Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Snajperzy Szombierek

25/03/2020 13:07

W pierwszym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, prezentującym "Mistrzowskie wspomnienia", przedstawiamy sylwetki ikon klubów, które sięgnęły po najcenniejsze krajowe trofeum. Dziś czas na legendy Szombierek, czyli mistrzowskiego snajpera Romana Ogazę i króla strzelców Grzegorza Kapicę.


To był duet niezwykłych strzelców w górniczym bytomskim klubie. Gole Romana Ogazy zapewniły Szombierkom mistrzostwo, a znacznie młodszy Grzegorz Kapica dołączył do zespołu w następnym sezonie i zdobył tytuł króla strzelców.

Ogaza był fantastycznym piłkarzem, ale niespecjalnie dbał o popularność i być może dlatego wielu kibiców już go nie pamięta. Świetnie wyszkolony technicznie, potrafił strzelać bramki. Jako nastolatek nie przebił się do podstawowej jedenastki Górnika i musiał szukać szansy w innych klubach. Zakotwiczył w Szombierkach, z których na trzy sezony przeszedł do GKS-u Tychy i wywalczył wicemistrzostwo Polski. Kiedy tylko trener bytomskiej drużyny Hubert Kostka dowiedział się, że jest szansa ściągnąć Ogazę na powrót do Szombierek, nie wahał się nawet chwili, a snajper odpłacił golami na wagę mistrzostwa.

Fot. Tyska Galeria Sportu

Grał też w reprezentacji, przez pewien czas jako podstawowy napastnik, ale podsumowując jego karierę można stwierdzić, że nie miał jednak szczęścia w drużynie narodowej. Jego pech polegał tylko na tym, że grał w czasach, kiedy w naszym kraju wręcz roiło się od kapitalnych napastników. Pojechał tylko na jedną wielką imprezę – igrzyska w Montrealu w 1976 roku. Ma więc w swoim dorobku wicemistrzostwo olimpijskie. Zmarł w 2006 roku we francuskim Forbach, w wieku zaledwie 53 lat.

Przebieg kariery jego młodszego kolegi z ataku Grzegorza Kapicy był wyjątkowy. Żaden inny król strzelców polskiej ligi nie zapisał się do klubu tak późno. Kapica postanowił to uczynić dwa tygodnie przed maturą. Poszedł do Wawelu Wirek, gdzie wcześniej grał jego ojciec.

Dlaczego tak późno? – Miałem ukształtowany obraz świata, interesowały mnie literatura, książki. Do klubu poszedłem właściwie już jako dorosły człowiek. Dzięki temu moje dzieciństwo na boisku było moim własnym. To ja decydowałem, co chcę robić i to robiłem. To mnie cieszyło, nie czułem potrzeby grać w bardziej zorganizowany sposób. Trafiłem do tego piłkarskiego świata trochę przypadkiem. Potem okazało się, że ciężko było nadrobić braki w przygotowaniu fizycznym; zorganizowany trening od najmłodszych lat nie tylko mentalnie, ale przede wszystkim fizycznie przygotowuje do gry – wspominał później Kapica.

Z Wawelu przeszedł do Grunwaldu Halemba, a następnie ten wysoki, bardzo szczupły chłopak (67,5 kg przy 187 cm wzrostu) trafił do Szombierek. Wpadł w oko bytomskim działaczom, gdy strzelił dwa gole w meczu sparingowym na początku sezonu 1979/80, dzięki którym Grunwald wygrał z „Zielonymi” 4:2. W Bytomiu miał „wejście smoka” – w rundzie wiosennej w 1981 roku zdobył 9 bramek, a w kolejnym sezonie z piętnastoma golami został królem strzelców. Jak przystało na środkowego napastnika był wysoki, ale przy tym zaskakująco wybiegany.

Z Romanem Ogazą świetnie rozumieli się na boisku, ale co zaskakujące właściwie ze sobą... nie rozmawiali. Różnili się pod względem charakterologicznym, ale nie można powiedzieć, żeby się nie lubili. – Roman był kapitalnym człowiekiem. Po jednym z meczów staliśmy obok siebie w łaźni. Myliśmy ręce i nagle Roman odwrócił się do mnie i wypowiedział tylko jedno zdanie, które podsumowało naszą wspólną grę: „Dobrze, żeś tam jest”. Tylko tyle, a praktycznie wszystko o naszej współpracy na boisku – opowiadał Grzegorz Kapica.

Raz byli razem w pokoju przed ważnym meczem. – Trener Kostka widać chciał ustrzec Romka od różnych pokus i dał go do pokoju ze mną – wspomina napastnik, który po mistrzowskie tytuły sięgnął w Lechu Poznań i Ruchu Chorzów.

Było to w Warszawie przy okazji spotkania z Gwardią, po którym bytomianie zaraz wyjeżdżali na ważny pucharowy mecz z Feyenoordem. W stolicy odbywał się wtedy zapaśniczy memoriał Pytlasińskiego, a w tym samym hotelu spali również zawodnicy z Bułgarii. Ogaza, który nie stronił od alkoholu, postanowił zapukać do nich po bułgarski koniak i po kilku minutach wrócił z butelką. Odkręcił i powiedział do Kapicy: No to się napijemy.... Ale Kapica jako abstynent, odmówił. Ogaza spojrzał na niego zaskoczony i zakręcił butelkę. – Skoro ty nie pijesz, to ja też nie – stwierdził. Koledzy z drużyny rano na śniadaniu śmiali się trochę, że „Młody” odmówił Ogazie. – Ale tak naprawdę to pokazywało, że Roman nie chciał mnie zmieniać. To był fantastyczny człowiek, a nasza wspólna gra to był według mnie ideał współpracy. Na boisku mieliśmy jeden cel, a potem każdy szedł w swoją stronę – tak Grzegorz Kapica wspomina Romana Ogazę.