Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Bramkarz Zagłębia chce poprawić swój rekord

17/08/2017 14:35

Po dwóch ligowych porażkach na początku sezonu kibice drużyny Zagłębia Sosnowiec mówili o falstarcie. Za trzecim razem podopieczni Dariusza Banasika wygrali jednak z Pogonią Siedlce 1:0 i chcą iść za ciosem. Już jutro staną jednak przed kolejnym trudnym egzaminem - wyjazdową potyczką z Miedzią Legnica.


- Czy zwycięstwo z Pogonią oznacza - nomen omen - pogoń Zagłębia za czołówką?

- Jeszcze za wcześnie na dzielenie tabeli na czołówkę, czy strefę spadkową, ale nie ukrywamy, że to zwycięstwo było nam bardzo potrzebne - mówi bramkarz Zagłębia Dawid Kudła. - Nie było łatwo i nie było ładnie, ale najważniejsze, że nie straciliśmy gola, a trafienie Szymona Lewickiego zapewniło nam trzy punkty.

- Kibice zadrżeli gdy długo nie podnosił się pan z murawy. Co się stało?

- W podbramkowej sytuacji nie kalkulowałem tylko rzuciłem się na piłkę, a nasz obrońca Rafał Makowski, który także interweniował kopnął mnie... między nogi. Myślałem, że będę musiał zejść, bo ból był straszny. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę, ale warto było się poświęcić. Ból minął, a gdybyśmy stracili gola to... zostałby na tablicy wyników. Na szczęście udało się wrócić do gry i dotrwać do końca meczu z czystym kontem strat, choć kilka razy trzeba było interweniować.

- Na co stać w tym sezonie Zagłębie Sosnowiec?

- Wróciłem do Zagłębia po czterech latach i ze "starej ekipy" spotkałem tylko: prezesa, dyrektora sportowego, kierownika drużyny i masażystę. Zespół jest zupełnie nowy i potrzebuje czasu oraz zwycięstw, które przyspieszają budowanie monolitu. Było to widać i słychać w szatni po wygranej z Pogonią, bo Wojtek Łuczak długo prowadził przyśpiewki i cieszyliśmy z przełamania. Kiedy w sezonie 2012/2013 broniłem sosnowieckiej bramki w II lidze zaliczyliśmy serię 14 spotkań bez porażki. Mam nadzieję, że od meczu z Pogonią Siedlce rozpoczęła się moja nowa rekordowa seria. Wszystko okaże się po rundzie jesiennej wtedy będziemy już wiedzieć na co nas stać w rywalizacji z drużynami, które grają na zapleczu ekstraklasy. Już jednak widać, że Nice I liga jest bardzo silna i wyrównana, ale ja nie ukrywam, że chciałbym wrócić do ekstraklasy, bo na 40 występach w Pogoni Szczecin nie mam zamiaru poprzestać.

- Jest pan zadowolony z przebiegu swojej kariery?

- Patrząc na nią z perspektywy dzieciaka z Halemby, czyli dzielnicy Rudy Śląskiej, sporo się wydarzyło. Gdy miałem 7 lat mama zaprowadziła mnie na zajęcia grupy naborowej w Górniku Zabrze, bo to był i jest jej ulubiony klub. Trafiłem na trenera Michała Probierza. Musiałem sam wsiadać do autobusu numer 198 i dojeżdżać na treningi i z powrotem. Spędziłem w nim przez 12 lat sporo wesołych chwil, bo dopiero jako 19-latek kupiłem sobie samochód. Zaczynałem jako stoper albo środkowy pomocnik, ale w podwórkowych meczach, gdy graliśmy z kolegami, byłem już tak zmęczony, że stawałem w bramce. Podobało mi się, a w dodatku jako kibic Juventusu zawsze podziwiałem Buffona więc gdy miałem 11 lat zaproponowałem trenerowi Probierzowi, że stanę między słupkami. Zgodził się i tak już zostało.

