Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Wicemistrzowie w złotych polonezach

20/04/2020 13:07
Dariusz Gęsior Dariusz Gęsior

W piątym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - zatytułowanym "Na olimpijskim szlaku" - prezentujemy niezapomniane chwile oraz sylwetki śląskich bohaterów Igrzysk Olimpijskich. Dzisiaj czas na wspomnienia o srebrnych medalistach z Barcelony - Wicemistrzach w złotych polonezach.


Zupełnie inny wymiar społeczny i materialny niż srebro z Montrealu miało wicemistrzostwo olimpijskie zdobyte w 1992 roku w Barcelonie. Samochody marki polonez, złotego koloru oraz znaczne kwoty walutowe, były nagrodą dla zawodników ostatniej, jak na razie, polskiej drużyny piłkarskiej, która wystartowała na Igrzyskach Olimpijskich.

Podczas turnieju na hiszpańskich boiskach rywalizowały drużyny młodzieżowe do lat 23. Dariusz Gęsior, wówczas gracz Ruchu Chorzów, wspomina: „Byliśmy grupą ludzi, którzy na boisku nie bali się nikogo”. Rzeczywiście, polski zespół prowadzony przez Janusza Wójcika grał bardzo dobrze. Dopiero w finale na stadionie Nou Camp, po dramatycznej walce uległ Hiszpanii 2:3.

Poza Gęsiorem w drużynie olimpijskiej znaleźli się: Dariusz Koseła, Ryszard Staniek i Tomasz Wałdoch z Górnika Zabrza oraz Piotr Świerczewski z GKS-u Katowice. Tylko Koseła nie zagrał w żadnym meczu. Jednak – według trenera Wójcika – „w każdej chwili był gotowy, by wejść na murawę, i za to go ceniłem”. Trener nie szczędził komplementów również innym podopiecznym. Na przykład Wałdoch został zaliczony do „grupy specjalnej” wyjaśniającej sytuacje sporne. – Przydzieliłem go do niej ze względu na wzrost, posturę, ale także umiejętności czysto piłkarskie. Nie był to wariat, typ raczej spokojny, ale na boisku bardzo konsekwentny – dodawał trener.

Srebrny medal był niewątpliwym sukcesem, przeceniano jednak jego znaczenie. Trudno ponadto uwierzyć – jak pragnął jeden z polskich dziennikarzy – że hiszpańscy kibice oczekiwali ponad wszystko triumfu olimpijskiego, gdyż złoty medal „dorównałby, a może nawet przebił sukcesy «Barcy» w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych”. Dla trenera Wójcika sukcesy polskiej drużyny młodzieżowej były znakomitą formą autopromocji i zabiegów o posadę trenera pierwszej reprezentacji. Już w Barcelonie w każdym doszukiwał się zawiści i skarżył się na utrudnienia ze strony piłkarskiej centrali oraz ludzi, „którzy są powołani do tego, by pomagać, i za to biorą pieniądze”. Turniej olimpijski był jednak wydarzeniem drugorzędnym, a organizatorzy potrzeby futbolistów traktowali z dystansem. Sztab zespołu kwaterował w pokoju ośmioosobowym. Kierownik drużyny Krzysztof Rola-Wawrzecki pracował w warunkach zgoła spartańskich: „Oprócz butów miałem jeszcze stroje treningowe, dresy oraz pozostały sprzęt treningowy. I wszystko to trzymaliśmy w szafkach kuchennych, a buty w piekarniku”.

Nie przeszkodziło to jednak biało-czerwonym w fazie grupowej pokonać: 2:0 Kuwejt i 3:0 Włochy i zremisować 2:2 z USA. W ćwierćfinale Polacy pokonali Katar 2:0, a w półfinale rozgromili Australię 6:1. Finał był niezwykle emocjonujący – po trafieniu Wojciecha Kowalczyka w ostatnich sekundach pierwszej połowy, nasza reprezentacja schodziła na przerwę prowadząc 1:0. Po zmianie stron gospodarze igrzysk odpowiedzieli dwoma golami, ale Ryszard Staniek wyrównał w 75. minucie. Wynik 2:2 utrzymał się do 90. minuty. W 25. sekundzie doliczonego czasu gry, po rzucie rożnym Kiko pokonał Aleksandra Kłaka dobitką i ostatecznie to Hiszpanie triumfowali.

Postscriptum

Po Barcelonie polskim piłkarzom nie udało się już zakwalifikować na Igrzyska Olimpijskie. Olimpijską nominację – mimo że nie jako zawodnik – otrzymał za to Krzysztof Warzycha. Były napastnik Ruchu Chorzów, który jako gracz greckiego Panathinaikosu stał się piłkarską legendą w Grecji, pobiegł w sztafecie niosącej znicz olimpijski przed igrzyskami w Atenach w 2004 roku.