Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

To się właśnie nazywa fair play

15/08/2017 14:23

O tym co wydarzyło się podczas II-ligowego meczu Radomiak – Rozwój Katowice mówi cała piłkarska Polska, a skrót z tego spotkania bije rekordy popularności w internecie. Wszyscy podkreślają, że to się właśnie nazywa fair play.


Po pierwszej połowie, wygranej przez gospodarzy 1:0, radomianie od początku drugiej części gry ruszyli do ataku i wtedy pod polem karnym rywali Kamil Cupriak doznał urazu. Katowiczanie byli przy piłce i mogli rozpocząć kontratak, ale będący na środku boiska Michał Płonka, widząc leżącego przeciwnika, wybił futbolówkę poza boisko. Na murawę wbiegli masażyści i po chwili wznowiono grę, a zawodnicy Radomiaka po wykonaniu autu chcieli oddać piłkę. Maciej Świdzikowski ze swojej połowy zagrał w kierunku bramkarza Rozwoju, ale futbolówka skozłowała i przelatując nad zaskoczonym Bartoszem Golikiem wpadła do bramki gości.

- Kiedy to zobaczyłem byłem w szoku – powiedział trener Rozwoju Marek Koniarek. - I wyraźnie wzruszony dodał: Spuściłem głowę, a kiedy ją podniosłem zobaczyłem coś czego jeszcze nigdy w piłkarskim i trenerskim życiu nie widziałem. Przeciwnicy rozstąpili się, a rozpoczynający grę od środka Michał Płonka, przy brawach z widowni, zaczął bieg w kierunku bramki gospodarzy i nie atakowany przez nikogo strzelił gola. Można używać różnych słów, ale to się po prostu nazywa fair play. Dziękuję zawodnikom Radomiaka, że zachowali się z klasą. Rzadko się widzi takie podejście do sportu i tym bardziej radomianom należą się słowa pochwały.

Wyjątkowa sytuacja do obejrzenia tutaj.

Michał Płonka, który ma na swoim koncie 3 występy w ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze, a na seniorskich boiskach strzelił już wcześniej 18 goli, bramkę zdobytą w Radomiu na pewno zapamięta na bardzo długo.

- Po tym jak piłka w 50 minucie meczu wpadła do naszej bramki zapytałem kapitana Radomiaka czy oddadzą nam gola – wyjaśnił Michał Płonka. I dodał: Rywale wysłali jednego zawodnika do trenera, a później jeszcze sami dyskutowali w swoim gronie i powiedzieli, że mogę „jechać”.

- Widział pan już kiedyś taką bramkę?

- Oglądałem takie sytuacje na internecie w filmikach o niecodziennych piłkarskich wydarzeniach, ale pierwszy raz z czymś takim spotkałem się na boisku. Nie jestem co prawda starym zawodnikiem, bo zbliżam się do 25. urodzin, ale trochę już w piłce widziałem.

- Wszystko zaczęło się od tego, że wybił pan piłkę na aut, bo rywal leżał na boisku. Dlaczego tak się pan zachował?

- Wybiłem piłkę na aut gdy rywal leżał, bo tak mnie wychowano. Pochodzę z Chudowa, który kibicom kojarzy się pewnie z klubem Gwiazda i nie żyjącym już niestety reprezentantem Polski Henrykiem Bałuszyńskim. Piłkarską przygodę zaczynałem od juniorów Piasta Gliwice, do których trafiłem jako 10-latek, a później przez Gwarka Zabrze, w którym byłem trzy lata w liceum, trafiłem do Górnika Zabrze, prowadzonego przez Adama Nawałkę.

- Pamięta pan debiut w ekstraklasie?

- Oczywiście. Jako 19-latek debiutowałem w ekstraklasie w meczu z Zagłębiem Lubin. Wszedłem na ostatnie minuty. Wygraliśmy 4:1. Zagrałem obok Łukasza Skorupskiego, Pawła Olkowskiego, Michała Pazdana czy Krzysztofa Mączyńskiego. W sumie trzy razy zagrałem w ekstraklasie, a później żeby się ograć występowałem w I-ligowych: Zawiszy Bydgoszcz i Energetyku ROW-ie Rybnik, w którym grałem też w II lidze, tak samo jak w Legionovii i od początku tego roku w Rozwoju.

- Dlaczego został pan w Rozwoju?

- Zostałem w nim, bo chcę pomóc katowickim juniorom, wchodzącym w dorosłą piłkę, a przy okazji sam też chcę się pokazać z dobrej strony na boiskach szczebla centralnego. Dlatego, choć mecz z Radomiakiem na pewno zapamiętam na długo, to już zaczynam myśleć o najbliższym spotkaniu, w którym podejmiemy w Katowicach Garbarnię Kraków. Liczę, że to będzie dobry mecz w naszym wykonaniu, bo musimy walczyć o punkty, ale o zasadzie fair play na pewno nie zapomnimy.