- Można o mnie powiedzieć, że "całe życie w Nędzy" - z uśmiechem i dumą mówi Gerard Przybyła. - Oczywiście w Nędzy przez duże "N". Jestem z moją rodzinną miejscowością związany duchem i sercem, a miłość do sportu zaszczepił mi ojciec, najpierw zawodnik, a później działacz. Brat Waldemar też grał w zespole, przy którym ja zacząłem się kręcić jako 5-latek. Podawałem piłki zza bramki podczas treningów, a jako 9-latek grałem już jako trampkarz i szybko robiłem postępy.
- Ile sezonów grał pan w drużynie z Nędzy?
- Do pierwszej drużyny wszedłem jako 15-latek i debiutowałem w lidze terenowej. Najbardziej utkwiły mi w pamięci mecze z sezonu, w którym wchodziliśmy do klasy okręgowej i finały Pucharu Polski na szczeblu podokręgu z Silesią Lubomia oraz z Unią Racibórz, którą po remisie 1:1 pokonaliśmy w karnych 5:4. Ja byłem tym ostatnim strzelającym. Ta moja piłkarska przygoda nie trwała tak długo jakbym chciał z racji obowiązków rodzinnych i wyjazdów za granicę. W sumie spędziłem jednak na boiskach 12 lat, a patrząc na kolegów czy też rywali z boiska - moich rówieśników z rocznika 1974 - widzę, że oni jeszcze grają. Mamy wydaną na 110-lecie klubu monografię i tam wszystko jest dokładnie policzone. Systematyczne granie zakończyłem w wieku 23 lat, a w wieku 29 lat zostałem prezesem klubu i 8 lat stałem na czele zarządu. Zrezygnowałem z racji pełnienia funkcji w samorządzie, bo jestem przewodniczącym Rady Gminy Nędza i żeby nie łączyć funkcji zrzekłem się stanowiska prezesa, ale nadal jestem członkiem klubu, któremu oddany jestem bezgranicznie.
- Jaki macie cel sportowy?
- W tym sezonie czołówka tabeli w naszej grupie klasy okręgowej szybko nam odskoczyła i możemy powiedzieć, że miejsce w środku tabeli było... dobrym fundamentem do poświęcenia większej uwagi przygotowaniom obchodów jubileuszu 110-lecia. W planie umieściliśmy między innymi: wystawę pamiątek klubowych, zawody dla dzieci, turniej Orlik Cup i międzynarodowy turniej oldbojów, a także główną uroczystość, która rozpocznie się w sobotę o godzinie 13.00 mszą świętą i będzie kontynuowana po przemarszu na stadion. Do tego w programie mamy wiele występów, koncertów, pokaz ogni sztucznych i zabawy taneczne. To wszystko po to, żeby hucznie i godnie uczcić klubowe święto. Mamy wielu gości z zagranicy, bo w historii naszego klubu wyjazdy, kiedyś głównie do Niemiec, a później także do innych krajów, mocno wpisały się w dzieje zawodników i działaczy.
- Dużą uwagę przywiązujecie do tradycji?
- Tak, ale nie zamykamy się na historii. Kończymy jeden sezon i już myślimy o kolejnym. Patrzymy na zespół, w którym mamy mieszankę doświadczenia i młodości. Połowę stanowią nasi wychowankowie, a drugą połowę sprowadzeni zawodnicy, którzy nam pomagają, żeby klub był wizytówką i magnesem dla dzieci. O tym, że jest świadczą grupy młodzieżowe. Od orlika, przez młodzika, trampkarza i juniora młodszego do seniora mamy w sumie pięć drużyn, co daje liczbę około 200 dzieci. W miejscowości liczącej 3,5 tysiąca mieszkańców to jest dobry wynik.
- Czy z piłkarskiej bazy jesteście zadowoleni?
- Możemy się pochwalić, że nasza baza jest jedną z najlepszych w okręgu. Żeby nie zabrzmiało to jak przechwałka dodam, że w ubiegłym roku zostaliśmy laureatem konkursu "Wiejski obiekt sportowy zawsze wzorowy" pod patronatem Marszałka Województwa Śląskiego. Cały czas jednak poprawiamy i modernizujemy naszą bazę, zmieniając się dla ludzi. A warto dodać, że 90 procent tego co zrobiliśmy na naszym obiekcie to jest efekt naszej fizycznej roboty. Trzeba tylko skrzyknąć ludzi, powiedzieć im jaki jest cel i pracować razem z nimi, a wiele można dokonać wspólnymi siłami.
- Kto jest piłkarską wizytówką Nędzy?
- Z dawniejszych czasów to Karol Gawlica, czyli zawodnik z lat sześćdziesiątych, który wyemigrował z Nędzy do Piotrkowa Trybunalskiego i był wieloletnim kapitanem tamtejszej Concordii. Zagrał w niej w meczu Pucharu Polski przeciwko wielkiej Legii z Deyną. Był z nami na 100-leciu i został też zaproszony na 110-lecie. Ponadto kilku zawodników od nas próbowało swoich sił w Piaście Gliwice czy ROW Rybnik, ale myślę, że nasze gwiazdy to... dopiero rosną. Aktualnie natomiast w naszym zespole bryluje najlepszy strzelec doświadczony Mariusz Frydryk, który - mam nadzieję - dogra u nas do piłkarskiej emerytury. Jest co prawda raciborzaninem, ale gra u nas od wielu lat i od wielu sezonów pełni też rolę kapitana. Marką jest też kolejny doświadczony Adrian Cichecki.
- Czy w rodzinie Przybyłów rośnie kolejne piłkarskie pokolenie?
- Mam dwóch synów. Nils zakończył grę na etapie juniora, a młodszy Nathan w tej chwili jest na wypożyczeniu w A-klasowej drużynie LKS Studzienna. Zdarza się, że razem zagramy na orliku, a na festynie z okazji 110-lecia będzie najlepsza okazja, żeby złączyć siły, bo jak już wybiegamy na boisko to staramy się grać w jednej drużynie i piłka nas łączy. Choć pracuję w firmie, działam w Radzie Gminy, pomagam w klubie, w którym byłem nawet trenerem młodzieży oraz grającym trenerem rezerw, godzę to wszystko z obowiązkami rodzinnymi... zgodnie z zasadą "dla chcącego nic trudnego".