Na swoim parkiecie zwyciężyły bowiem 5:1, a w rewanżu w hali AZS-u UW Warszawa postawiły pieczęć na sukcesie zwyciężając 4:0.
- To był zdecydowanie nasz najlepszy z sezonów i jestem bardzo zadowolony z postawy moich podopiecznych – podsumował futsalowy sezon Samuel Jania. - Sięgnęliśmy po dublet w dobrym stylu. Doskonale znam powiedzenie, że niełatwo jest wejść na szczyt, ale jeszcze trudniej się na nim utrzymać. Nam się to nie tylko udało, ale jeszcze „usypaliśmy górkę”. Ten sukces jest potwierdzeniem, że praca i zaangażowanie przynoszą efekty, czyli dobrą grę i wyniki. To była „maszynka”, na której zostało odciśnięte piętno klubu i moje.
- Który moment z tego udanego sezonu najbardziej utkwił w pana pamięci?
- Zdecydowanie był to mecz, w którym sięgnęliśmy po mistrzostwo. W 20 meczach wygraliśmy 16 razy, 3-krotnie zremisowaliśmy i tylko raz musieliśmy przełknąć gorycz porażki. A mimo takiego bilansu cały czas czuliśmy na plecach oddech rywala. To było więc wyzwanie, bo przez cały sezon musieliśmy być skoncentrowani, ale dzięki temu, że tworzymy kolektyw udało się nam sięgnąć po złote medale. Nie znaczy to jednak, że pucharowe zwycięstwo miało gorszy smak. Tu także musieliśmy pokazać pełnię swoich umiejętności, szczególnie dlatego, że po drodze do finału o awansie decydował tylko jeden mecz. Nie można się więc było potknąć ani w meczu ze Słomniczanką, ani w spotkaniu z ROW-em Rybnik i choć sam finał był już trochę lżejszy to ciężar gatunkowy całej rywalizacji także był ogromny. Cieszymy się więc z pierwszego w historii klubu Pucharu Polski i dubletu w naszym wykonaniu.
- W przypadku zwycięstw mężczyzn mówi się o „ojcach” sukcesu więc trzymając się tej konwencji zapytam: kto był „matką” waszego triumfu?
- Nasz sukces ma wiele mam. Stworzyliśmy bowiem kolektyw, w którym raz jedna, innym razem druga zawodniczka dawała impuls drużynie. Na przykład w pierwszym meczu finałowym Pucharu Polski poderwała nas Oksana Szewczuk, która w rewanżu nie grała z powodu urazu. Zastąpiły ją więc inne Julka Szostak, Wiktora Pietrzyk i Kasia Moskała, która strzeliła dwa gole, pieczętując zwycięstwo, w którym swój udział miały także bramkarki. Obydwie bramkarki, bo Natalię Majewską zastąpiła w trakcie meczu Alicja Bzowska i broniąc rzut karny nie pozwoliła przeciwniczkom strzelić kontaktowego gola. Wymienić trzeba więc wszystkie zawodniczki, bo razem sięgnęliśmy po ten dublet.
- Czym dla pana jest ten dublet w zakończonym sezonie ligowym?
- Spełnieniem marzeń, ale jednocześnie wyzwaniem. W historii polskiego futsalu rekord pod względem liczby tytułów należy do UJ Kraków, który 5-krotnie sięgał po koronę. My mamy „dopiero” dwa więc sufit jeszcze ciągle jest wysoko nad nami. Nie mogę też nie wspomnieć w tym momencie o naszym klubie, bo to jest coś wyjątkowego w naszym kraju. Te warunki jakie mamy stworzone i ta atmosfera jaka w nim panuje sprawia, że czujemy się częścią organizmu, który w swoim DNA ma radość i sukces poparty pracą wszystkich.
- A propos pracy... Czy zaczyna się czas wakacji dla futsalistek i sztabu szkoleniowego Rekordu?
- Jeszcze nie. Przed nami międzynarodowe wyzwania, bo Akademicka Reprezentacja Polski od 3 czerwca zaczyna przygotowania do Akademickich Mistrzostw Świata, które rozegrane zostaną w Szanghaju, a pierwsza reprezentacja od 7 czerwca ma zgrupowanie przed wyjazdem na turnieju w chorwackim Poreczu, gdzie będziemy grać od 11 do 16 czerwca. W sumie 6 naszych zawodniczek będzie więc jeszcze „pod parą” i dopiero w drugiej połowie czerwca rozpoczniemy urlopy.