Śląski ZPN

Prezesem został z wdzięczności

1/07/2024 09:39

Kiedy 14 lat temu Janusz Dyszkowski trafił do Przemszy Okradzionów jako zawodnik nie sądził, że z tym właśnie klubem zwiąże się na dłużej.


- Wcześniej grałem w RKS-ie Dąbrowa Górnicza, Unii Ząbkowice i w Płomieniu Niegowonice – wylicza Janusz Dyszkowski. - W 2007 roku kolega Damian Bomba, który budował w Okradzionowie zespół Przemszy, namówił mnie na grę w drużynie, która półtora roku później wywalczyła awans do klasy A. To był na pewno najbardziej pamiętny sezon z mojej piłkarskiej przygody. Nikt na nas nie stawiał, a my tylko jeden mecz przegraliśmy i jeden zremisowaliśmy, a w pozostałych zdobywaliśmy komplet punktów. Natomiast najbardziej pamiętny dla mnie mecz miał miejsce w ostatniej kolejce sezonu 2009/2010. Żeby zagrać w barażach o utrzymanie w klasie A musieliśmy wygrać z Błękitnymi Sarnów na ich boisku, a ja w 95. minucie gry, strzelając, a właściwie wrzucając piłkę w kierunku bramki rywali, trafiłem pod poprzeczkę i wygraliśmy 3:2. Dzięki temu zagraliśmy w barażach i ostatecznie utrzymaliśmy się. Takie chwile sprawiły, że grając w Przemszy 8 lat, z krótkimi epizodami w Cyklonie Rogoźnik, Sławkowie i Victorii Katowice, stałem się częścią „zielono-niebiesko-czerwonych”. W 2015 roku przerwałem jednak piłkarską karierę, bo zostałem działaczem Czarnych Sosnowiec. Najpierw miałem się zająć mediami, ale później tak naprawdę zajmowałem się wszystkim i zostałem włączony do zarządu klubu, którego celem było odzyskanie mistrzostwa Polski w piłce nożnej kobiet i to się udało. A gdy rozstałem się z sosnowieckim klubem działacze Przemszy, za moimi plecami, uknuli wyborczy spisek. Zostałem zaproszony na zebranie zarządu, żebym sobie posiedział i przysłuchał się dyskusji, a tu nagle zgłoszono moją kandydaturę na członka zarządu, który powierzył mi funkcję prezesa i nie mogłem odmówić, bo ten klub mam w sercu.

W 2015 roku Przemsza Okradzionów miała drużynę seniorów, grającą w klasie A oraz 7-osobową grupę młodzieżową.

- Zaczęliśmy działać przede wszystkim z myślą o młodzieży i udało się nam rozwinąć szkolenie adeptów futbolu, bo teraz mamy grubo ponad 50 dzieci – wyjaśnia Janusz Dyszkowski. - Do tego dochodzą oczywiście seniorzy, którzy co prawda nadal grają w klasie A, ale po rundzie wiosennej, w której na 13 spotkań 11 wygrali i 2 zremisowali, bardzo rozbudzili nasze nadzieje. Jeżeli tak dalej pójdzie może się nam uda awansować do klasy okręgowej. Nie mówię, że to jest nasz cel, ale spróbujemy. Co najważniejsze od 3 lat wszyscy zawodnicy są z nami, praktycznie – pomijając przypadki losowe i sprawy rodzinne – nikt nie odchodzi i każdy chce dalej grać u nas.

W UKS-ie Przemsza Okradzionów panuje rodzinna atmosfera, która jednoczy zarówno zawodników jak i działaczy.

- Każdy członek zarządu naprawdę czuje się odpowiedzialny za nasz klub, a już Prezes Honorowy czyli Adam Klimczyk, który z Przemszą związany jest od 2003 roku, po prostu jest naszym filarem – dodaje Janusz Dyszkowski. - Jest ceniony i lubiany zarówno w Podokręgu Sosnowiec jak i w Urzędzie Miasta więc otwiera nam wiele drzwi. Natomiast w klubowej pracy bardzo mi pomaga Krystian Dukat, choć to jest człowiek, który nigdy nie pcha się na afisz. Porównując jego rolę do pozycji na boisku to jest typowa „szóstka” czyli człowiek od „czarnej roboty”, którą wykonuje w naszym klubie już ponad 20 lat.

Co ciekawe Janusz Dyszkowski, choć z Przemszą się w pełni utożsamia, nie mieszka w Okradzionowie. Ba, dojazd z domu do klubu zajmuje mu blisko 2 godziny.

- Pracuję w Zakładach Mięsnych Duda w Katowicach na serwisie elektrycznym, a mieszkam na Ligocie, czyli w katowickiej dzielnicy – wyjaśnia Janusz Dyszkowski. - Jeżdżę autobusami i trochę czasu mi zajmuje dotarcie do Okradzionowa. Czasem korzystam z podwózki Adama Klimczyka, który mnie odbiera z Ząbkowic, gdzie docieram pociągiem. Nic więc dziwnego, że żona trochę narzeka na moją nieobecność w domu. Wprawdzie Monika uwielbia piłkę nożną i teraz na przykład ogląda wszystkie mecze na EURO, ale chciałaby mieć męża i 10-letniego syna w domu. A Patryk też jeździ ze mną do Okradzionowa, bo tu chce trenować i dobrze się czuje w tej grupie. Ostatnio na przykład wyjechaliśmy o 9.00 rano i wróciliśmy o 22.00, a żona została w domu i wybrała coś innego. Szkoda, że nie lubi się angażować i działać w Przemszy. Mnie natomiast ciągnie do Okradzionowa, który urzekł mnie tymi ludźmi, których tu spotkałem w czasach gdy przyszedłem tu jako zawodnik. Zarząd liczył wtedy 9 osób, ale na spotkania przychodziło po 50 ludzi, bo żona, dziecko jedno, drugie, wnuczki i ta dalej też działali. Wtedy tu była rzesza ludzi na tym stadionie więc wracając wiedziałem, że mam do kogo wracać i chcę się tym ludziom odwdzięczyć za to co oni mi dali kiedyś jako zawodnikowi. Szczególnie wdzięczny jestem Adamowi Klimczykowi, który jest dla mnie jak drugi ojciec.