- Czy to jest pana rekord?
- Miałem już kilka udanych serii, bo prowadząc Gwarka Ornontowice w sezonie 2009/2010 mieliśmy 15 spotkań z rzędu bez porażki, ale były wśród nich remisy. W dodatku ten bilans zepsuły wtedy dwa walkowery, którymi zostaliśmy ukarani za grę zawodnika, mającego niezapłaconą trzecią żółtą kartkę. To spowodowało, że Polonia Łaziska Górne odskoczyła nam i awansowała do III ligi. A rok temu w Nadwiślanie Góra kończyłem rok serią 9 meczów bez przegranej. 13 zwycięstw to jest jednak mój rekord, który... chcemy poprawić nie tylko dlatego, że Znicz Kłobuck w częstochowskiej klasie A ma 12 wygranych na koncie i depcze nam po piętach.
- A dlaczego?
- Bo chcemy wyładować na boisku swoja sportową złość. Gdy rok temu po rozpadzie Nadwiślana przyszedłem po rundzie jesiennej do Slavii drużyna miała 14 punktów. W rundzie rewanżowej zdobyliśmy ich 27 i jako szósty zespół w tabeli wiosny wydrapaliśmy się ostatecznie na 14 pozycję, dającą prawo gry w barażach o utrzymanie. Przegraliśmy je, bo po remisie 0:0 na naszym boisku Spójnia Landek w rewanżu u siebie wygrała 2:0, ale gdy przed nowym sezonem Concordia Knurów wycofała się z rozgrywek byliśmy przekonani, że wejdziemy na jej miejsce. Decyzja Śląskiego Związku Piłki Nożnej była jednak inna i to nas dodatkowo zmobilizowało. Chcemy na boisku udowodnić, że klubowi, w którym wychował się legendarny polski piłkarz Ernest Pohl oraz znany przede wszystkim jako trener mistrzów Polski Władysław Żmuda, to miejsce w IV lidze naprawdę się należy.
- Czy po spadku w zespole nastąpiły duże zmiany?
- Odeszli Kamil Zalewski i Paweł Dryk, którzy wybrali ofertę IV-ligowego RKS Grodziec, ponadto Przemek Kwaśniewski przeszedł do Chemika Kędzierzyn-Koźle i też gra w IV lidze, tyle że opolskiej. Na trenerska drogę przeszedł natomiast Paweł Drapała i pracuje z młodzieżą w Ruchu Chorzów, a Marcin Szablicki wypadł z gry z powodu kontuzji. Na ich miejsce przyszli: 19-letni Dawid Skorupa z Uranii, 18-letni Jonatan Strzempek ze Stali Zabrze, 23-letni Rafał Zmitrowicz z Dramy Kamieniec i doświadczony 33-letni Grzegorz Ostrowski z Orła Mokre. Trzon drużyny z Tomaszem Szpotonem, Marcinem Metem, Marcinem Rejmanowskim, Jackiem Wujcem i Kamilem Moritzem został jednak ten sam.
- Który mecz był najlepszy w waszym wykonaniu?
- Wygrywamy mecz po meczu, bo w każdym jesteśmy lepsi od rywala. Co prawda Drama Zbrosławice, Orzeł Mokre czy Unia Książenice starały się nawiązać walkę, ale umiejętności piłkarskie i determinacja były po naszej stronie. Mnie dodatkowo mobilizuje to, że jak patrzę na sytuację w rudzkiej piłce to serce mnie boli. Jestem przecież wychowankiem Grunwaldu Ruda Śląska, z którego trafiłem do Górnika Zabrze i w 1989 roku zostałem mistrzem Polski juniorów, a po powrocie do Halemby od okręgówki dotarłem na zaplecze ekstraklasy. A dzisiaj miasto mające 140 tysięcy mieszkańców nie ma ani stadionu, na którym można zorganizować prawdziwą imprezę masową, ani nawet drużyny w IV lidze. To trzeba zmienić i mówię to zarówno jako trener Slavii jak i były zawodnik rudzkich klubów, bo Urania i Wawel też były moimi drużynami. W Grunwaldzie zaczynałem trenerską pracę przyczyniając się do rozwoju Artura Sobiecha, a seniorską drogę rozpocząłem w Gwarku Ornontowice, wchodząc z okręgówki do IV ligi. Tam też trafiłem na talent Mateusza Matrasa, który teraz ma już ponad 150 meczów w ekstraklasie i obecnie gra w Lechii Gdańsk. Moim kolejnym klubem był natomiast Wawel Wirek, a po nim Nadwiślan Góra, z którego na początku tego roku przyszedłem do Slavii. Chcę w niej coś zrobić dla naszego miasta.
- Na kogo z zawodników może pan szczególnie liczyć?
- Tworzymy drużynę. Najlepiej świadczy o tym fakt, że nie mamy "króla strzelców", bo Kamil Moritz ma na koncie 8 goli, Jacek Wujec 7, Dawid Maciaszczyk 6, Marcin Rejmanowski 5, Tomek Szpoton 4, Marcin Met i Jonatan Strzempek po 3, Mariusz Korzeniowski 2, a Łukasz Puschhaus, Dawid Skorupa i Bartosz Lach po 1. Zawodnicy pracują, bo Strąk, Szpoton, Met, Rejmanowski czy Puschhaus to górnicy rudzkich kopalń, ale łączy nas piłkarska pasja. Chcemy odbudować rudzką piłkę i możemy liczyć też na wsparcie rodzin. Moja żona jest wyrozumiała i kibicuje mi, a 23-letni syn Artur od dziecka oswojony z szatnią pomaga mi jeżdżąc na obserwacje i wspierając komputerowo. Sportową żyłkę ma też 11-letni córka, bo Julia uprawia akrobatykę i salto potrafi "wywinąć". Ja natomiast wolę twardo stąpać po ziemi i dlatego nie myślę jak bardzo możemy wyśrubować rekord zwycięskich spotkań tylko jak wygrać ten najbliższy mecz z rezerwami ROW 1964 Rybnik, w sobotę o godzinie 11.00 na naszym boisku.