- Kiedy poczuł się pan prawdziwym bramkarzem?

- Pół roku od pierwszego treningu w bramce wystarczyło, żebym już był pewny, że to jest moja pozycja. W dodatku mieliśmy w Górniku bardzo dobry rocznik, z którym w 2011 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo polski juniorów. Myślałem wtedy, że dostanę propozycję kontraktu w swoim klubie, ale z rozmowy z prezesami wyszedłem... trzaskając drzwiami. Wtedy świętej pamięci Heniek Bałuszyński zaproponował mi kontrakt na Cyprze. Wyjechałem i grałem w III-ligowym AS Dynamo Pervolion, ale po trzech miesiącach trenowałem już z AEK Larnaka, który wtedy grał w Lidze Europy i walczy w niej także teraz. Nie zostałem jednak na Cyprze tylko po roku wróciłem ze sporym bagażem doświadczenia i trafiłem do Zagłębia Sosnowiec. To był właśnie ten pierwszy sosnowicki sezon w II lidze, z której po roku trafiłem do Pogoni Szczecin i w meczu z Ruchem Chorzów zadebiutowałem w ekstraklasie. 1 czerwca 2014 roku trener Dariusz Wdowczyk zafundował 22-latkowi "dzień dziecka".

- Który mecz wspomina pan najchętniej?

- Najgorzej wspominam mecz z Cracovią, bo po 12 spotkaniach bez porażki, za kadencji Czesława Michniewicza, pojechaliśmy do Krakowa i przegraliśmy 1:4. Takiego jednego "meczu życia" jeszcze nie zagrałem, ale chyba sporo było dobrych występów, bo pojawiły się oferty z Turcji i Azerbejdżanu. Z drużyną z Karabachu miałem już nawet sporządzony na mailu kontrakt, ale zostałem w Pogoni i... przestałem grać. Wiosną tego roku zaliczyłem tylko dwa występy w III-ligowych rezerwach, bo podobno stracono do mnie zaufanie. Dlatego postanowiłem rozwiązać kontrakt i wracać w rodzinne strony, żeby znowu grać i przypomnieć o sobie.

- Mama się cieszy, że ma syna w domu?

- Mama ma dylemat... W niedzielę gdy graliśmy z Pogonią Siedlce Górnik Zabrze grał z Arką Gdynia i musiała wybierać. Przyjechała do Sosnowca i była ze mną. Gdy leżałem poturbowany na murawie mocno się martwiła, ale po meczu cieszyliśmy się razem. Powiedziała, że przede wszystkim jest moim kibicem.

- Czy Gianluigi Buffon nadal jest pana wzorem?

- On jest czymś więcej niż wzorem. To legenda. Idol do naśladowania pod każdym względem. Ale jeżeli chodzi o umiejętności bramkarskie to najlepszym bramkarzem świata jest teraz Manuel Neuer. Niemiec jest nowoczesnym bramkarzem kompletnym. Patrząc na jego grę widzę ile jeszcze potrzebuję... cierpliwości. Nie znaczy to, że chcę go naśladować. Ja mam swój styl i swój charakter, w którym sportowa złość pozwala mi stawiać sobie wysokie cele. Dlatego kiedy mówię, że chcę wrócić do ekstraklasy to nie żartuję...

- A propos żartuję... Jaka była najbardziej zabawna sytuacja boiskowa z pana kariery?

- Najbardziej uśmiałem się gdy oglądałem filmik z interwencji... masażysty Pogoni, który podczas naszego meczu z Lechią w Gdańsku tak się spieszył, gdy po starciu z Rafałem Janickim leżałem na murawie, że się poślizgnął i "na wślizgu" wyprostowanymi nogami trafił mnie w głowę. Adam Frączczak rzucił to od razu na instagram i poszło w Polskę wideo pod tytułem: "Jak maser saniami dobija bramkarza". Ale skoro wstałem po tamtym "ataku" to mogę śmiało uchodzić za twardziela.