Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Pele gratulował mu parad

24/03/2020 10:17

W pierwszym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, prezentującym "Mistrzowskie wspomnienia", przedstawiamy sylwetki ikon klubów, które sięgnęły po najcenniejsze krajowe trofeum. Dziś czas na legendę Polonii Bytom Edwarda Szymkowiaka, któremu Pele gratulował parad.


Dla wielu kibiców – zwłaszcza starszego pokolenia – to nie złoty medalista olimpijski Hubert Kostka czy zdobywcy medali za trzecie miejsce w świecie Jan Tomaszewski i Józef Młynarczyk są najlepszymi polskimi bramkarzami wszech czasów. To miano przyznają Edwardowi Szymkowiakowi, który wystąpił w spotkaniu na otwarcie słynnego Camp Nou w Barcelonie. Obronił karnego Ferenca Puskasa. Parad gratulował mu Pele. „To był Paganini sztuki bramkarskiej” – pisali zachwyceni dziennikarze.

Szymkowiak był rzeczywiście kimś wyjątkowym. Pech polega na tym, że dziś niektórym trudno w to uwierzyć, bo kiedy zachwycał swoimi paradami telewizja była jeszcze w powijakach. Kochali go za to ówcześni fotoreporterzy – mieli pewność, że zdjęcia z nim będą porywające. Zawsze były! Wszystko dzięki widowiskowym interwencjom, brawurowym robinsonadom. Szymkowiak był niezwykle odważny, zawsze bez wahania rzucał się po piłkę. Czasem z fatalnym skutkiem, ryzykowne szarże głową pod nogi przeciwnika powodowały częste kontuzje. Wielokrotnie ściągano go z boiska przed końcem meczu, a karetka odwoziła go do szpitala z powodu uderzenia głową w słupek albo kopnięcia w twarz przez rozpędzonego napastnika rywali. Zdarzało się jednak, że po intensywnych zabiegach lekarzy przy burzy braw wracał na boisko!

Na przykład w kwietniu 1957 roku, kiedy Polonia rozgrywała mecz ligowy z Górnikiem Zabrze na Stadionie Śląskim, w obecności 65 tysięcy ludzi. W pewnym momencie Szymkowiak wyskoczył do piłki, która szybowała w lewy górny róg i upadając uderzył głową w słupek. Rozciął wtedy lewe ucho. Z kolei w 1958 roku, w meczu z ŁKS-em w Łodzi, bezwzględnie zaatakował go napastnik rywali i Szymkowiak stracił przytomność (rok wcześniej na tym samym stadionie pękła mu kość w dłoni i dlatego nie mógł zagrać w trzecim meczu z ZSRR w Lipsku, decydującym o awansie do mistrzostw śwoaya). Dzięki wysiłkom lekarza klubowego, po 20 minutach był zdolny do dalszej gry! W tym czasie w bramce zastępował go kolega z pola Wacław Sąsiadek. Kontuzje wynikające ze stylu gry zdarzały się Szymkowiakowi zarówno w meczach Polonii Bytom, z którą jest powszechnie kojarzony (choć tytuły mistrza Polski zdobywał także w barwach Ruchu Chorzów – dwukrotnie oraz Legii Warszawa – także dwukrotnie), jak i reprezentacji Polski.

W biało-czerwonych barwach Edward Szymkowiak zaliczył 53 występy, a przecież pół wieku temu kadra grała znacznie rzadziej niż dziś. Wszystko dzięki temu, że był jej bramkarzem aż przez 13 lat! W obecnych czasach z pewnością przekroczyłby setkę oficjalnych spotkań. Grał na dwóch igrzyskach – w 1952 roku w Helsinkach i w 1960 roku w Rzymie.

Czterokrotnie zdobył „Złote Buty” dla najlepszego piłkarza ekstraklasy. Zachwycał w legendarnym meczu ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim w 1957 roku. Przepuścił tylko jednego gola i walnie przyczynił się do zwycięstwa biało-czerwonych 2:1. Po tym meczu płakał. Łzy rozumieli szczególnie ci, którzy znali jego losy. W 1939 roku rodzina Szymkowiaków uciekała przed Niemcami, ale wpadła na… Sowietów, którzy zamordowali ojca piłkarza.

W bytomskich domach do dziś opowiada się legendy o słynnym ligowym meczu Polonii z Górnikiem Zabrze, który odbył się 16 października 1960 roku na stadionie Szombierek. Poloniści wygrali wtedy 3:0, ale bohaterem meczu został Szymkowiak, który obronił aż trzy rzuty karne, wykonywane przez same sławy: Ernesta Pohla, Romana Lentnera i Erwina Wilczka! „Utytłany w błocie, bronił ofiarnie swojej świątyni, zyskując ogólny aplauz widzów. «Szymek» już po kilku chwilach gry przemienił się z blondyna w bruneta, z ogromnym poświęceniem pikując jak odrzutowiec w kałużach lepkiego błota” – opisywał tamten mecz „Przegląd Sportowy”

– „Szymek” rozgrywał często takie spotkania, że nas po prostu deprymował. Bywał nie do pokonania. Nie chciało się wierzyć, że ktoś jest mu w stanie strzelić gola. Bronił strzały z metra, dwóch, pięciu, dziesięciu! Wielokrotnie analizowaliśmy jego grę, ale nikt nigdy nie znalazł na Szymkowiaka stałego sposobu, „złotego środka” – mówił potem kapitan Górnika Stanisław Oślizło.

Archiwum Polonii Bytom

W dużej mierze dzięki niemu (na zdjęciu pierwszy z lewej) Polonia w 1962 roku zdobyła mistrzostwo Polski, a w 1965 roku sięgnęła po Puchar Rappana i Puchar Ameryki.

Zmarł 28 stycznia 1990 roku. Został pochowany na Cmentarzu Mater Dolorosa w Bytomiu.