Trener Ronald Buchała postawił na... nominalnego lewego obrońcę Pawła Jaroszewskiego, który należycie wywiązuje się ze swojej nowej roli. To właśnie gol 23-letniego wychowanka Concordii Knurów przesądził o zwycięstwie ze Stalą Stalowa Wola, dającym awans na 7 miejsce w tabeli. - W poprzednim sezonie rozegrałem w II lidze 26 spotkań i strzeliłem 2 gole. Dlatego w tegoroczną rundę jesienną wchodziłem z dużymi nadziejami - mówi "napastnik z obrony".
- Na jakich pozycjach grał pan do tej pory?
- Od samego początku mojej przygody z piłką, czyli do trzeciej klasy szkoły podstawowej, bo wtedy razem z kolegą z podwórka zapisaliśmy się na treningi w Concordii Knurów, byłem lewym obrońcą. Trenerem, który tak mnie ustawił i prowadził mnie do 16. roku życia był Henryk Skrzypczyk, a w wieku juniora do pierwszej drużyny, grającej w okręgówce, wprowadził mnie Wojciech Kempa. U niego grywałem też czasem na lewej pomocy, bo zauważył moje ofensywne ciągotki.
- Pamięta pan jakiś bramkowy wyczyn z tego okresu wchodzenia do seniorów?
- To było zaraz po awansie do IV ligi, czyli na początku sezonu 2013/2014. Graliśmy w Będzinie z Sarmacją i w wygranym 3:1 spotkaniu strzeliłem dwa gole z rzutów wolnych. Ale najbardziej pamiętny mecz z tego okresu zagrałem w Knurowie, gdy wiosną 2012 roku gościliśmy Górnika Zabrze. To był sparingowo-charytatywny mecz, w którym zespół Adama Nawałki z Arkadiuszem Milikiem, Krzysztofem Mączyńskim i Michałem Pazdanem na czele długo nie mógł nas "ugryźć". Do 65 minuty było 1:1 i dopiero bramka Milika przechyliła szalę zwycięstwa na stronę zabrzan, którzy ostatecznie wygrali 3:1. Wynik nie był jednak najważniejszy. Kibice, którzy wypełnili trybuny i zgotowali wspaniałą oprawę, byli bardzo zadowoleni.
- Czy jako junior grający w IV lidze miał pan propozycje transferowe?
- Byłem dwa razy na testach w III-ligowych rezerwach Górnika i w... Rybniku. Nie udało się jednak przekonać do siebie trenerów Józefa Dankowskiego w Zabrzu i Ryszarda Wieczorka oraz Marcina Prasoła w ROW-ie. Sprawdziło się jednak powiedzenie: "do trzech razy sztuka". Przed sezonem 2015/2016 trener rybniczan Dietmar Brehmer zaprosił mnie na sparing, po którym zostałem najpierw na dwutygodniowy okres próbny, a po nim podpisałem dwuletni kontrakt, który latem przedłużyłem o rok.
- Jest pan zadowolony ze swojej gry w rybnickim zespole?
- W pierwszym sezonie zacząłem od pucharowej porażki 0:4 z Dolcanem Ząbki i dopiero w 11 kolejce II ligi wróciłem do składu jako... prawy obrońca. Dograłem rundę jesienną do końca, ale na początku rundy wiosennej kontuzja kolana na meczu rezerw spowodowała, że pół roku miałem z głowy. Następny sezon był już jednak znacznie lepszy. Zaczęliśmy od pucharowego zwycięstwa z JKS 1909 Jarosław, a ja nie tylko grałem 120 minut, ale jeszcze w dogrywce strzeliłem zwycięskiego gola. W sumie w poprzednim sezonie rozegrałem w II lidze 26 spotkań i strzeliłem 2 gole. Dlatego w tegoroczną rundę jesienną wchodziłem z dużymi nadziejami.
- Zaczęliście jednak słabo i po 9 kolejkach zajmowaliście 14 miejsce. Co dała zmiana trenera?
