Śląski ZPN

Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Legendy Stadionu Śląskiego

22/04/2020 14:07
Z kart Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - Legendy Stadionu Śląskiego Fot. Archiwum Górnika Zabrze

W szóstym rozdziale Historii 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej - zatytułowanym "Raz na sto lat" - prezentujemy niezapomniane chwile oraz sylwetki bohaterów, tworzących historię śląskiej piłki. Dziś czas na - Legendy Stadionu Śląskiego.


Bez wątpienia to jeden z najsłynniejszych meczów zarówno w dziejach piłkarskiej reprezentacji Polski, jak i Stadionu Śląskiego. Ten jeden dzień – 20 października 1957 roku – właściwie zbudował legendę chorzowskiego obiektu, zaledwie w rok po jego wybudowaniu. Wszystko dlatego, że przytrafił się specyficzny przeciwnik w wyjątkowym dziejowym momencie.

Organizatorzy spotkania Polska – ZSRR w ramach eliminacji Mistrzostw Świata ‘58 doskonale zdawali sobie sprawę z nastrojów społecznych. Mecz miał zostać rozegrany rok po wydarzeniach w Poznaniu oraz węgierskim powstaniu, krwawo zdławionym przez Armię Czerwoną. Przedmeczowa rozgrzewka odbyła się na bocznym boisku, bo stutysięczny tłum mógłby źle przyjąć piłkarzy ZSRR.

Przed spotkaniem kraj opanowała piłkarska gorączka. Pojawiły się zamówienia na pół miliona biletów!

Po raz pierwszy na Śląsku karty wstępu rozprowadzano także przez Orbis i kioski Ruchu. Ponieważ stadion nie miał jeszcze jupiterów, pierwszy gwizdek zaplanowano na godzinę 12:00. Mecz zabezpieczało 1500 porządkowych (nie licząc funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej). Utworzono trzy kordony sprawdzających bilety, tak żeby nikomu nie udało się wejść na gapę.

Rok 1957 to poststalinowska odwilż, niemniej władze ZSRR nadal rządziły twardą ręką i chciały przewodzić w każdej dziedzinie – także w sporcie. Tymczasem biało-czerwonym udało się utrzeć „Ruskim” nosa. W głównej mierze dzięki Ślązakom! W składzie na tamten mecz było aż ośmiu graczy z naszego regionu! Czterech przedstawicieli desygnował Górnik Zabrze (Stefan Florenski, Ginter Gawlik, Edward Jankowski i Roman Lentner), jednego Ruch Chorzów (Gerard Cieślik), jednego Polonia Bytom (Edward Szymkowiak), a dwóch... Legia Warszawa, bo tam odsługiwali wojsko (Henryk Kempny, który na Śląsk wrócił i Lucjan Brychczy, który został w stolicy).

Bohaterem spotkania został oczywiście Gerard Cieślik, który powoli kończył karierę. Miał wówczas 30 lat, a o powołaniu na ten mecz dowiedział się niespodziewanie z radia. Wcześniej na niego nie stawiano, bo według niektórych „fachowców” był już za „stary” i „niedostatecznie bojowy”. Ale to właśnie on wbił dwie bramki słynnemu Lwu Jaszinowi i Polska wygrała 2:1, a o tym wydarzeniu wspomina się do dzisiaj.

Jest ono także dowodem na to, że piłka przede wszystkim łączyła i łączy ludzi. Przykładem niech będzie niezwykłe zdarzenie z tego spotkania, które zbudowało legendę chorzowskiego giganta. Wierchuszka stacjonującej w Polsce Armii Czerwonej chciała zobaczyć mecz Polska – ZSRR, do Chorzowa wyruszyła więc niezapowiedziana kawalkada samochodów. Armię radziecką reprezentowało trzech generałów i pułkownik. Dojechali do stadionu, gdzie ich zatrzymano i zażądano przepustki upoważniającej do wjazdu. Ostatecznie radzieckiej generalicji udało się dotrzeć na stadion, ale nie było już szans na załatwienie wejściówek na sektor dla ważnych gości. Były jedynie bilety na normalne miejsca wśród zwykłej publiczności!
Kiedy Gerard Cieślik strzelił gola, kibice w szale radości zaczęli się ściskać ze wszystkimi dookoła. Może trudno w to uwierzyć – ale także z radzieckimi generałami! Całe szczęście, że fani zareagowali w taki sposób. To były bowiem jeszcze czasy, w których porządkowi nie sprawdzali tak dokładnie jak teraz, co kibice wnoszą na stadion. Świadczy o tym fakt, że po meczu między ławkami zebrano 50 tysięcy butelek po wódce...

Legendą został także mecz, w którym ustanowiony został rekord frekwencji w polskiej piłce. 18 września 1963 roku, za drugim podejściem Górnika Zabrze do Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, na mecz rundy wstępnej (1/16 rozgrywek) przyszły tłumy, jakich nie widziano ani nigdy wcześniej, ani później. Gazety pisały nawet o 120 tysiącach kibiców! Choć inne źródła są nieco bardziej powściągliwe, można szacować, że na trybunach Stadionu Śląskiego pojawiło się około 107 tysięcy ludzi. Bilet na mecz kosztował 15 zł. Ponad połowę mniej niż pół litra wódki (39 zł) i kilo kiełbasy (36 zł), aż cztery razy mniej niż kilo masła (70 zł). Tańszy był natomiast cukier (12 zł).

Z dzisiejszej perspektywy może dziwić, dlaczego akurat Austria Wiedeń okazała się rywalem, który przyciągnął na stadion najwięcej ludzi w historii. Austriacy nie byli wówczas w czołówce drużyn europejskich, a ta imponująca frekwencja była efektem niezwykle skutecznej reklamy. Wiedeńczycy zostali bowiem przedstawieni jako przeciwnik niezwykle wymagający. Na chorzowskim stutysięczniku ścisk był więc potężny. Zajęte były dosłownie wszystkie miejsca, a kibice obsadzili również koronę i przejścia. Na mecz przyjechały w komplecie drużyny piłkarskie z całej Polski, które spodziewały się zebrać doświadczenia przydatne później podczas swoich treningów.

Niestety, sam mecz okazał się rozczarowaniem. Głównie z winy Austriaków, którzy nawet nie próbowali grać jak równy z równym. Od razu „zamurowali” swoją bramkę licząc na jak najniższą porażkę. Z góry założyli, że ewentualne straty będą próbowali odrobić podczas meczu rewanżowego u siebie. W związku z tym bezczelnie grali na czas. Brazylijczyk Jacare był anonsowany jako nowy Pele, ale nie pokazał żadnych umiejętności, poza brutalnym faulem na Stanisławie Ośliźle, za który powinien zostać usunięty z boiska.

Taka taktyka niemal umożliwiła gościom osiągnięcie celu! Ostatecznie chorzowski mecz przegrali 0:1 po bramce zdobytej przez Romana Lentnera w 71. minucie, ale w rewanżu wygrali 1:0. Zgodnie z ówczesnym regulaminem o awansie do następnej rundy PEMK miał zadecydować trzeci mecz, który zabrzańscy działacze zdecydowali się również rozegrać w Wiedniu, zgadzając się na atrakcyjną finansowo propozycję Austriaków. Opłaciło się podwójnie, bo Górnik wygrał 2:1 po golach Ernesta Pohla oraz Jerzego Musiałka i ostatecznie wyeliminował rywali z rozgrywek.