- Ten nasz występ w Pucharze Polski na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej traktowaliśmy bardzo poważnie – stwierdził Prezes Unii Turza Śląska Zenon Rek. - Udowodniliśmy to wygrywając 1:0 ćwierćfinał z Polonią Bytom. Szkoda, że na półfinałowy mecz z kolejnym III-ligowcem Rekordem nie wyszliśmy w naszym najmocniejszym składzie, ale niestety naszą kadrę przetrzebiły urazy i inne problemy. Zabrakło kontuzjowanych Sławomira Musiolika i Wojciecha Caniboła oraz Szymona Jarego, który w tym terminie akurat nie mógł zagrać. I tak jednak dotarliśmy najwyżej w historii naszych pucharowych występów więc uważam to za sukces, a jednocześnie doceniamy klasę rywala. Obrońca trofeum udowodnił na boisku, że był lepszy, ale nie daliśmy im łatwej przepustki do finału tylko zrobiliśmy to co było w naszej mocy. Pogratulowałem więc naszym zawodnikom dobrej gry i ambicji, bo możemy powiedzieć, że godnie pożegnaliśmy się z Pucharem Polski i to w obecności Prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej i zarazem Wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kuli, który zaszczycił nas swoją obecnością na meczu.
Trener Unii Marek Hanzel najbardziej po meczu z Rekordem żałował tego, że dobrego w sumie występu nie udało się udokumentować zdobyciem choćby honorowej bramki: - Przegraliśmy, odpadliśmy, ale po walce. Myślę, że zostawiliśmy dobre wrażenie i byłem dumny z chłopców, bo do końca pracowali na trafienie i do 90. minuty mieli siły. Chcieli i potrafili wypracować sobie sytuacje w konfrontacji, który piłkarsko nas przewyższał, ale staraliśmy się tę różnicę zniwelować ambicją i zaangażowaniem. Podjęliśmy walkę i z tego możemy być dumni.
Natomiast szkoleniowiec Rekordu zwrócił uwagę na to, że kadra bielszczan jest bardzo szeroka i wyrównana. W wyjściowej jedenastce na mecz pucharowy było wszak tylko trzech zawodników z podstawowego składu z sobotniego meczu ligowego.
- Cieszymy się ze zwycięstwa – podkreślił Dariusz Mrózek. - Obawialiśmy się troszkę tego meczu ze względu na specyfikę boiska, ale nasz plan był realizowany tak jak chcieliśmy. Pressowaliśmy przeciwnika wysoko, żeby uniemożliwić zagrania piłek za plecy naszych obrońców i jestem zadowolony, bo plan się powiódł i jesteśmy w finale. Daliśmy pograć zawodnikom, którzy są w kadrze, trenują, ale mniej grali w lidze więc mogli się pokazać. 17-letni Filip Waluś wystąpił w środku pola i rządził co cieszy, a pozostali udowodnili, że trzymają dobry poziom i wszędobylski Seweryn Caputa walczył do końca, a Marcin Wróbel wykonał kawał dobrej roboty. Nie tylko strzelił gola na 1:0, ale także wywalczył rzut karny, a więc w naszym rankingu wewnętrznym dopisujemy mu asystę. I o to chodzi, żeby mieć w kadrze dwie równorzędne „dziewiątki”, które walczą o miejsce w wyjściowej jedenastce zarówno na ostatnie trzy mecze ligowe jak i finał Pucharu Polski na szczeblu Śląskiego Związku Piłki Nożnej.
Przypomnijmy, że w finale stawką będzie nie tylko obrona przez bielszczan trofeum, ale także 40 tysięcy złotych (pokonany otrzyma 10 tysięcy złotych) i prawo gry na szczeblu centralnym.