Śląski ZPN

Święto Pracy po japońsku

1/05/2024 22:06

O ile w I grupie IV ligi drużyny z czołówki z Podlesianką na czele wygrały swoje spotkania 24. kolejki i powiększyły przewagę nad „grupą środka”, czyli zespołów walczących o utrzymanie, to w II grupie sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana.


Tu od 13. do 3. miejsca jest strefa zagrożenia więc nic dziwnego, że każdy mecz ma swój wysoki ciężar gatunkowy. Ba, nawet w starciu „na dnie” zanotowaliśmy sensację, bo po 23 porażkach MKS Lędziny wygrał pierwszy raz w tym sezonie, w wyjazdowym meczu pokonując 1:0 przedostatni LKS Czaniec.

My odwiedziliśmy tym razem Landek, gdzie w Święto Pracy Spójnia zajmująca po 23 kolejkach 4 pozycję gościła 11. w klasyfikacji Tempo Puńców, mające jednak tylko 5 punktów mniej!

W pierwszej połowie obydwie drużyny wypracowały sobie po jednej znakomitej sytuacji strzeleckiej. W 20. minucie po zagraniu Wojciecha Pisarka sam na sam z bramkarzem gości znalazł się Miłosz Misala, ale Wojciech Maciejowski wygrał pojedynek z napastnikiem Spójni. Ta niewykorzystana okazja zemściła się na podopiecznych Mateusza Wrany w 37. minucie. Wtedy to bowiem grający trener przyjezdnych Michał Pszczółka długim podaniem na prawe skrzydło uruchomił Jakuba Legierskiego, który dogonił piłkę tuż przed linią końcową i z woleja dośrodkował w pole bramkowe. Tam najsprytniejszy okazał się Michał Tobiasz i tylko przystawił nogę, pakując futbolówkę do siatki. Strzelając gol zapewnił Tempu prowadzenie, a jednocześnie zrobił sobie prezent na 24. urodziny, a kibice z Puńcowa chóralnie odśpiewali mu „sto lat”.

Wynik 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy, a czas w szatni lepiej wykorzystał sztab szkoleniowy miejscowych. Po przerwie na boisku drużyna Spójni wybiegła z dwoma nowymi zawodnikami, ale przede wszystkim zmieniła podejście do gry. Już pierwsza akcja pokazała, że gospodarze znaleźli klucz do bramki gości, bo przeprowadzili akcję lewą stroną boiska, a podanie kapitana Bartosza Rutkowskiego, trafiając z metra do pustej bramki zamknął Miłosz Misala.

Po zdobyciu bramki miejscowi coraz śmielej atakowali, tym bardziej, że Wojciech Maciejowski stojący pomiędzy słupkami puńcowskiej „świątyni” coraz mocniej utykał. Po godzinie gry przegrał jednak walkę z kontuzją i musiał opuścić posterunek, a jego miejsce zajął doświadczony o 18 lat starszy Zbigniew Huczała. Ta zmiana pociągnęła też za sobą roszady w ustawieniu, bo młodzieżowca golkipera musiał zastąpić inny młodzieżowiec i Jakub Suchanek zastąpił kapitana Tomasza Olszara.

To wszystko na pewno wpłynęło na rytm gry przyjezdnych, ale o ich porażce zadecydował indywidualny błąd Michała Pszczółki. Będąc ostatnim obrońcą pozwolił sobie bowiem odebrać piłkę Kokiemu Togitaniemu. Japończyk po przejęciu futbolówki 30 metrów od bramki rywali ruszył natychmiast w kierunku Zbigniewa Huczały i wbiegając w pole karne z zimną krwią ulokował futbolówkę w siatce.

Nic nie dały już próby odpowiedzi puńcowian i po ostatnim gwizdku piłkarze Spójni mogli się cieszyć z 3 punktów przybliżających ich do podium i… utrzymania, a zawodnicy Tempa znaleźli się na 12. miejscu i w 6. ostatnich kolejkach tego sezonu margines błędu wyraźnie się im zawęził.

