- Prezesem jestem od sierpnia 2016 roku - mówi Marcin Polarz. - Po rezygnacji prezesa Henryka Synowca, za kadencji którego byłem wiceprezesem, zostałem wybrany, żeby dokończyć kadencję, trwającą do końca tego roku. W listopadzie będzie walne zebranie i wtedy będą nowe wybory. A póki co jestem prezesem.
- Jaki cel pan sobie postawił?
- Moim głównym celem jest, żeby do klubu przyszło jak najwięcej młodzieży, bo za parę lat chciałbym mieć w Pogoni drużynę złożoną z wychowanków. No może uzupełnioną piłkarzami z najbliższych okolicznych miejscowości takich jak Lędziny czy Chełm Śląski, ale takimi którzy się utożsamiają z regionem, a nie ściągać piłkarzy i płacić za grę w okręgówce.
- Ile macie zespołów młodzieżowych?
- Dziewięć. Trenuje prawie 200 dzieci więc mogę powiedzieć, że jest nas dużo, bo Imielin się dość dynamicznie rozrasta. Dziesięć lat temu było 40 dzieci, a teraz garną się i mamy się kim zajmować.
- A jaki cel postawił pan sobie jako zawodnikowi pierwszej drużyny, przygotowującej się do sezonu w ZINA Klasa Okręgowa?
- Tak jak w poprzednim sezonie nie mamy konkretnego celu. Będziemy grać o jak najwyższe miejsce w tabeli grupy I. Ostatnio długo byliśmy w czołówce, ale finisz należał do Unii Kosztowy, która wyprzedziła Podlesiankę i nas. Teraz kibice Podlesianki zapowiadają, że nic jej nie odbierze awansu, bo wyliczyli, że w nadchodzącym sezonie zdobędą 80 punktów. Ale to nie znaczy, że my już nie mamy o co grać. Chcemy pokazywać się naszym kibicom z jak najlepszej strony, żeby ci którzy przychodzą na stadion mieli się z czego cieszyć, a młodzież, która trenuje, żeby miała na kim się wzorować. Może dzięki temu ktoś wypłynie do wyższej ligi i to jest nasz cel. A w Pogoni mamy nie tylko pierwszy zespół w okręgówce. Są także rezerwy i to już jest typowo imielińska drużyna z roczników 2000 i 2001, żeby się młodzi zawodnicy ogrywali, a my się im będziemy bacznie przyglądać i wprowadzać do pierwszej drużyny.
- Jej liderem nadal będzie Marcin Polarz?
- Zostaję w drużynie i zgłaszam się do kolejnych rozgrywek, ale żona... jeszcze o tym nie wie. W poprzednich rozgrywkach myślała, że jestem "tylko" prezesem. Wydało się, bo syn, który podaje mi piłki na meczach, pochwalił się po przyjściu do domu, że "tata zaś strzelił" i musiałem powiedzieć prawdę. Nie potrafię się pożegnać z boiskiem. Nie wiem co by się musiał zdarzyć, żebym rzeczywiście powiesił buty na kołku i zajął się tylko pracą z dziećmi. Nie chcę już jednak być podstawowym zawodnikiem. Rozmawiam z trenerem i daje mu do zrozumienia, żeby stawiał na młodszych, a po mnie sięgał tylko w przypadkach losowych gdy praca albo inne sprawy odciągną młodzież od treningu czy gry. Ja nadal jestem w treningu i jestem gotowy do gry, ale uważam, że nie może być tak, żeby 18-latek siedział na ławce, a 45-latek biegał po boisku.
- Zagra pan w Pogoni razem z synem?
- Olivier gra dopiero w orlikach, roczniki 2008-2009, a więc trzeba poczekać. Gdyby się urodził jako pierwszy to szansa byłaby większa, bo córka, która kiedyś pływała w Dąbrowie Górniczej i tam chodziła do szkoły jest już studentką medycyny na Ligocie. Natalia jest więc w domu z mamą. A syn cieszy się, że może ze mną chodzić na treningi swoje i pierwszej drużyny oraz innych grup. Połknął bakcyla i może pójdzie moim piłkarskim śladem, a może zajdzie dalej.
- W ekstraklasie rozegrał pan 27 spotkań i strzelił 2 gole dla GKS Katowice. Który występ wspomina pan najchętniej?
- Ten wygrany 3:2 z Pogonią Szczecin, w którym strzeliłem swojego pierwszego gola w ekstraklasie. Minęło już od tego czasu 21 lat, ale to się pamięta, tak samo jak te kilkanaście minut w finale Pucharu Polski z Legią Warszawa i lata spędzone w Rozwoju Katowice. W Pogoni natomiast najbardziej mobilizujemy się na mecze z sąsiadami z Lędzin i w tym sezonie znowu będzie okazja do rywalizacji. I nie chodzi o to, że chcę komuś z Lędzin coś udowodnić. Nie o to chodzi, bo szanuję wszystkich, z którymi tam kiedyś pracowałem, ale chodzi o to, że o takich meczach "o mistrzostwo powiatu" w obydwu miejscowościach długo się mówi. Dlatego czekam na piątą kolejkę. Nasi kibice powtarzają, że można przegrać z Łąką, Iskrą i innymi zespołami z daleka, ale nie wolno z sąsiadami, a ponieważ Unia Kosztowy jest w IV lidze, a Stal Chełm jest w klasie A, to został nam tylko MKS Lędziny, który spadł z IV ligi. 1 września będzie więc "święta wojna".