Na przedwojennym Śląsku mieszkały dwie spokrewnione z sobą rodziny grających w piłkę Malików. Jedni z Katowic, drudzy z Bytomia. Dwóch najbardziej znanych to Leonard Malik (najmłodszy z czterech grających braci z katowickiej części rodziny) oraz jego kuzyn Richard (z gałęzi bytomskiej, także mający brata piłkarza – Paula). W ich biografiach jak w soczewce skupiają się losy Górnoślązaków. Leonard był starszy (ale jedynie o 14 miesięcy), urodził się w 1908 roku w Katowicach (wówczas – Kattowitz). Rodzina, chociaż o korzeniach niemieckich, miała jednak polskie inklinacje, skoro zachowało się wspomnienie, że wszyscy (rodzice i synowie) 16 lipca 1922 roku oglądali mecz Pogoni ze Strzelcem Wilno, zorganizowany z okazji przyłączenia części Górnego Śląska do Polski. Rok później Leonard („Hatek”) rozpoczął treningi w Pogoni Katowice (były już wówczas polskie). By odwiedzić kuzyna Richarda (ojcowie obu piłkarzy byli braćmi), który też jako nastolatek zapisał się do klubu (tyle że niemieckiego – Beuthener Spiel und Sport-Verein 1909) trzeba było pojechać za granicę. Dla młodych ludzi nie miało to jednak wówczas większego znaczenia. Malikowie chcieli grać w „fusbal” i robili to naprawdę nieźle. Ich kariery znakomicie rozwijały się po obu stronach granicy. Obaj byli świetnymi napastnikami. Obaj powoływani byli do reprezentacji polskiego i niemieckiego Śląska (mecze nazywano wówczas „kleine Landerspiele” – małymi meczami międzypaństwowymi). Kuzynowie nigdy jednak nie zagrali przeciwko sobie.
Leonard w 1929 roku wyjechał do Warszawy, gdzie jako ochotnik do przedterminowej służby wojskowej znalazł się w armii Po przyjeździe do stolicy szybko wypatrzyli go trenerzy Polonii. Leo nie zawiódł pokładanych w nim nadziei – w 1930 roku strzelił w lidze aż 21 bramek. Rekord ten został pobity dopiero w 1947 roku przez Tadeusza Świcarza, natomiast na liście najlepszych strzelców Polonii, uwzględniając podział na sezony, Leo do dziś zajmuje 4 pozycję. „Przegląd Sportowy” komentował jego popisy: „Przeboje Malika nie tylko efektowne, ale i skuteczne”. Nie dziwi więc, że zauważony został przez Stefana Lotha selekcjonera drużyny narodowej. Już we wrześniu 1930 roku otrzymał pierwsze powołanie reprezentacyjne na mecz ze Szwecją. Na murawę wówczas nie wyszedł – pozostał na ławce. Kolejną szansę otrzymał 26 października w wygranym 6:0 meczu z Łotwą. Tym razem nie tylko zagrał, ale i wpisał się na listę strzelców, a także zaliczył dwie asysty. Był wówczas najmłodszym piłkarzem kadry Polski na boisku Niestety kolejny sezon okazał się dla niego pechowy – doznał poważnej kontuzji stawu kolanowego, do formy nigdy nie wrócił, co ostatecznie wykluczyło go z rozgrywek na najwyższym poziomie. W Polonii rozegrał w sumie trzy sezony, zdobywając 31 bramek. W latach 1934–1938 był grającym trenerem Prochu Pionki (wówczas druga liga), z którym w 1938 roku wywalczył mistrzostwo Podokręgu Radom. W związku ze swoimi socjalistycznymi poglądami w latach 1938-1939 przebywał w obozie odosobnienia dla przeciwników ówczesnych władz w Berezie Kartuskiej.
W tym samym czasie Richard został gwiazdą Beuthen, który dzięki niemu zdominował rozgrywki ligowe na Śląsku i kilkukrotnie awansował do finałowej fazy mistrzostw Niemiec. Niemiecka prasa zaczęła Richarda nazywać nadzieją Fußballnationalmannschaft. Jako pierwszy Górnoślązak 30 października 1930 roku debiutował w kadrze niemieckiej. Jego występ był udany, został bowiem zdobywcą jedynej bramki dla Niemców w mecz z Węgrami przegranym 1:2 z Węgrami. Jego kariera rozwijała się imponująco do momentu gdy… w 1934 roku złamał nogę, co wykluczyło go z rozgrywek mistrzostw świata, w których Niemcy, grający jako III Rzesza zdobyli trzecie miejsce. Co prawda po wyleczeniu kontuzji wrócił do formy i do Beuthen, ale do kadry już nie. Do roku 1941 był grającym trenerem drużyny, potem wcielono go do Wehrmachtu i wysłano na front. 20 stycznia 1945 roku rodzina otrzymała informację, że zginął na froncie wschodnim. Miejsce jego śmierci i pochówku pozostaje nieznane.
Po wybuchu wojny Leonard prowadził w Pionkach kasyno dla żołnierzy Wehrmachtu (świetnie znał niemiecki, co niewątpliwie bardzo w tym pomogło). Jak wielu Gornoślązaków podpisał volkslistę. Posądzony o donoszenie na gestapo opuścił Pionki i udał się w nieznanym kierunku. Po wojnie został aresztowany i osadzony w obozie pracy przymusowej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Mysłowicach. Oskarżono go o współpracę z Gestapo. Nikt nie upomniał się o przedwojennego znakomitego polskiego piłkarza, nikt nie przypomniał, że był reprezentantem kraju. Zmarł 10 października 1945 roku. Pochowany został na terenie obozu w zbiorowej mogile.
Obaj kuzyni, świetni śląscy piłkarze rozdzieleni przez politykę i zawiłe losy pogranicza, choć należący do jednej rodziny byli obcokrajowcami. Jednakowoż ich losy są wyjątkowo zbieżne. Łączy ich nawet owa anonimowa śmierć i brak nagrobka.
Jacek Kurek