Był zawodnikiem Piasta Gliwice, w którego barwach występował w Młodej Ekstraklasie. Następnie grał w LKS Bełk, z którym wywalczył awans do III ligi. Zadebiutował w niej 12 września 2015 roku w zremisowanym 1:1 meczu z Podbeskidziem II Bielsko-Biała. 5 dni później uległ jednak ciężkiemu wypadkowi, po którym wszystko się zmieniło. Najpierw przez trzy miesiące walczył o życie w szpitalu w Pradze, gdzie ratujący go lekarze dokonali amputacji prawej nogi z wyłuszczeniem w stawie biodrowym. A następnie w Piekarach Śląskich ortopedzi ratowali lewą nogę, której kość udowa została złamana w trzech miejscach.
- Jedenaście miesięcy temu wreszcie wyciągnięto mi druty, które wystawały z nogi i mogłem się... wykąpać - wspomina Marcin Polak. - To był najlepszy prezent jaki dostałem na święta i urodziny, które przypadają 27 grudnia.
- Kiedy zaczął pan myśleć o powrocie na boisko?
- Od zawsze piłka była w moim życiu. Tata grał w piłkę w ekstraklasie jako zawodnik Odry Wodzisław więc ja też chciałem iść piłkarskim szlakiem. Później moim idolem stał się Sergio Ramos, bo to prawdziwy wojownik, który zawsze mi imponował, a moim ulubionym klubem zawsze był Real Madryt. Jednak przyszedł czas, że postawiłem na naukę i na Politechnice Śląskiej zdobyłem dyplom inżyniera budownictwa. To właśnie na praktykach 17 września zdarzył się wypadek, który zmienił moje życie i moje plany na przyszłość. Praca budowlańca kojarzyła mi się z działaniem w terenie, ale teraz zostałoby mi tylko siedzenie za biurkiem, a to nie dla mnie. Natomiast sport otwiera nowe możliwości.
- To znaczy?
- Od stycznia pod opieką fizjoterapeutów, najpierw Michała Szlęzaka, a następnie Krzyśka Urbaniaka, zacząłem pracować nad swoim organizmem. Zwłaszcza Krzysiek, który był zawodnikiem między innymi III-ligowych drużyn Szombierek Bytom i BKS Stal Bielsko-Biała, daje mi prawdziwy wycisk. Spotykamy się trzy-cztery razy w tygodniu. Szybko złapaliśmy kontakt i mogę powiedzieć, że stał się moim przyjacielem, choć bywają chwile, że go nienawidzę, gdy mnie "katuje" , żebym pokonał kolejną barierę. Dzięki temu coraz bardziej realnie wygląda mój powrót na boisko. Byłem już bowiem na treningach amp futbolu, czyli piłki nożnej dla ludzi po amputacjach. Daniel Kawka prezes drużyny Kuloodporni Bielsko-Biała oraz trenerzy Maciej Kozik i Dawid Polak już półtora roku temu zgłosili mnie do swojego zespołu, ale na razie skończyło sie na kilku treningach bez kontaktu z rywalem i na udziale w zgrupowaniu. Mam nadzieję jednak, że w 2018 roku będę mógł już zagrać w meczu.
- A skąd pomysł na kurs trenerski?
- Latem tego roku reaktywowaliśmy klub Victoria Pilchowice i zgłosiliśmy się do rozgrywek klasy C w Podokręgu Zabrze. Namówiłem tatę, żeby został trenerem, a ja jestem kierownikiem zespołu, który po rundzie jesiennej zajmuje pierwsze miejsce w tabeli. To mnie dodatkowo zmobilizowało i postanowiłem wykonać kolejny krok. Zapisałem sie na kurs trenerski, który zakończy się egzaminami w lutym. Strasznie mnie to wciągnęło. Notuję, zapamiętuję, uczę się teorii. Co prawda na zajęciach praktycznych nie robię tego co wszyscy, ale praca trenera to nie tylko demonstrowanie ćwiczeń. Może w grupach młodzieżowych byłoby to konieczne, ale jeżeli wszystko dobrze się ułoży, to w Akademii Piłkarskiej będę... koordynatorem. Natomiast wśród seniorów może w Victorii Pilchowice zastąpię tatę, gdy dostanie propozycję z wyższej ligi. Z licencją Grassroots C można bowiem prowadzić zespoły do klasy A włącznie.
- Kto pana szczególnie dopinguje?
- To co zawdzięczam rodzinie jest nie do przecenienia. Rodzice od dnia wypadku byli cały czas ze mną. Wspierali mnie także brat Paweł i siostra Kasia. Byli również ze mną "starzy" przyjaciele i poznałem nowych, szczególnie z Fundacji Jaśka Meli "Poza Horyzonty" oraz Fundacji "Różyczka". Mój świat się zmienił i zaczynam kroczyć swoją ścieżką, czując że nie jestem osamotniony. Mam znajomego, który choć nie ma nogi startuje w biegach ekstremalnych Runmageddonach. Zafascynowała mnie też sylwetka bohatera książki i filmu "Najlepszy", bo droga którą przeszedł Jerzy Górski nim został mistrzem świata w triathlonie, świadczy o tym, że człowiek może pokonać wszystkie przeszkody. Dlatego ciągle wyznaczam sobie nowe cele.
- Jaki ma pan zatem cel na 2018 rok?
- O lutowym egzaminie, kończącym kurs trenerski Grassrooth C już wspominałem. O tym, że Victoria Pilchowice, w której jestem kierownikiem drużyny walczy o awans do klasy B, też mówiłem. Do tego, mam nadzieję, dojdzie praca w Akademii Piłkarskiej, ale moim największym marzeniem na 2018 rok jest powrót na boisko. Gdy grałem byłem zawodnikiem prawonożnym więc muszę się przestawić i wzmocnić lewą nogę na tyle, żeby od lutego-marca zacząć już trenować w drużynie Kuloodporni. Wymaga to na pewno czasu i przełamania kolejnych barier, ale chciałbym w przyszłym roku znowu poczuć smak meczowej adrenaliny.