- Urodził się 1 maja 1948 roku - mówi Czesław Biskup. - Szanuję sobie to święto podwójnie, a ponieważ na drugie imię mam Józef robotnik, to pracy się nigdy nie bałem. Pierwszy kontakt z klubową piłką miałem w wieku 10 lat, kiedy trafiłem do BBTS Bielsko-Biała. U trenera Mariana Kozynackiego, który był moim pierwszym szkoleniowcem w trampkarzach. Od tego momentu trenowałem i grałem na boisku "Na Górce" aż do wieku seniora, z przerwą na studia, podczas których reprezentowałem Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, między innymi występując na mistrzostwach szkół wyższych. Barw klubowych jednak wtedy nie zmieniłem. Dopiero po studiach, gdy zacząłem pracę, jako stypendysta Polamu Czechowice, tak się złożyło, że wypadało pozytywnie odpowiedzieć na prośbę dyrekcji i trafiłem do Elektrostalu, który zmienił nazwę na Polam. Tam w wieku 28 lat zakończyłem boiskowe występy, a do BBTS wróciłem jako szkoleniowiec. Właściwie to jeszcze w trakcie gry w Polami przeszedłem przez kursy trenerskie i zacząłem prowadzić młodzież w bielskim klubie. W sumie przez 15 lat pracowałem tu z młodzieżą według opracowanego przeze mnie systemu, w którym trener zajmował się drużyną od grupy naborowej zaczynając, czyli od 10-latków, bo dopiero w tym wieku można było wtedy rejestrować zawodnika, aż do wieku juniora starszego, następnie szkoleniowiec znowu formował grupę.
- Jaki mecze pozostały w pana pamięci z tamtych lat?
- Na pewno mecze w Śląskiej Lidze Juniorów były dla nas szczególnie ważne, bo konfrontacja ze śląskimi zespołami to było zawsze wyzwanie. Mobilizowaliśmy się więc, bo każdy dobry wynik w takiej potyczce nobilitował. Pamiętam taki mecz z Górnikiem Zabrze, z którym u nas po pierwszej połowie prowadziliśmy 2:0 i choć ostatecznie przegraliśmy 2:4, to cieszyliśmy się, że napędziliśmy stracha faworytowi. Z lat piłkarskich także najchętniej wspominam juniorskie mecze, bo mieliśmy zgraną paczkę, która żyła swoimi występami. W seniorach natomiast "mijaliśmy się" z zespołem BKS Stal, bo gdy oni grali w okręgówce, to my byliśmy w klasie A, a gdy oni spadali to my wchodziliśmy i na odwrót. Był jednak taki moment, że zagraliśmy derby w rozgrywkach o Puchar Beskidu. Wtedy jedyny raz w życiu zmierzyliśmy się na murawie z bratem stając po dwóch stronach piłkarskiej barykady. Na szczęście Andrzej grał po przeciwnej stronie, bo obaj byliśmy prawonożni wiec on biegał daleko ode mnie i do bezpośrednich starć nie doszło, ale kibice co jakiś czas krzyczeli "brawo Biskup" więc obaj czuliśmy się docenieni.
- Kiedy został pan działaczem?
- W 1976 roku zaczęła się działalność Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Bielsku-Białej, które stało się wtedy miastem wojewódzkim i po dwóch-trzech latach prezes Józef Ciszewski zaproponował mi, żebym się zajął działką szkoleniową. Początek był taki, że rozpocząłem jako koordynator, a następnie na dwie kadencje zostałem wiceprezesem do spraw szkolenia i po abdykacji Józefa Ciszewskiego zostałem jego następcą i pełnię rolę prezesa BOZPN trzecią kadencję. Cały czas wątek szkoleniowy był dla mnie na pierwszym miejscu. Prezes Ciszewski zajmował się kwestiami finansowymi i organizacyjnymi, współpracując z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, będąc w strukturach zarządu i Komisji Rewizyjnej, a ja w naszym regionie odpowiadałem za rozgrywki juniorskie i rozwoju młodzieży. On rozkręcił działalność, która przysporzyła dodatkowe środki, bo otworzyliśmy własny sklep sportowy przy Polsporcie. Dzięki temu mieliśmy systematyczne zyski i mogliśmy pomagać klubom, szczególnie tym które najbardziej potrzebowały wsparcia.
- Jak pan godził działalność z pracą i życiem rodzinnym?
- Po studiach, czyli do 1974 roku przez pięć lat pracowałem w czechowickim Polamie-Kontakcie, grając w czechowickim klubie, a później powstał w Bielsku-Białej Wojewódzki Związek Spółdzielczości Pracy, zrzeszający 34 spółdzielnie. Już jako trener BBTS byłem więc w WZSP wiceprezesem do spraw technicznych i po 12 latach, na bazie zdobytych w tej pracy doświadczeń, utworzyliśmy zakład zaopatrzenia i handlu. To był czas, w którym był bardzo trudny dostęp do towarów, więc mając bazę zaopatrzeniową zdobywaliśmy to co natychmiast trafiało do nabywcy. Na tej bazie na początku lat dziewięćdzisiątych otworzyłem następnie hurtownię "Elba" z wyrobami elektrycznymi, szczególnie wytwarzanymi w czechowickim Kontakcie. z którym miałem nadal dobry kontakt. Po pewnych przekształceniach w tej branży funkcjonuję już 28 lat prowadząc teraz hurtownię AGD oraz wyrobów dla dzieci. A rodzina też "wpisała się" w ten sportowy życiorys. Z żoną znamy się od piątej klasy szkoły podstawowej. Elżbieta pochodzi wprawdzie z Sosnowca, ale już jako dziecko przeprowadziła się do Bielska-Białej i tu jesteśmy do dzisiaj. Mamy syna Marcina, który poszedł drogą piłkarską, trenerską i w firmie jest współwłaścicielem. Kolejne pokolenie nie idzie już jednak piłkarską drogą, bo mamy dwóch wnuków, między którymi jest 9 lat różnicy. Ani starszy Tomek, ani młodszy Natan, choć lubią aktywność i ruch mają swoje pasje.