- Moja piłkarska przygoda zaczęła się na podwórku, na którym spędzałem dużo czasu uganiając się za piłką – mówi Daniel Gala. - Gdy byłem uczniem czwartej klasy szkoły podstawowej, pewnego razu, razem z kolegami z naszego podwórkowego boiska, wybraliśmy się na stadion BKS Stal Bielsko-Biała. Nie było łatwo przebić się do klubu, w którym grali praktycznie tylko chłopcy z osiedli przylegających do stadionu, ale dałem radę i to nie dzięki talentowi, ale wytrwałości. To jest moja recepta na sukces.
- Jak długo grał pan w BKS Stal?
- Przez blisko 10 lat trenowałem w bialskim klubie, jako prawy obrońca albo prawy pomocnik przechodząc wszystkie kategorie wiekowe, aż do prowadzonej przez trenera Janusza Marca drużyny seniorów. Udało mi się w niej zadebiutować, ale przez kontuzję barku w sparingu z Rozwojem Katowice na rok wypadłem z treningów. Przez ten rok mojej nieobecności zespół awansował i wtedy już poziomem sportowym odbiegałem od reszty drużyny więc zostałem wypożyczony do klubów z niższych lig.
- Jakie barwy pan reprezentował jako senior?
- Grałem w LKS Czaniec, Drzewiarzu Jasienica, GTS Bojszowy, Spójnia Landek i GLKS Wilkowice, gdzie teraz mieszkam. Nie mogę powiedzieć, że moja kariera potoczyła się tak jak sobie wymarzyłem, ale doświadczenie zdobyte na boiskach, z którymi jako zawodnik pożegnałem się w zeszłym roku, procentuje w mojej pracy trenerskiej.
- Dlaczego zawiesił pan buty na kołku?
- Zakończyłem grę zainspirowany słowami trenera edukatora Jacka Góralczyka, który na kursie trenerskim UEFA A powiedział, że jego syn Robert, zrezygnował z występów na boisku, mając dwadzieścia kilka lat i poświęcił się trenerce. Uznał, że pewnego poziomu jako zawodnik nie przeskoczy, a jako szkoleniowiec może być blisko wielkiej piłki i wieku 40 lat, na początku 2015 roku, dołączył do sztabu Adama Nawałki i obecnie pracuje z reprezentacją Polski. Mnie też praca trenerska daje dużo satysfakcji i postanowiłem iść tą drogą.
- Kiedy zaczął pan zbierać trenerskie doświadczenie?
- Wszedłem na tę drogę jeszcze jako zawodnik, bo dostałem się na studia na AWF w Katowicach, a granie w piłkę na poziomie IV-ligowym pozwoliło mi utrzymać się na studiach. Po nich godziłem pracę z graniem, bo w LKS Czaniec, jako zawodnik, korzystając z propozycji prezesa Wojciecha Waligóry zadebiutowałem jako trener najmłodszej grupy. To był ten mój trenerski początek. Następnie w każdym klubie, w którym byłem miałem jakąś grupę do trenowania. Najdłużej, bo 10 lat pracowałem w Drzewiarzu w Jasienicy, gdzie nadal pracuję jako nauczyciel w szkole. Spędziłem tam fantastyczny czas. To był właśnie ten moment, w którym poczułem smak trenerskiej pracy i podjąłem studia podyplomowe, żeby zdobyć dyplom trenera II klasy. Gdy je kończyłem dostałem propozycję od Jarosława Krzystolika ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego Rekord, żeby pracować w bielskim klubie. Przyjąłem tę propozycję, dzięki której rozwijam się trenersko.
- Jak wygląda pana trenerski dzień?
- Łączę obowiązki nauczycielskie w Jasienicy i w SMS Rekord, gdzie od 5 lat prowadzę zespół rocznika 2002, grający obecnie w II lidze wojewódzkiej juniorów z rywalami o rok starszymi. W tym roku przyjdzie niestety okres rozstania, bo ta grupa od nowego sezonu przejdzie do trenera Piotra Kusia, a ja przejmę młodszych. Taki mamy w Rekordzie system szkolenia, że drużyna przechodzi do trenera, który pracuje w danej kategorii wiekowej, a właśnie Piotr Kuś jest trenerem juniora A1. Do tej pracy w dwóch szkołach i z jedną drużyna Rekordu, dochodziły obowiązki uczestniczenia w zakończonym w kwietniu kursem na trenera UEFA A oraz dochodzi działalność w reprezentacji Śląskiego Związku Piłki Nożnej U13. To wszystko spowodował, że już na grę nie było czasu, bo jeżeli już coś robię to staram się temu poświęcać na sto procent. Ale nie ukrywam, że z każdym dniem rozbratu z grą coraz bardziej mnie do niej ciągnie. Może więc jeszcze gdzieś sobie amatorsko pogram.
