- Prowadzicie grę, macie sytuacje, spychacie rywali do obrony, ale tracicie bramkę i jest nerwowo.
- W tym zdaniu zawarł pan wszystko, co chciałem powiedzieć, naprawdę, proszę mi wierzyć. Prowadzimy grę i nawet już nie mówię o takich sytuacjach, które były gdzieś tam z boku, bramkarz bronił czy piłka leciała obok słupka, okej. Ale mamy sytuacje wręcz na pustą bramkę, tak naprawdę trzy takie sytuacje i brakuje spokoju. Widać, że jest ogromna presja. Być może jest to też moja wina, bo może jestem zbyt ambitny.
- IV liga nie będzie dla was spacerkiem?
- Ale ja to cały czas powtarzam. Od tych chłopaków w IV lidze wielu zawodników w wyższych ligach może się uczyć cech wolicjonalnych. Jeżeli tych cech byłoby więcej w wyższych ligach, to wyglądałyby one zdecydowanie lepiej.
- Na ławce mieliście samych młodzieżowców.
- Tak, oni mają się uczyć. Będą mecze, w których będą musieli wziąć ciężar gry na siebie, bo ci starsi chłopcy też nie będą wytrzymywać. Daliśmy sobie taki czas na początku, żeby ci starsi grali, a ci młodsi mogą się troszkę przyglądać i brać z nich przykład.
- Ale chyba można nazwać was faworytem? W drużynie macie doświadczonych piłkarzy jak Marek Szyndrowski, który jeszcze niedawno grał w ekstraklasie.
- Marek Szyndrowski jest obrońcą, podobnie jak Krzysiu Markowski i Wojtek Szal. Jeżeli mówimy o jakichś doświadczonych piłkarzach to rzeczywiście, mamy ich w obronie. Natomiast tu trzeba czegoś więcej. Drużyny, z którymi gramy, cofają się, trzeba trochę zmysłu piłkarskiego, bo pewnych rzeczy nie da się wytrenować. A jeżeli chodzi o cel, o który gramy, to w życiu pan ode mnie nie usłyszy słowa "awans".
- W pierwszej kolejce przegraliście z beniaminkiem z Wodzisławia Śląskiego. Czy ta porażka nie była dla was szokiem?
- Nie. Szokiem było dla nas zderzenie się z IV ligą, bo uważaliśmy, że piłkarsko jesteśmy być może o klasę lub dwie lepsi, ale z przebiegu meczu okazało się, że jesteśmy słabsi i zeszliśmy z boiska bez punktów.
- Czy ta porażka przydała się drużynie?
- Oczywiście. Lepiej mieć porażkę na początku i wyciągnąć z niej wnioski. Bo jeżeli się mówi, będą pamiętać przez jeden dzień, a jeżeli się zrobi, będą pamiętać do końca życia. Przegrali u siebie bardzo ważny mecz.
- Jeździ za wami bardzo duża grupa wiernych kibiców. Czy to jest dodatkowy bodziec dla drużyny?
- Oczywiście, że tak. My nie jesteśmy klubem z "Piździgórek", tylko jesteśmy Polonią Bytom. Jesteśmy w IV lidze i sama nazwa powinna niektórych chłopaków mobilizować. Kibice przyjeżdżają i pokazują, że kochają ten klub. Wyróżnieniem powinno być granie w tej drużynie, a o dodatkową mobilizację starają się kibice, którzy ciągle nas wspierają.
Piotr Tubacki