- Jeszcze na starość trochę krzepy jest – zapewnia napastnik Kuźni, która po rundzie jesiennej zajmowała 11. miejsce w tabeli II grupy IV ligi, a w tabeli rundy wiosennej mając jeden mecz mniej od rywali z czołówki plasuje się na 6. pozycji. Po zwycięstwie 5:1 w Lędzinach, zespół dla którego Michał Pietraczyk strzelił w sobotę jednego gola przesunął się w ogólnej klasyfikacji na 9. miejsce, a w środę rozegra zaległy mecz z LKS-em Czaniec, chce zrobić kolejny krok do przodu. - Fizycznie czuję się dobrze. Oczywiście jakieś tam drobne urazy doskwierają, ale dopóki zdrowie dopisuje to trzeba dawać z siebie tyle ile można. Dopóki się trenuje to jakoś się kręci.
- Jak oceni pan Kuźnię z rundy wiosennej?
- Jest to drużyna zdecydowanie lepsza niż ta z rundy jesiennej. Przede wszystkim poprawiliśmy grę obronną. Jesteśmy bardziej skoncentrowani pod swoją bramką i choć gramy mocno ofensywnie, a co za tym idzie narażamy się na kontry, to w sumie liczba strzelonych przez nas goli jest zdecydowanie wyższa niż straconych, a co za tym idzie sporo wygrywamy. Myślę, że nasz ofensywny futbol może się w sumie podobać.
- Czy wasza międzynarodowa drużyna ma wspólny język poza boiskiem?
- Kolumbijczyk, Brazylijczyk, Portugalczyk, Ukraińcy, Polacy tworzymy „internacional team”, ale na boisku nie mamy problemów z porozumieniem, bo piłkarskie komendy są proste. Natomiast poza boiskiem jest hierarchia zawodników, którzy sterują i zarówno Polacy jak i obcokrajowcy wiedzą kto mówi jako pierwszy. Jest Adi Sikora, wiadomo doświadczony i pomocny więc się od niego uczymy. Ja też wyciągam od niego to co najlepsze i dokładam od siebie, bo zespół jako całość jest podstawą dobrego wyniku.
- Które z rozegranych już wiosenną spotkań uzna pan za najlepsze w swoim wykonaniu?
- Na pewno mecz z Gwarkiem w Ornontowicach będzie w czołówce. Strzeliłem dwa gole, wygraliśmy 4:2, było sporo dobrych akcji więc mogłem być z tego występu zadowolony, aczkolwiek ja na to tak nie patrzę. Za każdym razem daje z siebie tyle ile mogę i to jest mój główny cel gdy wychodzę na boisko. O jakichś planach trudno mi już jednak mówić. Chciałbym jeszcze pograć, ale rodzina ma też swoje wymagania i nie za bardzo na to pozwala. Treningi i mecze zajmują jednak dużo czasu więc rodzą się... dyskusje. Do końca tego sezonu na pewno będę grał, a co dalej to jeszcze nie wiem. Na razie „przeciągamy linę”.
- Jak człowiek urodzony w Knurowie, a następnie grający w Górniku Zabrze w drużynie młodzieżowej oraz w III-ligowym KS Krasiejów trafił do klubu z Ustronia?
- Najpierw zamieszkałem w Ustroniu, ale moim pierwszym klubem po przeprowadzce w te malownicze strony, gdzie przeprowadziłem się idąc za głosem serca, przed 14 laty był Klub Sportowy Wisła, z którym wszedłem do IV ligi. W 2016 roku otrzymałem jednak ofertę z Kuźni i także świętowałem z nią awans do IV ligi, w której mam nadzieję utrzymamy się w tym sezonie choć z powodu reorganizacji nie jest łatwo. Myślę, że to będzie mój ostatni klub.
- Co pan robi poza graniem w piłkę?
- Pracuję jako logistyk w firmie w Skoczowie. Mam pracę za biurkiem i choć na moim stanowisku muszę być czasem dyspozycyjny także po godzinach urzędowania to jednak nie mam problemu z pogodzeniem pracy z grą w piłkę. Rodzina też się już do mojego grania przyzwyczaiła, bo z Patrycją doczekaliśmy się dzieci. Julia i Pola nie są piłkarkami niestety, albo „stety”. 4 lata ma młodsza, a 9 starsza i cały czas zmieniają swoje zainteresowania jak to dzieci, a rodzice próbują nadążać i to powoli zaczyna wysuwać się na plan pierwszy.