Śląski ZPN

Mieczysław Ginowicz po 46 latach służby pawłowickiej drużynie przeszedł na pozycję kibica

9/06/2019 10:36

Ostatni mecz sezonu 2018/2019 Pniówka-74 Pawłowice na swoim boisku był dla Mieczysława Ginowicza szczególnym wydarzeniem. Przy okazji obchodów 45-lecia klubu były piłkarz, a następnie przez lata działacz i kierownik drużyny, pożegnał się z zespołem i przeszedł na sportową emeryturę.


- W pawłowickiej drużynie grałem od 1973 roku - mówi Mieczysław Ginowicz. - 27 lipca podjąłem pracę w KWK Pniówek i automatycznie stałem się zawodnikiem miejscowego zespołu. Zakończyłem grę w Pniówku mając 32 lata, a więc w 1981 roku. Wtedy właśnie trener Brachaczek zaproponował mi rolę kierownika zespołu, który grał w klasie B. Awansowaliśmy do klasy A i tak się rozwijaliśmy, że otarliśmy się nawet o II ligę, przegrywając baraże o awans na szczebel centralny z GKS Tychy. W międzyczasie byłem też trenerem przez rok w klasie A prowadząc nasz zespół. Zajmowałem się również grupami młodzieżowymi oraz pełniłem funkcję kierownika sekcji. Najdłużej byłem jednak kierownikiem drużyny, bo od momentu, w którym w 1986 roku awansowaliśmy do klasy okręgowej pełniłem tę funkcję z dwoma niewielkimi przerwami przez 33 lata. Pierwsza przerwa miała miejsce gdy przejął nas GKS Jastrzębie, ale wrócił prezes Hanak i dążył do tego, żeby zespół znowu grał pod szyldem Pniówka, a druga była jeszcze krótsza.

- Który z meczów Pniówka najbardziej utkwił w pana pamięci?

- Było ich bardzo dużo, a szczególnie te mecze związane z awansami. Najbardziej jednak pamiętam rewanżowy mecz z GKS Tychy sprzed 11 lat, bo wtedy walczyliśmy o awans do II ligi. To było coś niesamowitego. Pamiętne były także spotkania z GKS Jastrzębie w IV i III lidze, bo miały wyjątkowy smak dla kibiców, dyrektorów kopalń i prezesów.

- Z którym z trenerów pracowało się panu najlepiej?

- Nasz klub miał trenerów tak zwanych praktyków. Bukowiec, Owczarczyk, Kokoszka, Grzesik, Mika, Szwarga, Woś i inni to ludzie, z których, nikogo nie chciałbym ani wyróżniać, ani pominąć, bo każdy z nich przychodząc do Pniówka chcieli współpracować ze mną. Nie wiem z czego to się brało, ale gdy przychodził nowy szkoleniowiec i dobierał sobie sztab ludzi do współpracy nie szukał nowego kierownika.

- Którego z zawodników wspomina pan najcieplej?

- Bardzo ceniłem Roberta Piekarskiego i jako zawodnika, i jako człowieka. Ściągałem go do naszej drużyny, tak samo jak Michała Szczyrbę, który także sprawdził się w Pniówku. Naszym wychowankiem jest Krzysztof Bodziony, który po latach gry w innych klubach i występach w ekstraklasie wrócił już jako 33-latek do nas. Także Karol Goik, który jako nasz wychowanek w wieku 16 lat wszedł do pierwszego zespołu i grając w nim nieprzerwanie przez 14 lat dzisiaj jest kapitanem to wyjątkowa postać. Pamiętam jak zaczynał. Tata przyprowadził go na trening, ale trener nie chciał go dołączyć do zespołu więc mały Karol się popłakał, ale dopiął swego. Niedawno to zresztą wspominaliśmy, bo ta dziecięca ambicja człowieka stąd procentuje. Sprawdził się i jako dobry zawodnik, i jako dobry człowiek.

- Z którym z prezesów współpracowało się najlepiej?

- Każdego można wyróżnić, ale nie odkryję tajemnicy, że Bogusław Gawor to dla Pniówka wyjątkowo osoba. Kiedyś nawet usłyszałem, że jesteśmy szwagrami, bo ta nasza współpraca wyglądała jak więź rodzinna. Za jego kadencji dużo się działo i cenię go bardzo, bo to był prezes-praktyk. Czuł szatnię, czuł zawodnika. Potrafił zarówno pochwalić, wynagrodzić jak i skarcić. Klub bardzo rozwinął się także za czasów prezesa honorowego i dyrektora kopalni pana Tobiczyka. Ale to już jest historia, a dzisiaj są młodzi i prężni działacze, którzy mają swoją wizję rozwoju klubu i mogą ją realizować. Kiedyś kopalnia umożliwiała nam rozwój, a teraz może to robić gmina.

- Co będzie pan robił na kierownikowskiej emeryturze?

- Na pewno będę zaglądał do klubu, bo tyle tu lat spędziłem, że nie da się wyłączyć. Przejdę jednak na trybunę i z tak zwanej "loży szyderców" będę mógł przeżywać mecze i komentować zagrania zawodników czy pracę sędziego albo podopowiadać trenerowi. Zżyłem się z klubem, w którym byłem przez tyle lat, za co dziękuję przede wszystkim żonie. Ewa przez ten cały czas, szczególnie gdy dzieci były małe, a treningi były po południu i dojazd do Jastrzębia, bo tam mieszkamy, trochę czasu zabierał, bardzo mnie wspierała.

- Wychował pan sobie następcę?

- Nie wychowałem, ale słyszę, że działacze powierzyli moją funkcję oddanemu klubowi Krzyśkowi Milanowskiemu i życzę mu większych sukcesów niż te które były moim udziałem, a wtedy na pewno ja też będę się cieszył.

Relacja z meczu Pniówek Pawłowice - Górnik II Zabrze 0:1 dostępna TUTAJ, zdjęcia TUTAJ.