Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Mistrzostwo olimpijskie i gorycz srebra

19/04/2020 10:01
Hubert Kostka Hubert Kostka

W piątym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - zatytułowanym "Na olimpijskim szlaku" - prezentujemy niezapomniane chwile oraz sylwetki śląskich bohaterów Igrzysk Olimpijskich. Dzisiaj czas na wspomnienia o największych sukcesach - Mistrzostwie i goryczy srebra.


W 1972 roku gospodarzem Igrzysk Olimpijskich było Monachium. W eliminacjach do turnieju olimpijskiego drużyna trenera Kazimierza Górskiego okazała się lepsza nie tylko od amatorów z Hiszpanii, ale również w pełni oficjalnej, niezłej reprezentacji Bułgarii. W decydującym o awansie, wygranym 3:0, meczu z Bułgarią dwie bramki strzelił Jan Banaś, napastnik Górnika Zabrza. Zabrakło go jednak w kadrze ostatecznie wyselekcjonowanej na finały olimpijskie. Obciążony oskarżeniami o „próbę ucieczki” na Zachód i zabieganie o profesjonalny kontrakt w Niemczech napastnik – urodzony w 1943 roku w Berlinie jako Heinz Dieter Banas – musiał zostać w kraju.

Podczas turnieju drużynę Górnika reprezentowali: Zygmunt Anczok, Jerzy Gorgoń, Hubert Kostka, Włodzimierz Lubański i Zygfryd Szołtysik. Z Ruchu Chorzów wywodziło się trzech kadrowiczów: Zygmunt Maszczyk, Marian Ostafiński i Joachim Marx. Ostatni olimpijczyk z naszego regionu – Andrzej Jarosik – bronił barw Zagłębia Sosnowiec.

Jerzy Gorgoń był filarem obrony reprezentacji Polski sięgającej po największe sukcesy. Fot. Archiwum Górnika Zabrze

Oczekiwano dobrej postawy piłkarzy w Monachium. Na ostatnim zgrupowaniu olimpijczycy pilnie trenowali, ale nie szczędzono im również przygotowania politycznego. Krótko przed wyjazdem na igrzyska drużyna spotkała się z Andrzejem Żabińskim z Komitetu Centralnego PZPR. Jak odnotował trener Górski w książce Z ławki trenera: „Dyskutowaliśmy na temat wychowania przez sport, a także sytuacji w sporcie polskim oraz w innych krajach socjalistycznych na tle sportu zawodowego oraz pozycji i szans rozwojowych młodzieży sportowej u nas i w ustroju kapitalistycznym”. Polityka przypomniała o sobie także na samych igrzyskach. Po zwycięskich meczach grupowych (z amatorami z Kolumbii 5:1, z Ghaną 4:0 i z Niemiecką Republiką Demokratyczną 2:1) Polska awansowała do następnej rundy, w której po remisie 1:1 z Danią, biało-czerwoni zmierzyli się z reprezentacją Związku Radzieckiego, ówczesnym wicemistrzem Europy. Mecz rozegrano 5 września, czyli w dniu zamachu terrorystów palestyńskich w wiosce olimpijskiej, skierowanego przeciw sportowcom Izraela.

Spotkanie z ZSRR miało dwóch bohaterów. Negatywnym okazał się Jarosik, który (przy wyniku 0:1) odmówił trenerowi wejścia na boisko, natomiast pozytywnym – Zygfryd Szołtysik, który wszedł na murawę w 69. minucie i poderwał biało-czerwonych do walki, która zakończyła się zwycięstwem 2:1. Wyrównującego gola z rzutu karnego w 79. minucie strzelił Kazimierz Deyna, a w ostatnich sekundach gry Szołtysik, uderzeniem z 15. metra, zapewnił polskiej drużynie zwycięstwo. Obie reprezentacje podróżowały jednym pociągiem. W drodze na mecz razem pojawiły się na obiedzie w wagonie restauracyjnym. O wspólnej kolacji kroniki milczą.

