- Na czele klubu stoję od 2007 roku - mówi Marek Haśko. - Hucznego jubileuszu 10-lecia prezesury jednak nie było, bo rok temu, choć w połowie sezonu byliśmy w połowie stawki, zajęliśmy w klasie A 15 miejsce i po reorganizacji rozgrywek w Podokręgu Rybnik spadliśmy do klasy B.
- Jakie są największe problemy klubu?
- Brakuje zaangażowanych działaczy, którzy chcieliby pomóc i zaopiekować się drużynami, czy to seniorską czy młodzieżowymi. Na razie niemal wszystko spoczywa na barkach dwóch-trzech ludzi, którzy poświęcają się pracy w klubie. Cieszę się, że mam w Starcie naprawdę zaangażowanego trenera młodzieży Rafała Nowaka, który jest też kapitanem zespołu seniorów. Pomaga mi również wiceprezes, a zarazem trener pierwszego zespołu Janusz Muszyński. Inni są natomiast "z doskoku". A pamiętam czasy, w których na czele zarządu stał obecny prezes honorowy Janusz Marekwica. Wtedy każdy miał swoją działkę, za którą był odpowiedzialny i łatwiej było działać, a efekty było widać na boisku. To wtedy właśnie maszerowaliśmy odważnie do IV ligi.
- Ile jest obecnie drużyn w Starcie Mszana?
- Oprócz seniorów mamy jeszcze zespoły Orlików, czyli roczniki 2007-2008 i Żaków, czyli roczniki 2009-2010, czyli bardzo młodych adeptów piłki nożnej. A ponieważ pojawiają się jeszcze młodsi to chcemy we wrześniu utworzyć grupę skrzatów dla roczników 2011-2012. To naprawdę cudowna sprawa działanie dla tych najmłodszych. Tych starszych mamy niestety po innych klubach.
- Kto jest piłkarską wizytówką Startu?
- Wizytówką na pewno jest 23-letni Damian Tront, który teraz gra w zespole lidera II ligi GKS 1962 Jastrzębie, a mam nadzieję, że pójdzie wyżej. Obserwuję go i cieszyłem się gdy rok temu z hakiem w ćwierćfinale Pucharu Polski strzelił gola. Żałowałem tylko, że komentator stwierdził, że to wychowanek MOSiR Jastrzębie. To jest nasz wychowanek, którego "wypchnęliśmy" do MOSiR Jastrzębie widząc jaki mamy talent, żeby się rozwijał. Wystarczyło powiedzieć, że wychowany w MOSiR Jastrzębie, ale wychowanek Startu Mszana, a Polska usłyszałaby o naszym klubie. Ciekawie rozwija sie też jego 2 lata młodszy brat Kamil, który od nas przez Gwiazdę Skrzyszów przeszedł teraz do IV-ligowej Unii Racibórz. Naszym wychowankiem jest również Robert Dzierżęga z rocznika 1999. On trafił do Naprzodu Zawada, grającego w klasie okręgowej.
- Czy to znaczy, że sąsiedzi "podkradają" wam wychowanków?
- Nie. To znaczy, ze współpracujemy. Duża grupa wychowanków przeszła do KS Wicher Wilchwy na zasadzie porozumienia. Jeżeli my nie możemy sformować drużyny w jakimś roczniku to podsyłamy naszych zawodników do nich, a do nas przychodzą zawodnicy od nich, żeby uzupełnić ten rocznik, w którym my mamy grupę. Mamy więc prawie 10 wychowanków z roczników 2003 i 2004, którzy szkolą się na Wilchwach. Wiem, że tam mają dobre warunki szkoleniowe i przypuszczam, że będziemy mieć z nich pożytek, bo współpraca z naszymi klubami jest bardzo dobra. Rodzice też to zauważyli i nie robią z tego problemu, współpracując z klubem, w którym teraz jest ich dziecko. Mieliśmy nawet taki przypadek, że rodzice dzieci z Wilchwów tak się zżyli z naszymi, że nie chcieli wracać do siebie, ale doszliśmy do porozumienia i robimy wszystko, żeby przede wszystkim korzystały na tym dzieci.
