- Mieliśmy tylko dwa treningi z zespołem, który w debiucie pod naszym dowództwem sięgnął po jeden punkt, remisując ze znacznie wyżej norowanym rywalem 1:1 – powiedział Artur Wąsik. - W moim odczuciu potencjał w naszej drużynie jest bardzo duży. Te wyniki, które były do tej pory i miejsce w tabeli I grupy IV ligi nie odzwierciedlają potencjału tych chłopaków. Zresztą mecz z Victorią to potwierdził. Częstochowianie są przecież czołową drużyną, która przyjechała na mecz z nami jako zespół niepokonany od 11 spotkań i potwierdziła, że w pełni zasługuje na pozycję w czubie tabeli. Ale mimo to były momenty, że wyglądaliśmy lepiej. Uważam, że mieliśmy też momentami pełną kontrolę nad tym meczem i tak naprawdę wypracowaliśmy, mam wrażenie, troszkę klarowniejsze sytuacje niż goście. Aczkolwiek, tak jak powiedziałem chłopakom od razu po meczu, ten punkt trzeba szanować, bo to był bardzo dobry rywal, a my graliśmy pierwszy „nasz” mecz i pewne rzeczy są jeszcze na pewno do dopracowania. Mimo wszystko ja się mega cieszę, bo przyjemnie jest w takiej szatni być i z takimi zawodnikami pracować.
Zdjęcia z meczu JSP Szczakowianka – Victoria 1922 Częstochowa 1:1 TUTAJ.
Nie znaczy to, że trener Artur Wąsik nie dostrzegł mankamentów, a w oczy kibiców Szczakowianki rzucił się przede wszystkim swego rodzaju paraliż, który przez pierwszy kwadrans krępował ruchy zespołu gospodarzy.
- To wynikało chyba z presji i tak zwanej „głowy”, bo ciężko wymagać od zawodników luzu w grze po serii porażek i to bez strzelenia gola – dodał Artur Wąsik. - Tegoroczny bilans bramkowy do sobotniego meczu 0:12 mówi zresztą bardzo dużo. Na pewno jednak chłopcy bardzo chcieli. Może na początku nawet za bardzo i w tym tkwił problem początkowych minut, które były mocno nerwowe. Aczkolwiek później z każdą minutą wyglądało to lepiej. Mieliśmy pomysł na ten mecz i szczególnie w drugiej połowie, po pewnych korektach, o których powiedzieliśmy sobie w szatni podczas przerwy, wyglądało to już dużo lepiej. Na gorąco mogę jednak powiedzieć, że jestem dumny z chłopaków, bo dużo serca zostawili na boisku. Naprawdę niektórych już łapały skurcze, a jednak mocno pracowali do końca. Szacun. To mnie utwierdza w przekonaniu, że z takimi ludźmi można zrobić coś fajnego.
Sympatyków Szczakowianki zmartwiło zejście z boiska Marcina Smarzyńskiego, który już w 20. minucie opuścił murawę.
- Marcin już przed meczem sygnalizował, że ma problemy z mięśniem dwugłowym – wyjaśnił Artur Wąsik. - Staraliśmy się go wykurować i po rozmowie z nim zapadła decyzja, że spróbujemy, bo to jest nasz bardzo ważny zawodnik, który bardzo dużo daje tej drużynie. No, ale też, tak jak mu mówiłem jego zdrowie jest najważniejsze i szkoda byłoby gdybyśmy przez pogłębienie kontuzji mieli go stracić na dłużej. Dlatego profilaktycznie woleliśmy, żeby zszedł, bo nie był w stanie grać na 100 procent. Starał się sercem nadrobić swoje braki w przygotowaniu do tego występu więc opuścił boisko, ale liczę, że szybko dojdzie do pełni sił i wesprze kolegów na murawie w kolejnych spotkaniach, bo przed nami jeszcze sporo do zrobienia w tym sezonie. Po 20. kolejce zajmujemy wprawdzie 13. miejsce w tabeli, ale nie narzucamy presji, że my gramy o utrzymanie. Uważam, że z takim potencjałem takie stawianie sprawy jest absurdem, dlatego nie chcemy używać takich słów. Tę drużynę stać z każdym rywalem walczyć o zwycięstwo i kluczem jest to, żebyśmy do każdego meczu podchodzili grając o 3 punkty. Myślę, że rzetelną pracą na treningach i prezentowaniem swoich umiejętności podczas występów zbudujemy sobie pozycję i z każdym kolejnym meczem zarówno nasza gra jak i miejsce w tabeli będą lepiej wyglądać.
Nowy szkoleniowiec Szczakowianki nie ukrywa też, że praca w IV-ligowej drużynie jest dla niego okazją pokazania się na trenerskim rynku. Ma jednak jeszcze jeden powód, dla którego chce wyciągnąć drużynę z dzielnicy Jaworzna z dołka, w którym się znalazła, a przypomnijmy, że na finiszu poprzedniego sezonu walczyła w barażach o awans do III ligi.
Zdjęcia z meczu JSP Szczakowianka – Victoria 1922 Częstochowa 1:1 TUTAJ.
- Przede wszystkim to jest klub, w którym się wychowałem – przypomniał Artur Wąsik. - Tu zaczynałem swoją przygodę z piłką. Tu stawiałem pierwsze kroki jeszcze za czasów świętej pamięci trenera Mirosława Stadlera, który mnie mnie tu ściągnął i był kapitalnym człowiekiem. To miejsce nosiłem więc stale w sercu, choć nie byłem tu ładnych parę lat. Wróciłem w innej roli, ale bardzo chcę pomóc, bo jestem osobą, która strasznie ambitnie podchodzi do wszystkie co robi. A dla mnie, nie ukrywam, jest to też szansa pokazania się, bo po mojej pracy z młodzieżą i prowadzeniu Zgody Byczyna w klasie okręgowej jest to dla mnie kolejny trenerski krok do przodu. Powoli na tej mojej szkoleniowej ścieżce pnę się w górę. Mam nadzieję, że ten szczebel nie jest ostatni i wierzę, że będę się wspinał z tym właśnie zespołem.