Zygfryd Szołtysik (z prawej) i Włodzimierz Lubański poprowadzili Polskę do olimpijskiego złota. Fot. Archiwum Górnika Zabrze

Wygrana ze Związkiem Radzieckim otworzyła Polakom drogę do olimpijskiego finału. Po wysokim zwycięstwie 5:0 z Marokiem na zakończenie rozgrywek w grupie półfinałowej, biało-czerwoni awansowali do finału z pierwszego miejsca. W najważniejszym meczu turnieju polskiemu zespołowi przyszło zmierzyć się z drużyną Węgier. Na arbitra wyznaczono Niemca Kurta Waldemara Tschenschera, urodzonego w miejscowości Szymiszów (Schimischow) na Opolszczyźnie, byłego piłkarza SC 1910 Preussen Zaborze. Tuż przed przerwą biało-czerwoni stracili bramkę. W szatni Kazimierz Górski podjął terapię motywacyjną. – Stanąłem w rozkroku i przyjąwszy pozę Napoleona zacząłem przemawiać. Zachłystywałem się od pochwał na ich temat, oczywiście przesadzałem, ale czyniłem to świadomie, z premedytacją – podkreślał najbardziej utytułowany polski trener. Poskutkowało. W drugiej połowie polska drużyna zagrała skutecznie i bez kompleksu niższości. W kwiecistym stylu końcówkę meczu opisał Bohdan Tomaszewski: „Ostatnie ataki Polaków na węgierską bramkę. Bezustanna szarża. Jeszcze jedna Samosierra olimpijska!”.

Wygraną 2:1, po golach Kazimierza Deyny, uczczono rundą honorową z biało-czerwoną flagą. Potem były: podium, złote medale, hymn. Zwycięstwo na igrzyskach znacznie poprawiło samopoczucie nie tylko kibiców, ale i liderów socjalistycznej ojczyzny. Trener Górski wspominał: „Oficjalne spotkania i kameralne przyjęcia, wreszcie to najważniejsze, z Biurem Politycznym naszej Partii, było jakby ukoronowaniem tych niezapomnianych przeżyć. Edward Gierek dziękował za wyniki osiągnięte na XX Igrzyskach, w imieniu całego polskiego społeczeństwa, które z taką sympatią odnosiło się do swoich reprezentantów”. Na pamiątkę olimpijskiego złota prezydium Polskiego Związku Piłki Nożnej ogłosiło 10 września Dniem Piłkarza.

Andrzej Strejlau, współpracownik Kazimierza Górskiego, zauważył: „Następne pokolenie bardzo podbudowało się sukcesem na igrzyskach w Monachium. Dla młodych ludzi złoty medal olimpijski ma wartość tak wielką, że ze zdolnego zawodnika wiara we własne umiejętności i możliwości czyni świetnego piłkarza”. Wiele pochwał zebrał za grę na igrzyskach Włodzimierz Lubański.

Wskazywano, że „do pilnowania naszego środkowego napastnika przeciwnicy delegowali zwykle swych najlepszych defensorów. Snajper Górnika absorbował najbardziej obronę, z jego strony groziło zawsze niebezpieczeństwo bramkarzowi”. Warto pamiętać, że śląscy olimpijczycy kariery zaczynali na uboczu wielkiej piłki: Lubański w Sośnicy, Anczok w Lublińcu, Gorgoń w Mikulczycach, Maszczyk w Siemianowicach Śląskich, Kostka w Markowicach, Szołtysik w Suchej Górze i z tych miejscowości wspięli się na piłkarski szczyt.

Orły Górskiego, po wielkim wzlocie na Mistrzostwach Świata ‘74, na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu w 1976 roku zdobyły srebro. W drużynie ponownie znaleźli się Jerzy Gorgoń i  Zygmunt Maszczyk. Z Górnika Zabrze powołano także Andrzeja Szarmacha, który wrócił z turnieju z tytułem Króla Strzelców oraz obrońcę Henryka Wieczorka (na zdjęciu poniżej), a z Ruchu Chorzów – napastnika Jana Benigiera. Do Montrealu wyjechali ponadto Wojciech Rudy – obrońca Zagłębia Sosnowiec i Roman Ogaza – napastnik GKS-u Tychy.

Turniej przyniósł polskiej drużynie drugie miejsce, po finałowej porażce 1:3 z ekipą Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Rozczarowani komentatorzy i kibice, krytykując biało-czerwonych, wypominali wicemistrzom olimpijskim zarówno bezbramkowy remis z Kubą w meczu inaugurującym, jak i kiepską postawę w następnym, wygranym 3:2 spotkaniu z Iranem. Na nikim nie zrobiło wrażenia ani pokonanie Korei Północnej 5:0, ani zwycięstwo w półfinale 2:0 nad amatorami z Brazylii.

Fot. Prywatne Zbiory Henryka Wieczorka

Na lotnisku na wicemistrzów olimpijskich oczekiwali jedynie najbliżsi oraz garstka kibiców. Swe niezadowolenie objawili celnicy, którzy sprawdzali bagaże piłkarzy i szkoleniowców bardzo dokładnie i długo. Władze sportowe nagrodziły drugą lokatę na Igrzyskach kwotą 400 dolarów dla każdego piłkarza, a zawodnikom śląskich klubów Jerzy Ziętek dołożył talony na „malucha”.