Teodor Peterek urodził się w Świętochłowicach w 1910 roku, jako syn Ślązaków pochodzących z Zaolzia. Gdy był chłopcem, grając w piłkę z kolegami, kopnął ją tak, że trafił w głowę przechodzącego górnika, Wiktora Markiefkę. Ten zamiast zmyć szczeniakowi głowę, dostrzegając jego talent, zabrał na trening Śląska Świętochłowice. Aby móc grać, „Teo” musiał zdobyć buty (korki), ukradkiem więc sprzedał… skrzypce ojca. Inwestycja choć okupiona boleśnie gniewem rodziciela opłacała się – 6 lat później był już reprezentantem Polski. Zanim do tego doszło Peterek grał z juniorami Śląska Świętochłowice. Szybko stał się gwiazdą drużyny. Gdy w którymś meczu był słabszy, w obawie przed gniewem ojca nocował u znajomych (m.in. u państwa Cieślików). W 1927 roku w sparingu z Ruchem Wielkie Hajduki strzelił „Niebieskim” dwa gole. Wtedy hajduccy działacze zaproponowali, by przeszedł do nich. Peterek propozycję przyjął (dostał za ten transfer… nowe buty!).
Najpierw stał się zawodnikiem juniorów Ruchu. W wygranym przez „Ruch” 8:0 meczu ze „Śląskiem” Tarnowskie Góry strzelił 3 bramki. W 1928 roku „Mietlorz”, jak go zaczęto nazywać zadebiutował w składzie seniorskim (pierwszy ligowy mecz rozegrał 23 września 1928 roku) i już wtedy wpisał się na listę strzelców. Bramkę zdobył z rzutu karnego, co wkrótce stało się jego znakiem rozpoznawczym (tylko dwóm bramkarzom Romanowi Mrugale oraz Longinowi Pawłowskiemu udało się obronić jego „jedenastki”). „Teo” lubił przypodobać się publiczności (a przy okazji upokorzyć bramkarzy) – strzelając karne, odwracał się tyłem i uderzał piłkę piętką”. Stara piłkarska prawda głosi, ze nie ma karnych dobrze obronionych a jedynie źle strzelone, a Peterek i tyłem, i piętka strzelał znakomicie. Pisano o nim, że potrafi celnie strzelić z każdego miejsca pola karnego.
Peterek z Ruchem osiągnął niebotyczne sukcesy. Był najbardziej jego bramkostrzelnym piłkarzem. Pięć razy zdobył mistrzostwo Polski, dwa razy był królem strzelców rozgrywek (w 1936 roku wraz z Ernestem Wilimowskim strzelili po 18 bramek, a w 1938 roku już samodzielnie po zdobyciu 21 goli). W latach 1937-38 w 16 kolejnych meczach ligowych „Mietlorz” strzelił 22 gole. Ustanowił w ten sposób rekord, który pobity został dopiero po 75 (!) latach przez Lionela Messiego, który w latach 2012-2013 gole zdobywał w 21 kolejnych spotkaniach. Rekordów na swoim koncie „Teo” ma jednak więcej. Zdobył 10 bramek w oficjalnym meczu pucharowym (Ruch - Śląsk Siemianowice, wygrany15:1). Przed wojną rozegrał z Ruchem 191 meczów, w których strzelił 156 goli (Wilimowski – 112, Wodarz – 56), był wówczas najskuteczniejszym piłkarzem ligi. W całej historii „Niebieskich” w liczbie strzelonych bramek wyprzedza go tylko Gerard Cieślik (177 goli dla Ruchu). Ostatni gol dla chorzowian „Teo” zdobył 25 kwietnia 1948 roku czyli po niemal 20 latach (19 latach, 7 miesiącach i 2 dniach) od debiutu w drużynie, co również jest jego rekordem. Ruchowi pozostał wierny również wówczas, gdy w czasie pełnienia służby wojskowej w Warszawie rywalizowały o niego Legia i Warszawianka. Prezesi nie mogli się jednak dogadać, co do warunków i pozwolili wybrać Peterce – zdecydował się na pozostanie w Ruchu (dzięki czemu na każdy mecz ligowy dostawał trzydniowy urlop).
Ten wybitny piłkarz miał jednak trudny charakter. Wchodził w spory z przeciwnikami, sędziami, a nawet kolegami z drużyny (z Wodarzem przez kilka lat praktycznie w ogóle nie rozmawiali). Jego temperament skutkował wielokrotnie nakładanymi na niego karami: usuwano go z boiska, zawieszano w rozgrywkach (w 1930 roku próbował grać mimo zawieszenia, za co otrzymał… kolejną karę zawieszenia, a drużyna karę finansową), a część zatargów z boiska (szczególnie tych, które kończyły się rękoczynami) rozstrzygana była przed sądem.
Temperament nie przeszkadzał mu jednak dobrze grać w piłkę (choć prasa czasem zarzucała mu zbytnią powolność i braki techniczne), co nie mogło pozostać niezauważone – w roku 1931 po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski. W barwach narodowych wystąpił 9 razy, zdobył 6 bramek. Był też olimpijczykiem z Berlina (zagrał we wszystkich meczach). Drużyna była wtedy o krok od medalu…
Karierę sportową przerwała wojna. Zatrudniony jako ślusarz w Hucie „Bismarck” został zmuszony do gry w Bismarckhütter Ballspiel Club (1939-41), podpisał też trzecią listę narodową. W 1942 roku wcielono go do Wehrmachtu i skierowano do Francji, gdzie również grał w piłkę, co prawdopodobnie pozwoliło mu uniknąć wysłania na front wschodni. Dostał się do niewoli amerykańskiej, a stamtąd do armii generała Maczka. W tym czasie zaczął grać w piłkarskiej drużynie Polskich Sił Zbrojnych. Najbardziej spektakularnym spośród 88 rozegranych w niej meczów był finał rozgrywek o puchar dowódcy, gdzie strzelił Anglikom 5 goli. Byłoby ich pewnie więcej, ale dowództwo zabroniło zbytniego kompromitowania Anglików…
Niestety i jemu, jak wielu innym wojenne losy złamały karierę. Po powrocie do Polski (2 sierpnia 1946 roku) miał spore problemy z Urzędem Bezpieczeństwa – był oskarżany o przynależność do SS. Nieprzyjemności spotykały go również ze strony PZPN, który domagał się wyjaśnień w kwestii dopuszczenia Peterka do polskich rozgrywek (grał w rezerwach Ruchu). Raz namówiono go do gry w pierwszym składzie (spotkanie z Lechem Poznań w kwietniu 1948 roku), po którym definitywnie zakończył karierą piłkarską. Po jej zakończeniu trenował kilka drużyn, jednak na tym polu nie odnosił tak spektakularnych sukcesów. Wyjechał do Słupca (wiele wskazuje na to, że z powodu nękania przez komunistyczne służby), by trenować tamtejszy Górnik Słupiec. Tam też 12 stycznia 1969 roku zmarł i został pochowany.
Jacek Kurek