- Pochodzę ze Zwierzyńca Pierwszego, ale jako zawodnik grałem w Maratonie Waleńczów - mówi Daniel Zalski. - Dość późno zacząłem grę w klubie, bo trafiłem do niego mając 26 lat, a po dwóch czy trzech latach zacząłem działać w zarządzie. Wywalczyliśmy wtedy awans do klasy A i to był mój pierwszy sukces osiągnięty w piłce nożnej.
- Jak pan trafił do Znicza Kłobuck?
- Po dyskusjach z Rafałem Staśkiewiczem, który działał w Zniczu, postanowiłem przyjść do Kłobucka i stanąć na czele klubu. Wiedziałem, że tu są dużo większe możliwości, bo to przecież miasto powiatowe z dobrą infrastrukturą. Zanim jednak zdecydowałem się zostać prezesem to najpierw porozmawiałem z ludźmi znającymi specyfikę klubu, w którym niestety nie działo się wtedy zbyt dobrze oraz z burmistrzem Kłobucka Jerzym Zakrzewskim. Zawarliśmy z nim taką dżentelmeńską umowę, że zadbamy przede wszystkim o młodzież. To był i jest priorytet.
- Czy Znicz ma być klubem wychowanków?
- Staram się doprowadzić do tego, żeby w Zniczu grali ludzie, którzy się stąd wywodzą. Niestety w szkoleniu mamy przepaść, bo przez 7-8 lat nie było tu pracy z młodzieżą. Najstarszą grupą wychowanków jest u nas rocznik 2004 i dlatego póki co musimy ściągać tych, którzy stąd wyszli, a teraz wracają oraz sięgać po ludzi związanych z naszym regionem, z powiatem kłobuckim i posiłkować się zawodnikami z pobliskiej Częstochowy. Wierzę jednak, że ich sukcesy spowodują jeszcze większe zainteresowanie piłką nożną w Kłobucku i okolicach. Sukces jest magnesem, a efektem tego co robimy powinien być dopływ wychowanków do drużyny seniorów. Na to jednak musimy trochę poczekać, czyli solidnie pracować. To co wcześniej robili Andrzej Rogaczewski z Konradem Wilkiem prowadząc dzieci i to z sukcesami teraz robimy na dużo większą saklę.
- Ile dzieci trenuje w grupach młodzieżowych Znicza?
- Co roku robimy nowe nabory, organizujemy przedszkoliady we współpracy z gminą i postępy są duże. Mamy teraz w klubie około 140 dzieci i myślę, że kiedy będziemy już mieli pełny cykl szkoleniowy, czyli od grupy naborowej do juniorów to będzie ich ponad 200. Ale żeby tak było musimy na tyle wypromować ten klub, żeby był atrakcyjny i skutecznie konkurował z siatkówką, teakwondo czy pływaniem, bo te dyscypliny także w Kłobucku działają.
- Jak wysoko sięgają pana piłkarskie marzenia?
- Nie stawiam przed zespołem celu, że ma dojść do czwartej czy trzeciej ligi. Takie hasła muszą mieć pokrycie w finansach, a ja jako sponsor nie jestem studnią bez dna. Mam rodzinę i swoje priorytety. Dopóki będzie pomoc gminy i wsparcie sponsorów to będziemy spinać budżet i na jego miarę planować wyniki. Mówię wprost, że na pewno nie oddam wszystkich swoich pieniędzy na klub i marzenia o III lidze.
- Wspomniał pan o rodzinie. Jak ona reaguje na pana działalność w klubie?
- Jest to u mnie o tyle prostsze i bardziej czytelne, że pomagają mi siostry i ojciec, którzy też są razem ze mną w spółce Zalchem, produkującej chemię gospodarczą. To jest nasza wspólna rodzinna firma, będąca głównym sponsorem Znicza, w którym także działamy rodzinnie. Tata Andrzej, żona Marzena i szwagier Mateusz Adamiec są bowiem w zarządzie i mogę liczyć na ich wsparcie.
- Przenieśliście dobre metody kierowania firmą do działalności klubu?
- Uznaliśmy, że jeżeli klub ma dobrze działać to musi prosperować trochę jak firma. Przenosimy więc sprawdzone metody i to zdaje egzamin. Pozyskaliśmy też innych sponsorów, którzy nam pomagają i to są solidne firmy, które też będziemy promować.
- Ma pan w drużynie swoich ulubionych zawodników?
- Jeżeli chodzi o zawodników to jest tylko i wyłącznie sprawa trenera. A ja jako kibic jestem zżyty z wszystkimi i nie mam swojego ulubieńca. Cieszę się, że wszyscy, na których postawiliśmy stworzyli zespół. Zaaklimatyzowali się w klubie, a w dodatku prywatnie są fajnymi ludźmi, którzy poważnie traktują swoją pasję o czym najlepiej świadczy frekwencja. Na treningach mamy zwykle 95 procent zawodników. To najlepiej świadczy o tym, że lubią to co robią i dlatego wspólnie cieszymy się z sukcesów.