Śląski ZPN

LKS Pewel Ślemieńska to po prostu piłkarska rodzina

29/05/2023 09:59

W ostatnim meczu na swoim boisku w tym sezonie drużyna LKS-u Pewel Ślemieńska przegrała z LKS Sopotnia 2:3.


W niczym nie zmienia to jednak położenia zespołu Arkadiusza Urbańca, który jako prezes, trener i były zawodnik, nie mogący grać z powodu poważnego urazu nogi, pogodził się z miejsce w środku tabeli Klasy B Podokręgu Żywiec.

- Zaczynałem grać w piłkę u siebie – mówi Arkadiusz Urbaniec. - Choć słowo zaczynałem może trochę mylić, bo w czasach, w których stawiałem pierwsze piłkarskie kroki w naszej wiosce była tylko jedna drużyny, czyli seniorzy. Kiedy więc oficjalnie zostałem zawodnikiem to miałem już 16 lat i z boiska szkolnego oraz podwórkowego grania trafiłem od razu do klasy B, w której grałem 2 lata, a następnie przeszedłem do Stali-Śrubiarni Żywiec na zasadzie wymiany. To był rok 2003, czyli okres, w którym Śrubiarnia po rundzie jesiennej wycofała się z rozgrywek i kilku zawodników z Pewli Ślemieńskiej wróciło z niej do naszego klubu, a z ja z niego poszedłem do drużyny, która startowała od klasy B. Po dwóch latach Śrubiarnia całkiem się jednak rozsypała i zacząłem szukać swojego miejsca. Przymierzałem się do gry w Ciścu, w Czernichowie, aż w końcu z kilkoma kolegami ze Śrubiarni trafiliśmy do Beskidu Gilowice, gdzie byłem najdłużej grając w klasie A, tak samo jak w Beskidzie Godziszka, gdzie pograłem jeszcze 2 lata, aż wreszcie zimą 2014 roku wróciłem do swojego macierzystego klubu i zostałem grającym trenerem. Później, nadal grając, byłem też członkiem zarządu, następnie wiceprezesem i teraz drugą kadencję, czyli trzeci rok jestem Prezesem klubu.

- Jaki postawił pan sobie cel zaczynając prezesowanie w LKS-ie Pewel Ślemieńska?

- Cele były ambitne. Miałem nawet swoją listę zadań sportowych, ale życie zweryfikowało te moje „zapiski prezesa”. Udało się jednak rozruszać młodzież, a z tym wcześniej mieliśmy problemy. Od dwóch lat możemy się pochwalić tym, że prowadzimy trzy grupy młodzieżowe. W tej chwili są to: skrzaty, orliki i trampkarze oraz seniorzy. W takich małych miejscowościach, a w Pewli Ślemieńskiej mieszka około 1,5 tysiąca ludzi, wszystko opiera się na jakiejś grupie entuzjastów. Kiedy więc starsi zawodnicy zaczęli odchodzić to zaczął się problem ze skompletowaniem kadry. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że mają grać „swoi chłopcy”, ale ponieważ ich było za mało sięgnęliśmy po wsparcie z zewnątrz. Namówiłem kolegów, którzy grali ze mną w Gilowicach czy w Godziszce i na tych pasjonatach, którzy – jak to się mówi: zagrają za kiełbaskę – zbudowaliśmy drużynę, która walczy o punkty w klasie B. W kadrze pierwszej drużyny zgłoszonych mamy 25 zawodników, ale sporo piłkarzy, ze mną na czele, ma problemy zdrowotne więc rundę wiosenną zaczęliśmy praktycznie 16-osobową kadrą, w której 75 procent to miejscowi.

- Na kim opiera się wasz seniorski zespół?

- Kapitanem jest środkowy pomocnik Łukasz Widuch, który całe życie gra w LKS-ie Pewel Ślemieńska i został wybrany na „dowódcę”. Najlepszymi strzelcami są: Adam Kantyka, który na Żwiecczyźnie jest znany ze swoich snajperskich popisów i można go nazwać legendą naszego klubu, ale goni go Patryk Ścieszka, który wiosną też popisał się hat-trickiem. Dużym wsparciem są chłopcy z zewnątrz, którzy dzielą się swoim doświadczeniem, ale miejscowi jak to miejscowi niekoniecznie się z nimi zgadzają.

- Czym poza piłkarskim obowiązkami: prezesa, trenera i już nie zawodnika zajmuje się na co dzień Arkadiusz Urbaniec?

- Przez większą część swojego zawodowego życia pracowałem w korporacji, a od niedawna jestem w firmie logistycznej. Moja partnerka wie, że piłka jest moją pasją więc wyraża zgodę. Samanta nawet z naszym pierwszym dzieckiem, córeczką jeździła ze mną nawet na każdy mecz jeszcze gdy grałem w Beskidzie Godziszka. Teraz ma bliżej. W dodatku nasz dwuletni synek już zaczął łapać piłkę więc może będzie bramkarzem i też pójdzie piłkarskim szlakiem. Ja gdy byłem dzieckiem miałem swojego idola, a był nim Argentyńczyk Javier Zanetti, który nigdy nie został na tyle wyróżniony na ile – moim zdaniem – zasługiwał. Praktycznie całe swoje piłkarskie życie, a grał do 38. roku życia w reprezentacji Argentyny i do 41. roku życia w Interze Mediolan, nie miał kontuzji, aż do urazu, który spowodował, że pożegnał się z boiskiem. Zdobył Puchar UEFA 1998 roku i w zwyciężył w Lidze Mistrzów w 2010 roku, a przed erą Messiego to on ciągnął „Albiceleste”, rozgrywając 143 mecze w drużynie narodowej. Miał niesamowity charakter i choć górale też są znani ze swoich charakterów to do gry na takim poziomie trzeba czegoś naprawdę wyjątkowego. Ale kto wie... Może z naszego narybku też komuś się uda rozwinąć skrzydła. Jednak nie tylko z tą myślą działam w naszym klubie. Po prostu na boisku i w klubie jestem u siebie, bo tworzymy piłkarską rodzinę.