Śląski ZPN

10-lecie prezesowania Pawła Rybaka piłkarze Unii Rędziny uczcili awansem do okręgówki

20/08/2019 17:26

Unia Rędziny zadebiutowała w rozgrywkach Klasy Okręgowej "Zina Częstochowa-Lubliniec" Grupa 2 z "przytupem". Podopieczni grającego trenera Oskara Operacza strzelili w dwóch pierwszych meczach aż 7 bramek, ale to wystarczyło do zdobycia 3 punktów.


Na inaugurację sezonu rędzinianie przegrali 4:6 wyjazdowy mecz z Olimpią Truskolasy, a następnie w roli gospodarzy pokonali 3:1 Grom Cykarzew. Łukasz Brondel, zdobywca dwóch bramek w pierwszym meczu oraz jednej w drugim spotkaniu zaprezentował snajperski zmysł. Także Miłosz Socha, który w każdym meczu trafi po razie oraz uzupełniający listę strzelców Damian Michalik i Marcel Pitner potwierdzili, że beniaminek ma dużą siłę ognia. Kibice Unii, której prezesem od 10 lat jest Paweł Rybak, mogą więc mieć nadzieję na ciekawy sezon.

- W Unii Rędziny działam od 2009 roku - mówi Paweł Rybak. - Pochodzę wprawdzie z Kłomnic i piłkarzem byłem słabym, bo moja przygoda z boiskiem zakończyła się w grupach młodzieżowych, ale w tamtejszym klubie zacząłem stawiać pierwsze kroki jako działacz. Pomagałem kolegom, którzy stali na czele klubu i nawet przez pewien czas byłem członkiem zarządu, ale głównie kibicowałem kłomnickiej drużynie. Dopiero po przeprowadzce do Rędzin, i to też nie od razu, zacząłem się udzielać w Unii. Przeprowadziłem się bowiem w 2000 roku, a gdy kolega Robert Ciupa, z którym znaliśmy się z Kłomnic, został prezesem rędzińskiego klubu poprosił mnie o pomoc. Zgodziłem się i od członka zarządu doszedłem do funkcji prezesa.

- Jak to się stało?

- Był taki ciężki okres w dziejach Unii, kiedy wycofał się sponsor. Byliśmy wtedy w IV lidze i sportowo należeliśmy nawet do górnej połowy tabeli, ale finansowo i organizacyjnie stanęliśmy nad przepaścią. Ważyły się losy czy ten klub w ogóle będzie istniał. Podjąłem się więc roli ratownika i udało się nawet na jeden sezon pozostać w IV lidze, a w następnym już przegraliśmy rywalizację i spadliśmy do okręgówki, z której po sezonie trafiliśmy do klasy A i przez pięć sezonów czekaliśmy na powrót do okręgówki. W minionym sezonie od początku nastawiliśmy się na awans, ale mieliśmy godnego rywala, bo klub Czarni Starcza, także miał mocny zespół i walka o mistrzostwo dające awans trwała niemal do końca. Okazaliśmy się jednak ostatecznie lepsi o 1 punkt i świętowaliśmy awans.

- Który mecz kosztował pana najwięcej nerwów?

- Chyba ostatni. Graliśmy u siebie z przedostatnim zespołem tabeli, ale świadomość, że musimy wygrać żeby przypieczętować sukces trochę związał nogi naszym zawodnikom. Zaczęły grać emocje i to Metal Rzeki Wielkie strzelił pierwszego gola. Na szczęście przed przerwą wyrównał Michał Gradowicz, a tuż po przerwie Michał Malczewski zapewnił nam prowadzenie, które utrzymało się do ostatniego gwizdka. Było więc nerwowo do końca, tym bardziej, że całą rundę wiosenną graliśmy nękani kontuzjami. W kadrze było chyba 33 zawodników zgłoszonych do rozgrywek, ale na jeden z meczów pojechaliśmy w dwunastkę. Na szczęście w bezpośrednich meczach z Czarnymi Starcza okazaliśmy się lepsi. U siebie jesienią wygraliśmy 1:0 po golu Oskara Operacza, a w wiosennym rewanżu było 1:1, bo Dariusz Załęcki odpowiedział na trafienie gospodarzy. Kończyliśmy mecz w osłabieniu, ale wywalczyliśmy bardzo cenny punkt. Najcenniejsze okazał się jednak punkty... Sparty Szczekociny, bo jej zwycięstwo 2:1 w Starczy zapewniło nam miejsce w fotelu lidera i już go nie oddaliśmy. Nie byłem na tym meczu, ale mieliśmy "specjalnego wysłannika", który był na linii i te ostatnie sekundy z pytaniem "dotrzymają czy nie" kosztowały chyba najwięcej nerwów.

- Kto jest liderem zespołu?

- Oskar Operacz jest trenerem i zarazem liderem zespołu. Jego obecność na boisku najwięcej wnosi do gry drużyny, której średnia wieku nie jest co prawda "młodzieżowy", ale nie jest to także "stary" skład. Najmłodszy był 18-latek Jakub Burzyński, wypożyczony z Orła Kiedrzyn, do którego wrócił po awansie, a najstarszy, albo raczej najbardziej doświadczony jest Michał Komorowski, który skończył niedawno 35 lat.

- Wzmocniliście się przed nowym sezonem?

- Tak dokonaliśmy sześciu transferów, pozyskując zawodników z klasy A i okręgówki. Między innymi dołączył do nas napastnik Miłosz Socha, Bartek Bartelak, Piotrek Frąc czy wracający po kilku latach przerwy w graniu Łukasz Brondel. Naszym celem jest spokojne utrzymanie. Trudno się nam po tych pięciu latach przerwy w grze na tym poziomie z drużynami, które są tu od lat. W sparingach wyglądało to fajnie, ale boisko zweryfikuje nasze nadzieje, bo o stawkę gra się zupełnie inaczej.

- Czy zajmuje się pan poza działalnością w klubie?

- Pracuję w piekarni jako kierowca i po dniówce przyjeżdżam do klubu. Moja partnerka Ewa nie jest z tego co prawda zadowolona, ale wie, że tego się nie da zabronić. To jest moja druga miłość. Nie bardzo ją to interesuje i nie rozumie dlaczego u mnie na pierwszym miejscu w czasie wolnym jest klub, ale chyba się z tym pogodziła.

- Na który mecz w tym sezonie kibice Unii szczególnie czekają?

- Niestety nasz najbliższy rywal Lotnik Kościelec spadł z okręgówki i ten mecz, który na pewno wzbudziłby największe zainteresowanie wypadł z kalendarza, ale w trzeciej kolejce czeka nas mecz z GLKS Kłomnice i ten wyjazd 24 sierpnia już dawno sobie zapisałem w terminarzu. Jedziemy przecież do miejscowości z której pochodzę i do klubu, z którego się wywodzę. Będą też jednak inne ciekawe mecze, bo dla nas każda potyczka będzie interesująca, choćby z tego względu, że chcemy się skonfrontować z drużynami z poziomu klasy okręgowej i na każdego rywala patrzymy z ciekawością. Liczę, że także nasi kibice, choć warunkami ich nie rozpieszczamy, bo na nasze boisko jest dosyć daleko, będą ciekawi naszej gry z nowymi rywalami. Do tej pory te najbardziej interesujące mecze gromadziły około 200 kibiców, ale mam nadzieję, że na wyższym poziomie będzie ich więcej.