- Jaki cel stawiacie seniorom?
- Zespół, który gra w klasie B musi okrzepnąć i dojrzeć. To nasi ludzie, czyli z Mszany i okolicy. Nie szukamy wzmocnień poza regionem, bo to się wiąże z kosztami, a my podparliśmy się grupą naszych niedawnych juniorów. Oni wchodzą do pierwszej drużyny pod okiem starszych zawodników takich jak: Rafał Grzegoszczyk, Rafał Nowak, Kamil Świerczek. To jest taki trzon, który trzyma ten zespół. Pod ich skrzydłami do gry wchodzą 18-latkowie: Paweł Haśko, Daniel Gołucki i Dawid Brudny. Do zespołu wraca ich rówieśnik Dominik Mokrzyński, który grał w Naprzodzie Zawada oraz rok starszy od nich Błażej Waniek, który był wypożyczony do Gwiazdy Skrzyszów.
- Pozyskacie kogoś w zimowym okienku transferowym?
- Bezwzględnie potrzebujemy bramkarza. Rozmawiamy z byłym bramkarzem Płomienia Połomia, do którego poszedł nasz wychowanek Adrian Henkel i gra w drużynie lidera okręgówki. Mam nadzieję, że Łukasz Tecław przyjdzie do nas i może on nam pomoże wrócić do klasy A.
- Jak na pana sportową działalność reaguje rodzina?
- 18-letni syn jest w drużynie, a córka Julia, która ma 21 lat i miała ciągotki do sportu, już pracuje w Czechach. Żona często mówi, że za dużo czasu poświęcam klubowi, bo chciałaby mnie mieć dłużej w domu, ale na tyle się już przyzwyczaiła, że wspiera mnie w tej mojej pasji. Powiem szczerze, że szukam swojego następcy i było już tak, że zarzekałem się "to już ostatni rok". Ale jak się nie widzi kogoś kto mógłby to pociągnąć to szkoda tego wszystkiego co w tej ponad 30-letniej historii klubu udało się zrobić, choć zdaję sobie sprawę, że można osiągnąć jeszcze więcej. Najbardziej brakuje mi takiej umiejętności pozyskiwania finansów na zasadzie, że jak nie załatwię wchodząc drzwiami, to wejdę jeszcze oknem. A jeżeli wtedy się nie uda to jeszcze wejdę... przez komin. Tego nie lubię. Przecież ja nie potrzebuję jałmużny tylko wsparcia tego co robimy. Próbuję zachęcić, przekazać informację, ale skoro ktoś nie rozumie... Robiliśmy rozgrywki młodzieżowe dla czterech drużyn i poprosiłem sponsorów, żeby ufundowali puchary za uczestnictwa, czy ciasto, albo kawę dla rodziców, bo zrobiłem piknik przy muzyce i uczestnicy byli zachwyceni. Ale gdy od niektórych właścicieli firm słyszałem, że nie ufundują pucharu, bo 70 złotych na puchar nie było przewidziane w wydatkach i zniszczyłoby ich budżet to się zniechęcałem i ręce mi opadały. Ja już do takiego człowieka drugi raz nie podejdę.
- A kto wam najbardziej pomaga?
- Chciałbym docenić rolę Urzędu Gminy i Gminnego Ośrodka Sportu, bo dzięki nim dzieci w Mszanie mogą trenować. Dotacja wspiera klub, a my możemy organizować szkolenie i rozgrywki. Wiem, że takie wsparcie to zadanie statutowe samorządów, ale widać, że w Mszanie to działanie wykonywane jest z sercem. Mamy to szczęście, że wójtem Gminy Mszana jest były piłkarz Mirosław Szymanek. Zna realia oraz potrzeby klubu. Czasem nas strofuje gdy coś robimy źle, ale wtedy staramy się poprawić i możemy mówić o dobrej współpracy.