- Mieliśmy swój plan na ten mecz i w pierwszej połowie konsekwentnie go realizowaliśmy – powiedział Michał Pszczółka. – Udało się z tego strzelić gola. Prowadziliśmy 1:0 i w drugiej połowie, licząc że Spójnia spróbuje zaatakować i będzie się otwierał przeszliśmy na grę trójką z przodu. Niestety nie zdało to egzaminu, bo szybko straciliśmy bramkę i nie tworzyliśmy sytuacji, a w końcówce jeszcze ja popełniłem błąd i konsekwencja jest taka, że przegraliśmy mecz. Ścisk w tej grupie drużyn walczących o utrzymanie jest ogromny, ale wydaje mi się, że wszystko zależy od nas. Nie możemy popełniać takich błędów jak ja dzisiaj popełniłem, a wtedy mamy szansę się utrzymać. Zostało 6 kolejek. Walka jest zacięta. Drużyny środka starają się zdobywać punkty, a ponieważ gramy z bezpośrednimi przeciwnikami wszystko jest w naszych nogach. Zależy od nas czy po tej porażce podniesiemy głowę czy nie i jak zareagujemy.

- W pierwszej połowie, wiedząc, że drużyna z Puńcowa jest bardzo dobra w działaniach obronnych, postanowiliśmy się trochę cofnąć i „oddać sprzęt” mówiąc po piłkarsku, a nie grać odważnie, budując wielopodaniowe akcje – stwierdził Mateusz Wrana. – Bardziej liczyliśmy na wypracowanie sytuacji po przejęciu piłki i mieliśmy w pierwszej połowie okazję sam na sam. Przegraliśmy jednak pierwszą połowę i dokonaliśmy korekty planu na budowanie akcji. Zmieniliśmy ustawienie naszej formacji środkowej i przez to w pierwszej minucie drugiej połowy doprowadziliśmy do wyrównania. Następne zmiany też dały impuls, bo choć kibicowi mecz mógł się podobać, był żywy, dużo zespoły biegały z jednej na drugą połowę, ale patrząc z punktu widzenia trenera to się nam wymknęło spod kontroli. Ja nie chcę takich spotkań, bo można dostać zawału. Ale na szczęście nastąpił przełom i Koki wykorzystał sytuację sam na sam i plan się spełnił. Dzięki niemu zdobyliśmy 3 punkty, ale nie patrzymy w kierunku pierwszego w tabeli zespołu Podbeskidzia II tylko oglądamy się za siebie. Mamy tylko 5 punktów przewagi nad zespołem zajmującym 9. miejsce w tabeli, a ta pozycja może nie dać spokoju na finiszu sezonu. Dlatego żartując mówię, że gramy o… awans, bo chcemy być jak najwyżej i o tom będziemy walczyć do ostatniej kolejki.

Zdjęcia z meczu można oglądać TUTAJ.

Spójnia Landek – Tempo Puńców 2:1 (0:1)
0:1 – Michał Tobiasz, 37 min; 1:1 – Misala, 46 min; 2:1 – Togitani, 85 min.
Sędziował Mateusz Piszczelok (Katowice).
SPÓJNIA: Dana – Zajączkowski, Kopczyk, Mizia – Szary (46. Hutyra, 90+5. Laskowski), Wojtyła, Rutkowski, Marek – Misala (81. Tomiczek), Piejak (70. Togitani), Pisarek (46. Pindera). Trener Mateusz Wrana.
TEMPO: Maciejowski (64. Huczała) – Pszczółka, Nowak, Rucki – Szczęsny, Olszar (64. Suchanek), Ścibor (86. Mikołaj Tobiasz), Gabryś (46. Stasiak), Michał Tobiasz – Szuster, Legierski. Trener Michał Pszczółka.
Żółte kartki: Szary, Pindera, Hutyra – Gabryś, Ścibor, Olszar.