miasta, żeby wspierać sport w Łaziskach Górnych. Chodzi mi o to, żeby klub mógł się nadal rozwijać i zapewniać naszym mieszkańcom pełną gamę możliwości aktywnego wypoczynku oraz realizowania sportowych pasji. To jest mój cel.
- Czy kolejne pokolenie Janeckich także zainteresowane jest piłką?
- Tak. Syn ma 10 lat i trenuje w grupie prowadzonej przez Andrzeja Sikorę. Widzę, że piłka jest jego pasją i bardzo się z tego cieszę. Wspólnie byliśmy na paru ładnych meczach reprezentacji Polski. Dzięki temu, że Polski Związek Piłki Nożnej uruchomił program Poznaj Polskę na Sportowo udało mi się też ostatnio wysyłać grupy na każdy mecz biało-czerwonych na Stadionie Narodowym. Jako klub korzystaliśmy z tego programu i na czterech czy pięciu spotkaniach naszej drużyny narodowej Antek kibicował Polakom razem z kolegami.
- Jakie jest marzenie dyrektora Polonii Łaziska Górne?
- Kiedyś to już powiedziałem i podtrzymuję te słowa: „Zapełnić kiedyś Pol-Arenę”. Marzę o tym, żeby na mecz Polonii przyszło tylu ludzi, że zabraknie miejsc. Niektórzy, słuchając tych słów żartują, że muszę w związku z tym... zmniejszyć trybuny, ale ja wierzę, że może już na barażach, albo w III lidze gdy przyjedzie atrakcyjny przeciwnik, ewentualnie w Pucharze Polski gdy awansujemy na szczebel centralny to marzenie się spełni. Pamiętam, że kiedyś na mecz z AKS-em Mikołów przyszło 1200 widzów więc jestem dobrej myśli.