- Znajduje pan czas na życie rodzinne?
- Znajduję dzięki fantastycznej żonie. Poznałem Kasię w liceum i razem kończyliśmy studia. Ona pracuje jako nauczycielka wychowania fizycznego w bielskim technikum, ale mogę powiedzieć, że działamy też razem, bo prowadzi zajęcia na basenie dla zespołów Rekordu więc zna piłkarzy i środowisko, w którym ja też się obracam. Każdego dnia mnie wspiera i rozumie moją pasję, bo uprawiała sport, będąc lekkoatletką, biegającą na 800 metrów, a następnie grającą w squasha i to na poziomie krajowej czołówki. Dlatego potrafimy się dogadać to znaczy... pójść na ustępstwa, bo mamy dwójkę dzieci, 4-letniego Jasia i 2,5-roczną Marysię, które potrzebują od nas dużo czasu. Większość obowiązków domowych przejęła Kasia, ale staram się jej pomagać.
- Jakie ma pan trenerskie marzenie?
- Na pewno chcę małymi krokami iść do przodu i przez Rekord oraz kadrę Śląska pokazać się na szkoleniowym rynku. Szczytem marzeń, tak jak dla każdego zawodnika zaczynającego grę w piłkę, jest ekstraklasa i reprezentacja Polski. Jako piłkarzowi nie udało mi się ich zrealizować ale wierzę, że te trenerskie marzenia spełnię.
- Mam pan wzór szkoleniowca, trenerskiego idola?
- Nie mam trenera, na którym bym się wzorował, od każdego próbuję wyciągnąć to co w jego pracy mnie najbardziej przekonuje i inspiruje. Wybieram to co najlepsze i próbuję przenosić do swojego warsztatu. Przeczytałem dużo autobiografii słynnych szkoleniowców. Ze sporą grupą trenerów pracowałem jako zawodnik oraz współpracuję w Rekordzie, gdzie są bardzo dobrzy szkoleniowcy i wydaje mi się, że każdy trener ma swój sposób na pracę. W każdym trenerze, działającym w tym zawodzie, jest coś co mogę dodać do swojego stylu, który jest jednak mój autorski, realizowany według mojego pomysłu.
- Do jakich meczów raca pan najchętniej pamięcią?
- Jako zawodnikowi nie było mi dane grać na wyższym niż IV-ligowym poziomie więc nie mam takiego szczególnego wspomnienia z boiska, a najbardziej pamiętne były spotkania derbowe i z sąsiadami zza miedzy. W gminie Czaniec spotkania z Zaporą Porąbka czy w gminie Jasienica potyczki ze Spójnią Landek miał swój szczególny wymiar. Miałem marzenie żeby zagrać w derbach Bielska-Białej, ale nie udało mi się jako zawodnikowi. Może jednak uda się jako trenerowi, który na razie jest na początku drogi i wydaje mi się, że to co najlepsze dopiero przede mną. Póki co pracuję na poziomie grup młodzieżowych, a tu mecze są w sumie bardzo podobne, choć reprezentacja Śląskiego Związku Piłki Nożnej rocznika 2005, którą prowadzimy z Henrykiem Sobalą bardzo dobrze rokuje. Początki były wprawdzie bardzo ciężkie i trudne, bo przez rok konsultacji i selekcji nie potrafiliśmy praktycznie wygrać meczu, ale w tym roku na turniejach na Słowacji i w Czechach nasz zespół zaprezentował się bardzo dobrze. Wygraliśmy, wszyscy nas chwalą i stawiają w roli faworyta. To trudna rola, ale zawodnicy sobie z nią radzą i nasza wspólna praca idzie w dobrym kierunku. Liczę na to, że dalej będziemy się rozwijać i że w przyszłym roku zaowocuje to w Mistrzostwach Polski Kadr Wojewódzkich w kategorii U14.