- Ten najgorszy moment przyszedł akurat wtedy gdy leczyłem kontuzję, bo w meczu z Garbarnią w pierwszej połowie poczułem ból w plecach. Zaciskałem zęby, ale zaraz po przerwie okazało się, że nie dam rady grać i musiałem zacząć leczenie. Gdy się zakończyło trenerem był już Roland Buchała, który do Bełchatowa na swój debiut zabrał mnie jako rezerwowego. Oglądałem zwycięski mecz z GKS-em z ławki rezerwowych i powiem szczerze, że gra naszej drużyny bardzo mi się podobała. Nowe ustawienie, inny system gry, większa mobilizacja, walka o każdy centymetr boiska. To wszystko przełożyło się na wynik, bo wygraliśmy 2:1. Zastanawiałem się czy po zwycięstwie nowo ułożonej drużyny trener znajdzie dla mnie miejsce w swoim zespole i mocno się zdziwiłem gdy Roland Buchała poprosił mnie na rozmowę i zaczął mi wyjaśniać, że będę grał na pozycji numer 10.
- Jak się pan czuje w roli napastnika?
- Na razie wchodzę w nową rolę. W pierwszym występie pojawiłem się na boisku w meczu z Gwardią Koszalin w 63 minucie i nie strzeliłem gola, ale już za drugim razem było lepiej. W Kluczborku grając od 65 minuty zdobyłem bramkę, po której ruszyliśmy do ataku i odrobiliśmy straty. Przegrywaliśmy już 0:2, a zdobyliśmy punkt za remis 2:2. W następnych meczach dostawałem już coraz więcej czasu na udowodnienie swojej przydatności dla drużyny, a w wygranym 1:0 meczu ze Stalą Stalowa Wola zagrałem od początku do 74 minuty i strzeliłem zwycięskiego gola.
- Od napastnika wymaga się zdobywania bramek. Ile chce pan ich mieć na swoim koncie do końca rundy jesiennej?
- To dla mnie nowe wyzwanie i nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Do końca rundy zostały już tylko cztery mecze z czego ten najbliższy z liderem i sąsiadem zza miedzy, czyli GKS-em 1962 Jastrzębie. Zapowiada się niezwykłe widowisko, bo podobno 500 naszych kibiców wybiera się do Jastrzębia-Zdroju, żeby nas wspierać. Dla nas też jest to ważny mecz, bo chcemy podtrzymać swoją passę bez porażki, a najlepiej wygrać. Z takim zadaniem wychodzimy na każdy mecz i na ten najbliższy też nie zmieniamy nastawienia. Postaramy się pokazać z jak najlepszej strony.
- Na kim się pan wzoruje?
- Nigdy nie miałem idola, ani ulubionego klubu. Na treningach w Concordii podpatrywałem Łukasza Żyrkowskiego, który grał w Piaście Gliwice na zapleczu ekstraklasy i był w młodzieżowych reprezentacjach Polski. A w Rybniku takim wzorem jest dla mnie Pan Mariusz Muszalik. Mówię "Pan", bo za 311 występów w ekstraklasie i za prezentowane nadal umiejętności należy się mu szacunek, ale na boisko jest po prostu kolegą.
- Jakie ma pan boiskowe marzenie?
- Krok po kroku chciałbym iść w kierunku ekstraklasy. Najpierw muszę jednak wywalczyć stałe miejsce w podstawowej jedenastce ROW-u. Następnie chciałbym dobrze grać i strzelać, żeby na koniec tego sezonu przedłużyć kontrakt. Dobrze się czuję w Rybniku, blisko domu. Na mecze przyjeżdżają rodzice, siostra i brat. Na spotkaniu ze Stalą Stalowa Wola też byli i cieszyli się z mojej bramki. Mam nadzieję, że z Jastrzębia-Zdroju też w sobotę wrócimy zadowoleni. Gdy byłem dzieckiem, oglądając mecze w telewizji, pokazywałem ekran i mówiłem: "mamo, popatrz, ja też tak będę grał" i nadal o tym marzę...